244. Zostaw to

106 12 6
                                    

Po upojnej nocy, obudziłam się pierwsza. Z miłością spojrzałam na śpiącego Wiktora. Byłam tak bardzo szczęśliwa, że znów jest ze mną. Patrzyłam na jego spokojna twarz i uśmiechałam się. W końcu przeciągnęłam się, wzięłam ubrania i poszłam do łazienki. Ubrałam się i miałam już wychodzić, gdy znów mnie zemdliło i po raz kolejny zwymiotowałam. Po chwili zła opłukałam usta i wyszłam na korytarz, gdzie wpadłam na Natalkę.
- ,,Och przepraszam." - mruknęła nastolatka.
- ,,W porządku. Co tak wcześnie wstałaś?" - zapytałam.
- ,,Musiałam do łazienki."
- ,,A, to już masz wolną." - powiedziałam i już miałam iść do kuchni, gdy zatrzymał mnie głos dziewczyny:
- ,,Proszę pani wszystko w porządku?"
- ,,Tak..., dlaczego pytasz?"
- ,,Bo słyszałam, jak pani wymiotowała..." - mruknęła z niepokojem.
- ,,To nic takiego. Na pewno tylko się czymś zatrułam." - machnęłam na to ręką.
- ,,Zosia mówiła, że to już długo trwa..."
- ,,Nic mi nie jest. Naprawdę." - przerwałam jej.
- ,,Moja mama tak wymiotowała, gdy była z Antkiem w ciąży..." - mruknęła i zniknęła w łazience.
Oszołomiona przystanęłam, rozważając to, co usłyszałam. Ciąża? Przecież to niemożliwe. Ja nie mogę mieć przecież dzieci. Nie to na pewno tylko jakieś zatrucie.
Zamyślona poszłam do kuchni i zaczęłam robić śniadanie dla wszystkich. Zaraz potem wszyscy zjawili się w kuchni i zjedliśmy razem śniadanie. Następnie odwieźliśmy dziewczyny do szkoły, a sami pojechaliśmy do bazy.
Ledwo do niej weszliśmy, oboje dostaliśmy wezwania. Zaraz potem kolejne i kolejne. Bardzo szybko zapomniałam o sytuacji z rana. Z racji, że kończyłam szybciej dyżur niż Wiktor, postanowiłam iść do szpitala i odwiedzić znajomą, która wreszcie się obudziła. Przebrałam się i poszłam do szpitala.
Weszłam do jej sali i spojrzałam na nią, wciąż bladą, z usztywnioną ręką, ale przynajmniej przypomną. Kobieta podniosła wzrok, a gdy mnie zauważyła, uśmiechnęła się.
- ,,O, Ania, przyszłaś." - ucieszyła się.
- ,,Hej Ami, też się cieszę, że Cię widzę. Jak się czujesz?" - zapytałam, przyglądając się z troską przyjaciółce.
- ,,Już lepiej, w końcu się obudziłam. Jak na to, że miałam krwotok to jest wyśmienicie." - zażartowała.
Uśmiechnęłam się lekko.
- ,,Nie żartuj sobie z takich rzeczy. Miałaś naprawdę dużo szczęścia. Co tam się w ogóle stało? Kto Cię zepchnął, bo nie uwierzę, że sama spadłaś?" - zapytałam, patrząc z uwagą na Amandę.
- ,,Nieważne..." - mruknęła, uciekając wzrokiem.
- ,,Ami, co jest? Ktoś Ci zagraża? Jak tak, to trzeba to zgłosić."
- ,,Daj spokój Anka. Zostaw to. Nie drąż, bo to się źle skonczy." - szepnęła niepewnie.
Spojrzałam na nią z niepokojem.
- ,,Ale nie chcę, żeby Ci się coś stało..."
- ,,Na razie nic mi nie grozi... dostali co chceli..."
- ,,Ale Ami..."
- ,,Anka proszę Cię, zostaw to. Nie chcę Cię narażać." - mruknęła stanowczo.
- ,,Dobra." - mruknęłam, nieprzekonana. - ,,Co lekarze mówią?"
- ,,Że miałam naprawdę dużo szczęścia i powinnam Ci podziękować, bo uratowałaś mi życie, więc dziękuję Anka."
- ,,Nie ma za co, taka praca." - mruknęłam zakłopotana.
- ,,To nie tylko praca, to powołanie." - powiedziała, uśmiechając się.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- ,,Ile będziesz musiała tu jeszcze zostać?"
- ,,Jakiś tydzień."
- ,,To nie tak źle."
- ,,No nie. A Tobie jak się układa?"
- ,,Dobrze. Wróciłam do pracy. Z Wiktorem znów jesteśmy razem. Mam wspaniałą córkę i przyjaciół. Czego chcieć więcej?"
- ,,To super."
Jeszcze chwilę porozmawiałyśmy, po czym pożegnałam się i wróciłam do bazy, czekając na Wiktora. Mężczyźnie jak zwykle przedłużył się dyżur. Usiadłam na kanapie znudzona, mając już ochotę wrócić do domu. Byłam bardzo zmęczona i znów mnie mdliło. W końcu zrobiłam sobie herbatkę imbirową i poczułam się trochę lepiej. Po jakieś półgodzinie Wiktor wreszcie wszedł do bazy. Na mój widok uśmiechnął się i mnie pocałował.
- ,,Hej słoneczko."
- ,,Cześć kochanie. Wreszcie jesteś."
- ,,Przepraszam, przedłużyło nam się trochę."
- ,,Okej, ale jedźmy już do domku. Jestem bardzo zmęczona." - poprosiłam.
- ,,Dobrze. Tylko się przebiorę i możemy jechać."
Mężczyzna zniknął w szatni, w ja zaczęłam rozmyślać o Amandzie i tym, co się stało. Doskonale wiedziałam, że jej ktoś groził i w ten sposób chciał zastraszyć, ale nie miałam pojęcia kto i dlaczego. Zresztą ja prawie wcale jej nie znałam. Ale bardzo ją lubiłam i nie chciałam, żeby coś jej się stało.
W końcu Wiktor wrócił przebrany z szatni i mogliśmy iść do samochodu. Ledwo ruszyliśmy w stronę domu, a mi się zaczęły oczy zamykać. Nawet nie wiem, kiedy odpłynęłam.

- ,,Aniu, kochanie." - obudził mnie głos Wiktora i jego pocałunek.
Uśmiechnęłam się i otworzyłam oczy. Przeciągnęłam się, ziewając.
- ,,Już jesteśmy?"
- ,,Tak maleństwo. Chodź, wyśpisz się w wygodnym łóżku."
- ,,Dobrze."
Wysiadłam i musiałam się przytrzymać samochodu, bo zakręciło mi się w głowie.
- ,,Anka, co jest?" - zapytał zmartwiony Wiktor, podchodząc do mnie.
- ,,Nic. Po prostu nie jadłam nic od rana i bardzo zmęczona jestem."
- ,,Oj Anka no. Przecież Ty musisz jeść. A skoro jesteś aż tak bardzo zmęczona, to może powinnaś brać krótsze dyżury?"
- ,,Nie, po prostu dzisiejsze wezwania były wyjątkowo męczące." - powiedziałam.
Wciąż kręciło mi się mocno w głowie. Gdy puściłam się samochodu i próbowałam zrobić krok, zachwiałam się i oparłam o Wiktora. Mężczyzna mnie przytrzymał.
- ,,Malutka nie podoba mi się to. Te Twoje mdłości, wymioty, osłabienie, zawroty głowy... Może powinnaś zrobić dodatkowe badania." - powiedział z troską.
- ,,Nie trzeba... to tylko zmęczenie..." - szepnęłam, przymykając oczy i mocniej opierając się o Wiktora.
- ,,Dziś to na pewno musisz odpocząć." - powiedział, po czym wziął mnie na ręce.
- ,,Wiktor, no co Ty?" - zawołałam zaskoczona, oplatając się ramionami o jego szyję.
- ,,Nie chcę, żebyś upadła, kochanie." - powiedział ciepło, po czym zaniósł mnie do domu i położył na łóżku w sypialni.
- ,,Pomóc Ci się przebrać?" - zapytał.
- ,,Nie trzeba, ale skoro aż tak bardzo chcesz..." - odpowiedziałam rozbawiona.
Wiktor zachichotał, po czym poszedł zamknąć drzwi wejściowe i przyniósł mi z łazienki piżamę. Ubrałam ją i położyłam się na łóżku, okrywając kołdrą.
- ,,Zrobisz mi kakałko?" - zapytałam z nadzieją.
- ,,Jasne słoneczko."
Po kilku minutach Wiktor wrócił z kakao i talerzem małych kanapeczek z dżemem. Po prostu podzielił zwykle kromki chleba posmarowanego dżemem na kilka małych kawałeczków, ale to było takie urocze z jego strony. Uśmiechnęłam się, widząc to. Wiktor podał mi talerz, a na stoliku nocnym postawił kubek z kakao.
- ,,Proszę malutka. Może poczujesz się trochę lepiej." - powiedział.
- ,,Dziękuję." - szepnęłam wzruszona i zaczęłam jeść, a potem wypiłam kakao.
- ,,Było przepyszne, od razu mi lepiej." - powiedziałam, uśmiechając się słodko.
Wiktor uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
- ,,To teraz odpocznij kochanie."
- ,,Położysz się obok? - zapytałam z nadzieją.
- ,,Oczywiście, tylko przebiorę się i zajrzę do Zosi."
Skinęłam głową, a Wiktor wyszedł. Nie czekałam długo, bo już po kilku minutach Wiktor wrócił, położył się obok mnie i przytulił mnie.
- ,,Jak Zosia?"
- ,,Zasnęła na łóżku nad książką. Przykryłem ją."
- ,,Dobrze. Dobranoc kotku." - szepnęłam, ziewając.
- ,,Dobranoc skarbie. Słodkich snów." - szepnął, tuląc mnie.
Uśmiechnęłam się i zasnęłam, czując się wyjątkowo bezpiecznie.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 4 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Długo wyczekiwany ratunek... 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz