221. Ty go nadal kochasz

119 11 9
                                    

Gdy wreszcie pociąg przyjechał, byłam podekscytowana spotkaniem z Zosią, jednak równocześnie się bałam. Stałam niepewnie obok Wiktora, aż wreszcie zobaczyłam Zosię i Natalkę, wysiadające z pociągu i podchodzące do opiekunki. W tej samej chwili Zosia też nas zobaczyła i zrobiła coś czego w ogóle się nie spodziewałam. Krzyknęła mamo i podbiegła do nas, wpadając mi w ramiona i przytulając się mocno. Oszołomiona, ale również mocno szczęśliwa przytuliłam ją do siebie. Tak bardzo mi jej brakowało. Potem okazało się, że matka Natalki nie ma czasu się nią zająć, więc zaproponowałam, żeby pojechała do nas. Dziewczyna po chwili wahania się zgodziła, więc ruszyliśmy do wyjścia. Dziewczyny szły przed nami, rozmawiając. Gdy znaleźliśmy się na dworcu  ilość ludzi znów mnie przytłoczyła, więc wtuliłam się w Wiktora. Widziałam, że Zosia to widziała, ale miałam nadzieję, że nie będzie pytać. Następnie wróciliśmy do domu, gdzie zjedliśmy przygotowany przeze mnie obiad. Potem dziewczyny opowiedziały nam o obozie i obejrzeliśmy film. Następnie zjedliśmy ciasto i cukierki. Zosia ucieszyła się, widząc nasze ulubione cukierki. Po zjedzeniu deseru dziewczyny poszły na górę poplotkować, a Wiktor stwierdził, że posprząta po jedzeniu, więc ja udałam się do sypialni. Tam położyłam się na łóżku, patrząc w sufit. Po chwili przyszedł Wiktor. Usiadł obok mnie i zapytał z troską:
- ,,Dobrze się czujesz?"
- ,,Tak, po prostu..." - nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
- ,,Dużo się dzisiaj działo, co?"
- ,,Tak... Było super, ale trochę mnie to przytłoczyło i jestem zmęczona..." - przyznałam w końcu.
- ,,W porządku. To całkiem zrozumiałe. Więc teraz sobie odpocznij." - odparł troskliwie.
- ,,A Wiktor?" - zapytałam niepewnie.
- ,,O co chodzi?"
- ,,Ten wyjazd nad morze jest nadal aktualny?"
- ,,Jeśli nadal chcesz, to jasne."
- ,,Chcę."
- ,,To świetnie, bo już wszystko załatwiłem. Pojutrze wyjeżdżamy o 03.00 i po około 5 godzinach będziemy w Łebie." - poinformował mnie, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- ,,Cudownie! A wynająłeś już coś? Jakiś pokój czy coś?"
- ,,Tak wynająłem nam dwa pokoje, jeden dla Zosi i jeden dla nas. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?"
- ,,Nie, brzmi super." - odpowiedziałam, ziewając.
Wiktor zachichotał.
- ,,No widzę, że ktoś tu za rano wstał i jest już zmęczony. Odpocznij sobie kochanie." - powiedział, a ja zapytałam niepewnie:
- ,,Mogę się przytulić?"
Wiktor bez słowa położył się obok mnie i mnie przytulił. Ja otulona jego spokojnym biciem serca, po chwili zasnęłam.

Następny dzień minął nam spokojnie. Natalka wyszła od nas o 12.00, a Zosia bardzo się ucieszyła, że jutro wyjeżdżamy nad morze. Ten dzień spędziliśmy głównie na pakowaniu się na wyjazd. Gdy się spakowaliśmy, Wiktor zaniósł nasze bagaże do samochodu, a ja zajęłam się przygotowywaniem prowiantu. Co do Miłki i Fafika, to Wiktor ustalił wszystko z naszym sąsiadem, który kochał zwierzęta. Mężczyzna zobowiązał się zająć się nimi podczas naszego wyjazdu. Zwierzaki dobrze go znały i lubiły, więc nie powinny sprawiać problemu. Gdy wieczorem wszystko było już gotowe, Zośka poszła się położyć, żeby choć trochę się przespać. Wiktor spał już od jakieś godziny, bo w końcu miał jutro prowadzic i musiał być wypoczęty, jednak ja nie mogłam zasnąć.
Siedziałam w salonie, przeglądając od niechcenia telefon. Byłam zestresowana tym wyjazdem, a równocześnie podekscytowana, że spędzę te dni z Wiktorem i Zosią. W końcu wstałam i po raz kolejny sprawdziłam, czy aby na pewno wszystko zabraliśmy. Po upewnieniu się, że wszystko jest okej, nalałam sobie wody do szklanki i wyszłam na taras. Usiadłam na ziemi, opierając się o ścianę i spojrzałam w niebo. Rozmyślałam nad wszystkim, co się ostatnio działo, a działo się naprawdę dużo. Nagle moje rozmyślenia przerwał dźwięk SMSa. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam, że to od Martynki. Uśmiechnęłam się i przeczytałam go:
,,Hej, jak się czujesz? Słyszałam, że jedziecie nad morze na kilka dni. Nawet nie wiesz, jak Ci zazdroszczę. Miłego pobytu, odpocznijcie i wracajcie do nas cali i zdrowi 😘 A i po powrocie będę miała do Ciebie pewną sprawę. Tęsknię 🥲"
Odpisałam jej:
,,Hej, chcesz pogadać? I tak nie mogę spać."
Po chwili Martyna zadzwoniła do mnie na kamerce.
- ,,Hej Anuś!" - przywitała się radośnie.
- ,,No hej Martyś! Jak ja Cię już dawno nie widziałam." - stwierdziłam z uśmiechem, orientując się, jak bardzo brakowało mi rozmów z przyjaciółką.
- ,,Ja też. Jak się czujesz? Już lepiej? Żebra się zrosły? Boli?" - zasypała mnie zatroskana pytaniami.
- ,,Już jest dobrze. Fizycznie czuję się już całkiem nieźle. Żebra bardzo rzadko mnie już bolą, a oparzenia już całkiem zniknęły."
- ,,A psychicznie jak sobie radzisz?" - zapytała niezwykle delikatnie.
Przełknęłam ślinę, ale odpowiedziałam cicho:
- ,,No tu jest trochę gorzej, ale powoli dochodzę do siebie. Wiktor bardzo mnie wspiera."
- ,,To dobrze. Dobrze, że na niego trafiłaś."
- ,,Wiem, jest cudowny. Taki opiekuńczy, troskliwy. Przy nim czuję się tak bezpiecznie i dobrze." - odparłam, rumieniąc się lekko.
Martynka zachichotała cicho.
- ,,Anka przyznaj się, że Ty go nadal kochasz."
- ,,No... kocham, bardzo kocham. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Momentami chciałabym go po prostu pocałować." - przyznałam w końcu.
- ,,To czemu tego nie zrobisz, co?"
- ,,No, bo nie wiem, czy on też..."
- ,,Anka, przecież to jasne, że tak. On za Tobą szaleje. Żebyś widziała, jak przez te trzy miesiące praktycznie nie odstępował Cię na krok. Jeśli nie pracował, to przesiadywał u Ciebie w szpitalu. Siłą trzeba go było stamtąd wyciągać. A po tym feralnym wezwaniu, to był tak przerażony i zagubiony. Anka, on nie chce na Ciebie naciskać, bo nie wie, czy już jesteś gotowa, ale Cię kocha, to przecież widać. Skoro też go kochasz, to na co czekasz?"
- ,,To nie takie proste..." - mruknęłam zakłopotana.
- ,,Dobra, zrobisz, jak będziesz chciała, ale jak nie spróbujesz, to będziesz żałować."
- ,,Okej, dość o mnie. Opowiadaj, co tam u Ciebie." - zmieniłam szybko temat.
- ,,A u mnie to bardzo dobrze. Jestem przeszcześliwa z Piotrkiem." - odpowiedziała radośnie.
- ,,O to wspaniale. To kiedy ślub?" - zażartowałam.
- ,,No właśnie, bo w tej sprawie chciałam z Tobą pogadać." - odpowiedziała, a ja zdziwiona spojrzałam na nią.
- ,,No, bo jesteś moją świadkową i..." - zawahała się.
- ,,I?"
- ,,Kiedy wracacie?"
- ,,Za jakieś dwa tygodnie, a co?"
- ,,To będę potrzebować Twojej pomocy jak wrócicie." - odpowiedziała zagadkowo.
- ,,No Martyna, ale o co chodzi?"
- ,,Bo w maju bierzemy ślub, a dosłownie nic jest jeszcze nie gotowe, ani nie ustalone. Boję się, że nie zdążymy." - wyznała.
- ,,Martyna spokojnie. Na pewno zdążycie. Przecież zostało jeszcze jakieś 9 miesięcy. Ogarniemy wszystko na spokojnie. Nie martw się na pewno Ci pomogę." - zapewniłam ją.
- ,,Dzięki Anka i będę już kończyć, bo jutro na rano mam dyżur, a Ty rano wyjeżdżasz, więc trzeba odpocząć."
- ,,No jasne. Trzymaj się Martynka."
- ,,Ty też kochana. Miłego wypoczynku. Wyślij mi jakieś zdjęcia albo kartkę."
- ,,Jasne. Do zobaczenia później."
- ,,Pa."
Zakończyłam rozmowę z przyjaciółką i się uśmiechnęłam. Zrobię wszystko, żeby ten ich ślub i wesele by najpiękniejsze i żeby zapamiętali je na zawsze. Dopiłam wodę i znów zapatrzyłam się w niebo. Martyna miała rację. Miałam ogromne szczęście, że trafiłam na Wiktora. Uśmiechnęłam się, przypominając sobie wszystkie nasze wspólne, szczęśliwe chwile. Zaczęłam rozmyślać, jak cudownie byłoby znów zatracić się w oczach mężczyzny i go pocałować oraz spędzić namiętną i magiczną noc razem. Ach, byłoby cudownie.
Nim się obejrzałam, kiedy zegarek wybił 02.30. Wstałam z podłogi i rozprostowałam zdrętwiałe ciało. Wróciłam do środka i poszłam do sypialni. Wzięłam ubrania i ruszyłam do łazienki. Wykąpałam się, ubrałam, uczesałam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Potem poszłam do kuchni, gdzie zrobiłam Wiktorowi i Zosi po kanapce i herbacie. Następnie udałam się na górę i weszłam do pokoju córki. Uśmiechnęłam się, widząc jak słodko sobie śpi. Kucnęłam obok niej i przeczesałam jej roztargane włosy.
- ,,Kochanie wstawaj, już czas."
- ,,Jeszcze 5 minut mamuś." - zamruczała przez sen.
Zaśmiałam się.
- ,,Wstawaj kochanie, wyśpisz się w samochodzie."
- ,,No dobrze." - odparła, wstała, przeciągnęła się i poszła się ubrać do łazienki.
Ja zeszłam na dół i weszłam do sypialni. Zaśmiałam się, widząc Wiktora rozwalonego na całym łóżku. Usiadłam obok niego i powiedziałam:
- ,,Wiktor wstawaj."
Mężczyzna nie zareagował.
- ,,Wiktor no, czas wstawać." - zawołałam, głaszcząc go po twarzy.
- ,,Jeszcze chwilę..." - mruknął, a ja się zaśmiałam.
- ,,Taki ojciec, taka córka. Wstawaj śpiochu." - powiedziałam rozbawiona.
- ,,Yhm..." - mruknął, nadal śpiąc.
- ,,Dobra, sam tego chciałeś." - mruknęłam, wzięłam swoją poduszkę i uderzyłam nią Wiktora.
Mężczyzna od razu się obudził.
- ,,Ej no!" - zawołał rozespany.
- ,,Ostrzegałam!"
- ,,Tak chcesz ze mną pogrywać? To dobrze!"
Wiktor złapał drugą poduszkę i uderzył mnie nią.
- ,,Osz Ty!" - krzyknęłam i oddałam mu.
Wiktor nie został mi dłużny i mi oddał. Rozpętała się burza na poduszki, aż w końcu Wiktor złapał mnie i rzucił na łóżko. Zawisł nade mną i patrzył na mnie rozbawiony.
- ,,I co teraz?"
- ,,Teraz dostaniesz poduszką!" - zawołałam, uderzając go znowu i przewalając na łóżko.
Tym razem to ja byłam nad nim.
- ,,Tak chcesz pogrywać?! To masz!" - krzyknął i znów dostałam poduszką.
Zaśmiałam się i mu oddałam. Uderzaliśmy się jeszcze chwilę,  przewracając się na zmianę na łóżko i śmiejąc się głośno. Zabawa była przednia. W końcu przerwała nam Zosia, która wyszła z łazienki i stanęła w progu sypialni, przyglądając nam się rozbawiona:
- ,,Jak dzieci. Normalnie jak dzieci. Tato łazienka jest wolna."
Po tym wyszła, a my wybuchneliśmy śmiechem.
- ,,Nieźle nas podsumowała." - stwierdził rozbawiony Wiktor, po czym spojrzał na mnie:
- ,,Dziękuję za miłą pobudkę, a teraz idę się przebrać i jedziemy."
Uśmiechnęłam się. Wiktor poszedł się przebrać, a ja pościeliłam łóżko. Następnie zeszłam do kuchni, gdzie siedziała Zosia, jedząc śniadanie.
- ,,Hej mami. Widzę, że mimo tak wczesnej pory humory Wam dopisują."
- ,,Tak się kończy, jak ktoś nie chce wstać." - odparłam, śmiejąc się.
Zaraz potem przyszedł Wiktor, który usiadł obok Zosi i zjadł śniadanie. Ja nie byłam głodna, więc wypiłam tylko szklankę wody. Po śniadaniu, zabraliśmy koszyk z prowiantem, założyliśmy buty, pożegnaliśmy się ze zwierzakami i wsiedliśmy do auta. Wiktor prowadził, uważnie obserwując drogę i słuchając radia, a Zosia czytała książkę na telefonie. Cisza, ciemność i łagodne bujanie samochodu szybko mnie uśpiły i zanim zdążyliśmy wyjechać z Warszawy, ja już spałam.

Długo wyczekiwany ratunek... 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz