241. List

84 12 3
                                    

Przez kolejny tydzień nie działo się wiele. Dużo pracy, mało czasu na odpoczynek. Momentami byłam bardzo zmęczona. Mdłości wciąż mnie trochę męczyły, ale już nie tak bardzo jak na początku. Zajęta pracą nie zwracałam na nie zbytniej uwagi.
Co mnie cieszyło bardzo to to, że Wiktor wreszcie wrócił do pracy. W zasadzie powinien być zawieszony do końca października, ale Gabi brakowało ludzi, więc go przywróciła po 1,5 miesiącu zamiast po 2 miesiącach. Ostrzegła go, że jeszcze jedna taka sytuacja, a będzie miał problemy. Dzięki temu, że Wiktor wrócił do pracy, widywałam go dużo częściej i mogliśmy znowu razem spędzać czas podczas przerw.
Co do pracy, to od razu się w nią wdrożyłam i radziłam sobie całkiem nieźle. Koledzy i koleżanki z zespołu bardzo mnie wspierali i pomagali. Nawet Artur otoczył mnie opieką i pomagał mi, przypominając mi zasady z kodeksu. Byłam im bardzo wdzięczna i czułam się cudownie w ich towarzystwie. Jedyną osobą, która nie darzyła mnie sympatią był Kuba, który uważał, że wszystko wie lepiej. Na szczęście od kiedy wrócił Wiktor, to nie miałam zbyt dużo dyżurów z Kubą.
Co do ostatniej groźby na razie była cisza, ale czułam, że to tylko cisza przed burzą. Nie powiedziałam o tym nikomu, nie chcąc ich martwić.
Dziś wróciłam do domu wyjątkowo wcześnie, bo o 13.00. Zosia, która po dwóch tygodniach leżenia w domu i rehabilitacji, wczoraj wróciła do szkoły, ale miała zwolnienie z wf przez kilka nastepnych miesiącach. Teraz była jeszcze w szkole, więc w domu było pusto, bo zwierzaki ganiały po podwórku. Zmęczona zdjęłam buty i płaszcz, odłożyłam torebkę i położyłam się na kanapie. Kochałam moją pracę, ale nieraz była strasznie wyczerpująca. Ostatnio wciąż byłam bardzo zmęczona, co mnie mocno wkurzało. Pewnie powinnam iść i zrobić badania, ale nie miałam czasu.
Leżałam chwilę, gdy nagle usłyszałam trąbienie samochodu. Niechętnie wstałam i podeszłam do okna. Zobaczyłam, że podjechał listonosz, miły pan Kazio, i trąbił na naszych sąsiadów, którzy nie zamontowali dzwonka. Ciekawa, czy ma może coś dla nas, zarzuciłam płaszcz na ramiona i wyszłam. Powoli podeszłam do furtki i poczekałam, aż listonosz wręczy listy naszej sąsiadce. Gdy już to zrobił, odezwałam się z uśmiechem:
- ,,Dzień dobry Panie Kaziu. Jak tam u Pana? Jak zdrowie?"
- ,,O dzień dobry Pani Aniu. A wszystko w jak najlepszym porządku. Posłuchałem pani i poszedłem, do tego kardiologa, co go pani polecała. Zmienił mi leki i czuję się wspaniale." - odpowiedział z ciepłym uśmiechem.
- ,,To cudownie."
- ,,A u Pani wszystko dobrze?"
- ,,Nie mogę narzekać. Jest całkiem dobrze." - odparłam, uśmiechając się.
- ,,Mam coś dla pani. Zaraz... gdzie to było... o jest. Proszę. Trzy listy dla pani." - powiedział, wręczając mi trzy koperty.
Wzięłam je i przejrzałam. Dwa, mniejsze to były zwykle rachunki do zapłacenia, jednak gdy spojrzałam na trzeci, większy zamarłam. Tę pieczęć rozpoznałabym wszędzie. Zadrżałam i oparłam się o furtkę, bo zrobiło mi się słabo.
- ,,Pani Aniu? Co się stało? Zła wiadomość?" - zapytał z troską pan Kazio, podchodząc do mnie.
Pokazałam mu list.
- ,,O pieczątka z sądu. Wezwanie?" - zapytał.
- ,,Peewniie taaak..." - jąkałam się bardzo.
- ,,Niech się Pani nie martwi i utrze nosa temu gagadkowi. Niech płacze po spotkaniu z Panią." - rzucił, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- ,,Dziękuję. Pan to zawsze potrafi podnieść na duchu i rozbawić." - powiedziałam.
- ,,Staram się." - powiedział skromnie. - ,,Do zobaczenia pani Aniu."
- ,,Do zobaczenia."
Listonosz odjechał, a ja wróciłam do domu. Rachunki zostawiłam w kuchni, a z pismem w ręku wróciłam do salonu. Usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w list. Ręce mi drżały i nie mogłam się zmusić, żeby otworzyć go. Siedziałam z tym listem w dłoni, tracąc poczucie czasu. Ocknęłam się dopiero, jak usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Po chwili usłyszałam wesołe głosy Wiktora i Zosi.
- ,,Ania, jesteś? Wróciliśmy już." - zawołał Wiktor.
Wzięłam głęboki oddech, odłożyłam list na stół, wstałam i poszłam do przedpokoju.
- ,,Hej. Jestem." - powiedziałam, uśmiechając się, po czym podeszłam, pocałowałam Wiktora w policzek i przytuliłam Zosię.
- ,,Witaj kochanie." - powiedział Wiktor, przytulając mnie.
Następnie zjedliśmy razem obiad, a potem Zosia poszła odrobić lekcje. Chciałam pozmywać po obiedzie, ale Wiktor wygonił mnie z kuchni, mówiąc, że on posprząta. Poszłam, więc do salonu i znów usiadłam na kanapie. Ponownie wzięłam pismo do ręki, ale nadal bałam się je otworzyć. Pogrążona w myślach nawet nie usłyszałam, kiedy Wiktor wszedł do salonu. Dopiero, gdy dotknął mojego ramienia, podskoczyłam i spojrzałam na niego zaskoczona.
- ,,Coś się stało?" - zapytał z troską, siadając obok i obejmując mnie ramieniem.
Nie odpowiedziałam, tylko nadal miętosiłam w rękach kopertę. Wiktor zauważył ją i zapytał:
- ,,Co to za list?"
Nie odpowiedziałam, więc Wiktor delikatnie wyjął ją z moich rąk i spojrzał na nadawcę.
- ,,Prokuratura Okregowa w Warszawie... Nie przeczytałaś?" - zapytał mnie.
Pokręciłam przecząco głową.
- ,,Dlaczego?"
- ,,Boję się..." - szepnęłam z trudem.
Wiktor spojrzał mi uważnie w oczy, po czym przytulił mocniej.
- ,,Mam otworzyć?"
Skinęłam niepewnie głową. Wiktor otworzył i przeczytał na głos:

,,PROKURATURA OKRĘGOWA
w Warszawie
Wydział ds. Przestępczości Seksualnej i Przemocy w Rodzinie
ul. Chocimska 28, 00-791 Warszawa
tel. 22 xxx xx xx

Warszawa, dnia 17 września 2018 roku

Sygn. akt: PO 1 Ds. 276/2018

WEZWANIE NA PRZESŁUCHANIE W CHARAKTERZE POKRZYWDZONEJ

Wzywa się Panią Annę Reiter do osobistego stawiennictwa w dniu  5 października 2018 roku o godzinie 10:00 przed Prokuraturą Okręgową w Warszawie, ul. Chocimska 28, pokój nr 341, celem przesłuchania w charakterze pokrzywdzonej w sprawie dotyczącej czynów z art. 197, 148 § 1, 207 § 1, 189a KK oraz innych przestępstw objętych postępowaniem przygotowawczym o sygn. akt PO 1 Ds. 276/2018.

Stawiennictwo obowiązkowe. Proszę o zabranie ze sobą ważnego dokumentu tożsamości (dowód osobisty, paszport lub inny dokument stwierdzający tożsamość).

Z poważaniem,
Marta Jankowska
Prokurator Prokuratury Okręgowej w Warszawie"

Oszołomiona wpatrywałam się przed siebie. Ledwo docierał do mnie sens tego, co Wiktor przed chwilą przeczytał. Mężczyzna spojrzał na mnie i przytulił mnie mocniej.
- ,,Nie bój się. To będzie miało miejsce w ,,niebieskim pokoju". Przesłuchanie będzie przeprowadzone przez prokurator, prowadzącą sprawę, z udziałem biegłego psychologa bez obecności Alana oraz w formie rejestracji audiowizualnej. Twoje przesłuchanie odbędzie się wyłącznie raz w tym pokoju. Protokół z przesłuchania zostanie utrwalony, a jego zapis będzie wykorzystany w toku postępowania sądowego. Aniu, nie zostawię Cię, będę Cię wspierał na każdym kroku, będę przy Tobie. Obiecuję Ci, że przejdziemy przez to wszystko razem. Dasz radę kochanie. Jesteś dzielna i wspaniała. Wreszcie się od nich uwolnisz. Razem damy radę, a ten psychol odpowie za wszystko, co Ci zrobił. Jestem przy Tobie Aniu i zawsze będę. Nie jesteś w tym sama. Już nie musisz radzić sobie sama. Masz mnie. Pomogę." - zapewnił mnie Wiktor, a ze wzruszenia łzy napłynęły mi do oczu.
Wtuliłam się mocno w Wiktora, czując jego wsparcie.
- ,,Dziękuję..." - szepnęłam łamiącym się lekko głosem.
Wiktor uśmiechnął się, zbliżył i pocałował mnie w usta. Z przyjemnością odwzajemniłam pieszczotę. Humor od razu mi się poprawił. Reszta dnia minęła nam bardzo miło.

Długo wyczekiwany ratunek... 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz