209. Napięcie

228 17 6
                                    

Anka pracuje już dwa tygodnie i całkiem nieźle sobie radzi, jednak znam ją bardzo dobrze i widzę, że coś jest nie tak. Blondynka jest smutna, przygaszona, momentami nieobecna. Co więcej, to od tego feralnego dyżuru pierwszego dnia, wydaje mi się, że Anka specjalnie mnie unika. Tak jakby nie chciała w ogóle ze mną rozmawiać. Boli mnie to, bo nie rozumiem, co się właściwie dzieje. Czy to ja coś nie tak zrobiłem? Kobieta twierdzi, że nie, ale dlaczego w takim razie się tak zachowuje? Całkiem tego nie rozumiem. Tęsknię za nią mocno. Za naszymi rozmowami, przytulasami, jej obecnością w moim życiu. Z nią wszystko wydawało się łatwiejsze. Teraz znów czuję się samotny, tym bardziej, że Zosia pojechała na dwutygodniowy obóz językowy.
Moje rozmyślania przerwał widok bazy, pod którą właśnie podjechałem. Zaparkowałem i niechętnie wysiadłem i ruszyłem do bazy. Wszedłem z nadzieją, że spotkam Anię i może uda mi się z nią porozmawiać. Nie było jej jeszcze, co mnie zdziwiło, bo zwykle była wcześniej. No, ale cóż, może zaspała. Poszedłem do szatni, przebrałem się i wróciłem do pokoju socjalnego. Zrobiłem sobie kawę i zagadałem się z Piotrkiem. Po jakimś czasie niespodziewanie do bazy wpadła Anka. Gdy na nią spojrzałem, zdziwiłem się mocno. Musiałem to przyznać. Kobieta wyglądała okropnie. Miała rozwiane, potargane włosy, rozmazany makijaż oraz podkrążone i zaczerwienione oczy. Jej ubranie było w nieładzie, poplamione i pogniecione. Do tego kobieta zachowywała się dziwnie. Gdy spojrzałem jej w oczy, zrozumiałem co się stało. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, Anka zniknęła w szatni. Siedziałem chwilę oszołomiony. Nie mogłem w to uwierzyć. Przecież Anka nigdy się tak nie zachowywała. Chcąc z nią to wyjaśnić, wstałem i wszedłem do szatni. Kobieta siedziała na ławce z przymkniętymi oczami, ale gdy tylko wszedłem, od razu je otworzyła. Przyjrzałem jej się i potwierdziły się moje przypuszczenia. Anka była po prostu pijana. Nie jakoś bardzo, ale widać było, że alkohol wciąż ją trochę trzyma. Wiedziałem, że Anka ma słabą głowę do alkoholu i nie przepada za nim, więc zastanawiałem się, co się takiego stało, że kobieta po niego sięgnęła. Próbowałem z nią porozmawiać, jednak kobieta od razu skłamała mi prosto w oczy, a potem zapierała się i nie chciała mnie słuchać. A na koniec kazała mi się odczepić i uciekła. Jej zachowanie zszokowało mnie mocno. Cholera! Co takiego się stało, że Anka upiła się, choć nie przepada za alkoholem? Zacząłem martwić się o nią jeszcze bardziej. Zacząłem domyślać się, że Anka już całkiem się pogubiła i nie wie, co robi. Chciałem jej pomóc, ale nie wiedziałem jak, tym bardziej, że kobieta znów mnie odrzuciła. Wiedziałem, że Anka nie powinna pracować w takim stanie, bo może zaszkodzić innym, ale nie miałem siły się z nią kłócić. Nie miałem czasu roztrząsać dłużej tego, bo razem z Piotrkiem i Kubą dostaliśmy wezwanie do udaru. Potem do złamania, zawału i bólu brzucha. W końcu gdzieś w okolicach godziny 16.00 dostaliśmy wezwanie do pożaru. Od Rudej dowiedziałem się, że na miejscu jest już zespół 23S, ale za żadne skarby nie mogłem sobie przypomnieć, kto w nim jeździ. Spojrzałem pytająco na Piotrka, ale ten się wahał.
- ,,Kędzior, Nowy i..." - stwierdził, a ja dokończyłem zmartwiony:
- ,,I Anka."
Od razu skierowaliśmy się do karetki, a Piotrek ruszył na podany przez Rudą adres. Na miejscu dowiedziałem się, że sytuacja jest opanowana i mamy zabierać poszkodowanych do szpitali. Tak też zrobiliśmy. Zajęliśmy się transportem pacjentów. W międzyczasie czasie wciąż migali mi przed oczami Kędzior i Nowy, ale nigdzie nie widziałem Anki, co bardzo mnie martwiło. W końcu zawieźliśmy ostatniego naszego poszkodowanego i wróciliśmy na miejsce. Jakiś inny zespół zabierał jeszcze jakiegoś pacjenta. Rozejrzałem się. Nigdzie nie widziałem Anki. Szybko podbiegłem do Nowego.
- ,,Nowy!"
- ,,Tak doktorze?"
- ,,Gdzie jest Anka?!"
- ,,Yyy... gdzieś tutaj była..." - stwierdził niepewnie chłopak, rozglądając się.
Złapałem radio i zacząłem nawoływać kobietę, jednak ona nie odpowiadała. Spanikowany podpytałem jeszcze kilku kolegów, jednak żaden z nich jej nie widział. Zdenerwowany kręciłem się w kółko, mając złe przeczucia. W końcu podszedłem do dowódcy strażaków i zapytałam jak wygląda sytuacja. Mężczyzna stwierdził, że nadal walczą z ogniem na ostatnim piętrze, a sytuacja wygląda nieciekawie. Skinąłem głową i odszedłem w stronę karetki. Przystanąłem przy niej i ponownie próbowałem skontaktować się z Anką. Kobieta wciąż nie dawała znaku życia, a ja powoli zaczynałem panikować.
Nagle z budynku wybiegł przerażony kilkulatek. Dowódca straży chciał go zatrzymać, ale wystraszony malec odbiegł od niego. Szybko podszedłem do niego i odezwałem się łagodnie:
- ,,Ej mały spokojnie."
Chłopiec spojrzał na mnie, obserwując mnie bacznie, aż w końcu zapytał:
- ,,Pan jest ratownikiem?"
- ,,Dokładniej to lekarzem." - odparłem, a chłopak wyciągnął w moją stronę rękę z jakąś kartką i oznajmił cicho:
- ,,Pani Ania kazała to panu dać."
Zamarłem. No chyba nie chodziło mu o Ankę, ale niestety wszystko właśnie na to wskazywało. Wziąłem od chłopca kartkę i rozprostowałem ją. Od razu rozpoznałem charakterystyczne pismo przyjaciółki. Wystraszony zdałem sobie sprawę, że skoro chłopiec wybiegł z palącego się bloku, to znaczy, że Anka może nadal być w środku. Spojrzałem znów na kartkę i przeczytałem co napisała:
,,Wojtk l 5 - upadk z wyskosc 1-2 m prztruci dym stan oguln dobr wystaszon raczj brak obrzen do obserwci"
Zmartwiłem się, widząc błędy i literówki jakie zrobiła. Zwykle pisała bezbłędnie, nawet jak się spieszyła. Musiało być źle. Jeszcze bardziej zmartwił mnie fragment o upadku. Zastanawiałem się, czy Anka też spadła i gdzie jest teraz.
Spojrzałem na chłopca i odezwałem się łagodnie:
- ,,Wojtek, tak?"
- ,,Tak."
- ,,Zbadam Cię, dobrze?"
Chłopiec niespokojnie spojrzał na blok i zapytał:
- ,,Gdzie ona jest? Obiecała, że zaraz wyjdzie."
Domyśliłem się, że chodzi mu o Anię i zmartwiłem się jeszcze bardziej, jednak starałem się nie pokazywać tego po sobie.
- ,,Spokojnie. Na pewno zaraz wyjdzie. Chodź do karetki. Zbadam Cię, a potem moi koledzy zabiorą Cię do szpitala, gdzie czeka Twoja mama."
Chłopiec skinął głową, więc złapałem go za rękę i zaprowadziłem do karetki. Tam posadziłem go na noszach i zbadałem. Wyglądało na to, że Anka miała rację i nic poważnego mu się nie stało, ale i tak trzeba będzie go zabrać na dokładniejsze badania i obserwację do szpitala. Po badaniu spojrzałem na chłopca i zapytałem delikatnie:
- ,,Co się stało?"
Wojtek patrzył przez chwilę na mnie, aż w końcu powiedział:
- ,,Mama wyszła na chwilę, a ja miałem się bawić samochodzikami. Bawiłem się i zrobiło się ciepło. Potem ktoś krzyczał. Wyjrzałem z mieszkania, a tam był ogień. Bałem się. Schowałem się w mieszkaniu pod stołem. Było gorąco. Bardzo gorąco i ciemno. Bałem się bardzo. Nagle ktoś wszedł, wziął mnie na ręce, zasłonił twarz i zabrał z mieszkania. W holu był ogień, duży, bardzo duży. Było gorąco. Nie mogłem oddychać. Ktoś zabrał mnie gdzieś. Tam powiedziała, że jest Anią i zabierze mnie do mamusi. Tam była drabina. Było ciemno i gorąco. Trzymałem się jej, a ona schodziła po drabinie. Nagle spadliśmy. To było straszne. Ona się nie ruszała, nie mówiła, nic. Bałem się bardzo, ale otworzyła oczy. Bolało ją bardzo i krew jej leciała. Kazała mi wziąć tę kartkę i wyjść. Obiecała, że wyjdzie zaraz. Boję się." - zrelacjonował mi chłopczyk, a mnie na chwilę sparaliżowało ze strachu.
Skoro jak twierdził Wojtek, Anka straciła przytomność po upadku, nie było z nią kontaktu, a potem bardzo ją bolało i leciała jej krew, to było z nią źle. Domyśliłem się, że kobieta oszukała chłopca, że zaraz wyjdzie, tylko po to, żeby go uspokoić. Tak naprawdę to pewnie nie była wstanie się ruszyć. Zaczynałem powoli panikować, jednak musiałem opanować emocje. Spojrzałem na chłopca i zapytałem łagodnie:
- ,,Pamiętasz, na którym piętrze to było?"
- ,,Mieszkam na czwartym, a zbiegłem dwie lub trzy partie schodów." - stwierdził.
- ,,Dobrze Wojtek. Byłeś bardzo dzielny. Teraz moi koledzy zabiorą Cię do mamy. Dobrze?"
- ,,A pani Ania? Miała wyjść. Ja muszę jej podziękować. Uratowała mnie."
- ,,Wyjdzie, a jak nie, to jej pomogę. Nie martw się, w szpitalu jej podziękujesz. A teraz pojedziesz karetką." - uspokoiłem chłopca.
- ,,Na sygnale?" - zapytał podekscytowany.
- ,,Jasne." - uśmiechnąłem się i oddałem go w ręce Nowego i Kędziora, którzy zabrali go do szpitala.
Sam podbiegłem do dowódcy straży pożarnej i przekazałem mu wszystkie informacje zaczerpnięte od Wojtka. Mężczyzna przyjął je, ale nic z tym nie zrobił, twierdząc, że wciąż walczą z ogniem na ostatnim piętrze.
- ,,No to do cholery walczcie szybciej! Co to ma znaczyć?! Żeby dzieciaka zamiast strażaków uratowała lekarka?! To się w głowie nie mieści! Od czego Wy kurde jesteście?!" - wybuchłem.
- ,,Niech się pan pohamuje. Nikt jej tam nie kazał wchodzić. Sama jest sobie winna." - odrzekł spokojnie mężczyzna.
- ,,Co?! Czy Ty się człowieku słyszysz?! Ten chłopak umarłby, gdyby go nie uratowała! Do groma ratujcie ją! Od tego w końcu jesteście! Od gaszenia pożarów! Więc do cholery zróbcie to i pozwólcie mi jej pomóc!" - zagrzmiałem wściekły.
- ,,Niech się pan uspokoi." - stwierdził, jakby nigdy nic.
- ,,Złożę na Was skargę!" - warknąłem wkurzony, ledwo się już hamując.
Widząc to podszedł do nas Piotrek i odciągnął mnie na bok.
- ,,Doktorze będzie dobrze. Musi być." - stwierdził, a ja skinąłem głową.
Załamany usiadłem na kamieniu i schowałem głowę w dłoniach. Myślałem o Ani. O mojej szczęśliwej i wesołej Ani. Łzy popłynęły mi po policzkach. Tak bardzo się bałem, że znów ją stracę, tym razem na zawsze. Nie przeżyję tego. Uświadomiłem sobie, że nie wyobrażam sobie życia bez niej. Zacząłem błagać w myślach Boga, żeby ją ocalił. Żeby pozwolił mi ją uratować. Żeby przeżyła. Żebym mógł jej pomóc dojść do siebie i żebym znów mógł być dla niej oparciem. Żebyśmy wreszcie mogli być razem szczęśliwi. Płakałem z przerażenia i trzęsłem się z nerwów. Nie wiem, ile czasu to trwało, ale wreszcie usłyszałem zbawienne:
- ,,Doktorze szybko! Mamy ją!"
Bez wachania zerwałem się na równe nogi i wpadłem za dowódcą do środka. Teraz liczyła się każda sekunda.

Długo wyczekiwany ratunek... 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz