229. Labirynt

162 9 6
                                    

Obudziłam się, czując się już bardzo dobrze. Cieszyłam się, że zaraz wyjdę ze szpitala. Wstałam i podeszłam do okna, wyglądając przez nie. Nie mogłam się już doczekać, aż Wiktor po mnie przyjdzie. Nagle usłyszałam, że ktoś wszedł do sali. Odwróciłam się i zobaczyłam Wiktora. Od razu podeszłam do niego i pocałowałam go. Mężczyzna od razu odwzajemnił pieszczotę. Gdy się od siebie oderwaliśmy, Wiktor uśmiechnął się i powiedział:
- ,,Przyniosłem Ci rzeczy do przebrania, ubierz się i idziemy. Mam Twój wypis."
- ,,Tak! Nareszcie!" - zawołałam zachwycona, wzięłam ubrania i po kilku minutach wróciłam przebrana z łazienki.
- ,,Gotowa?"
- ,,Tak."
- ,,Jak się czujesz?" - zapytał z troską.
- ,,Dobrze wiesz, że nienawidzę tego pytania, ale czuję się bardzo dobrze." - odpowiedziałam ze śmiechem.
- ,,To świetnie. Hmm... a jakbym tak przesunął niespodziankę z jutra na dziś?"
Zaświeciły mi się oczy.
- ,,Tak!" - zawołałam radośnie.
- ,,No to chodźmy. Zosia czeka w samochodzie."
Uśmiechnęłam się. Wiktor wziął torbę z moimi rzeczami i wyszliśmy ze szpitala. Podeszliśmy do samochodu. Wiktor wrzucił moje rzeczy do bagażnika, a Zosia ledwo mnie zauważyła, wysiadła i przytuliła się do mnie.
- ,,Córeczko już dobrze. Już jestem." - uspokoiłam ją.
- ,,Nie straż mnie już tak mamuś!" - zawołała.
- ,,Postaram się."
- ,,Już nie mówisz po francusku?" - zapytała z ciekawością.
- ,,Non, et devrais-je recommencer à parler français?" [pol. ,,Nie, a mam znowu zacząć mówić po francusku?"] - zapytałam ze śmiechem.
- ,,Może lepiej nie, bo tata nic nie zrozumie, ale... jak kiedyś nie będziemy chciały, żeby zrozumiał, to można." - stwierdziła, śmiejąc się.
- ,,Zocha, Zocha, nie pozwalaj sobie na za dużo." - zawołał roześmiany Wiktor, obejmując mnie ramieniem. - ,,Wsiadajcie i jedziemy. Na pewno Wam się spodoba."
Wsiedliśmy do samochodu, a Wiktor ruszył w sobie tylko znanym kierunku. Zosia zajęła się wybieraniem i puszczaniem muzyki, a ja z ciekawością wyglądałam przez okno. Po jakimś czasie podjechaliśmy pod jakiś park. Zaciekawiona spojrzałam na Wiktora.
- ,,Gdzie my jesteśmy?" - zapytałam.
- ,,Zaraz się dowiecie, chodźcie." - stwierdził.
Razem z Zosią wysiadłyśmy z samochodu i ruszyłyśmy za Wiktorem. Podeszliśmy do kasy, gdzie mężczyzna kupił nam bilety i weszliśmy do parku. Ruszyłam dalej ścieżką, obserwując zaciekawiona otoczenie. Nagle moim oczom ukazała się olbrzymia ściana zieleni. Po chwili zorientowałam się, że to olbrzymi, żywy labirynt.
- ,,Wow, co to jest?" - zapytałam zaskoczona.
- ,,Największy w Polsce, naturalny labirynt o powierzchni 5000 m². Znajdują się w nim platformy widokowe i 5 baz, które będziemy musieli zdobyć w drodze do wyjścia." - powiedział.
- ,,Ale super!" - zawołała Zosia.
- ,,Tak, a żeby było jeszcze trudniej, to każdy z nas wejdzie z innej strony i mamy się spotkać w środku labiryntu i potem znaleźć drogę do wyjścia." - powiedział Wiktor.
- ,,Świetnie!" - powiedziałam, uśmiechając się.
Każdy z nas skierował się do swojego wejścia i czekaliśmy w kolejce na wejście. Przyglądałam się żywopłotowi z ciekawością, podekscytowana czekającą mnie przygodą.

 Przyglądałam się żywopłotowi z ciekawością, podekscytowana czekającą mnie przygodą

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wreszcie po odstaniu swojego w kolejce, mogliśmy wejść do labiryntu. Weszłam od swojej strony i szłam przed siebie. Wokół mnie były tylko zielone, liściaste ściany. Po chwili labirynt skręcił i pokazało mi się odgałęzienie. Wybrałam jedną drogę, jednak to była ślepa uliczka, ze śmiechem zawróciłam i skręciłam w drugą stronę. Wielokrotnie myliłam drogę, trafiając na przeszkody w postaci kolejnych ścian, miałam z tego niezły ubaw. W końcu natrafiłam na bazę. Umieściłam w wyznaczonym miejscu znacznik, żeby Wiktor, albo Zosia wiedzieli, że już tu byłam, po czym weszłam na punkt widokowy. Rozejrzałam się wokół. Z wysokości ten labirynt wyglądał całkiem inaczej.

Długo wyczekiwany ratunek... 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz