205. Pomyłka

191 14 12
                                    

Gdy się obudziłam, było już dziwnie jasno. Spojrzałam na zegarek i zorientowałam się, że dochodzi 07.00. No to czas najwyższy wstawać. Wstałam, ubrałam się, umalowałam i wypiłam kawę. Nie czując głodu, ubrałam buty, wzięłam torebkę i wyszłam z domu. Ruszyłam w stronę bazy. Po jakimś 50 minutowym spacerku doszłam do stacji pogotowia i weszłam do środka. Ze zdziwieniem zorientowałam się, że wewnątrz nikogo nie ma. To było trochę dziwne, bo przecież na pewno nie wszyscy mieli wezwania. W końcu wyjęłam telefon i go odblokowałam. Od razu zobaczyłam nieodebrane połączenie z wczorajszego wieczora od Wiktora i SMSa też od niego. Wyświetliłam go i przeczytałam, że jak jutro przyjdę, czyli dzisiaj, to mam się przebrać, a potem przyjść do bistro.
,,No dobra, okej... Ciekawe, co kombinujesz?" - zastanawiałam się, przebierając się w strój lekarza. Gdy byłam gotowa, wyszłam z bazy i ruszyłam do bistro. Gdy tam bezzastanowienia weszłam, zobaczyłam, że bistro jest przystrojone jak na jakieś przyjęcie. Oszołomiona przystanęłam i spojrzałam na stojących kolegów. Speszona wymamrotałam:
- ,,O jezu, przepraszam. Nie wiedziałam, że macie tu jakąś imprezę."*
Chciałam się wycofać, ale zatrzymał mnie krzyk Artura:
- ,,NIESPODZIANKA!"*
Równocześnie zawtórowali mu pozostali moi koledzy i koleżanki, ubrani w czapeczki urodzinowe, krzycząc i dmuchając w trąbki urodzinowe. Oszołomiona wpatrywałam się w to, nie rozumiejąc o co chodzi. Po chwili mój wzrok spotkał się z uśmiechniętym Wiktorem i mimowolnie sama się uśmiechnęłam. Po chwili jakiś nowy, nieznany mi ratownik otworzył szampana, a Wiktor się dopytał, czy na pewno jest bezalkoholowy. Po upewnieniu się, że tak, podszedł do mnie i patrząc mi w oczy, odezwał się:
- ,,Aniu, witamy z powrotem."*
Uśmiechnęłam się, a Wiktor zapytał:
- ,,Balonik czy czapeczka?"*
Zdziwiona odezwałam się niepewnie:
- ,,Eee... balonik?"*
Wiktor wziął nadmuchany, ale nie zawiązany balon i spuścił mu powietrze, kierując na moją twarz. Poczułam powiew wiatru, który rozwiał mi rozpuszczone włosy. Góra się zaśmiał, a ja zachichotałam rozbawiona.
- ,,Czapeczka w gratisie."* - stwierdził Wiktor i założył mi czapeczkę urodzinową.
Po tym podeszła do mnie Martynka i przytuliła mnie mocno. Uśmiechnęłam się szeroko. To było takie miłe z ich strony, że zorganizowali mi takie powitanie. W ogóle się tego nie spodziewałam. Potem znieśliśmy jeszcze toast i wypiliśmy bezalkoholowego szampana. Chwilę potem zespół Góry dostał wezwanie, więc Artur, Piotrek i ten nieznany mi jeszcze ratownik poszli do karetki. Wiktor z Nowym, Martyną i Kędziorem poszli do bazy, a ja postanowiłam iść na parking karetek. Będąc tam, podeszłam do tej, którą miałam jeździć z zespołem Wiktora. Przystanęłam przy niej i przejrzałam się w lusterku. Uśmiechnęłam się szeroko. Miałam na sobie mój ukochany strój lekarza i zaraz pewnie pojadę na swój pierwszy wyjazd po tak długiej przerwie. Byłam zachwycona, podekscytowana i zestresowana, tak samo jak wtedy, kiedy jako stażystka pojechałam na swoje pierwsze w życiu wezwanie. Otworzyłam drzwi karetki i rozejrzałam się po tak dobrze znanych mi narzędziach i urządzeniach. Po chwili usłyszałam głos Wiktora, który podszedł do mnie, odchrząknął i odezwał się:
- ,,Już? Przywitałaś się z karocą?"*
Odwróciłam się w jego stronę i delikatnie się uśmiechając, skinęłam głową.
- ,,Tak."*
- ,,Anka, musisz mi coś obiecać..."* - zaczął poważnie Wiktor. - ,,Jeżeli tylko źle się poczujesz albo coś w tym stylu... to od razu mi mówisz."*
Posmutniałam.
- ,,Nie chcę taryfy ulgowej."* - zaprotestowałam.
Wiktor spojrzał na mnie, po czym uśmiechnął się i powiedział:
- ,,Dobrze być znowu razem..."*
Poczułam się dość niezręcznie, więc Wiktor widząc to, dodał:
- ,,W jednym zespole znaczy."*
Uśmiechnęłam się lekko.
- ,,Jasne."*
- ,,Gotowa?"* - zapytał Wiktor.
Skinęłam głową.
Dostaliśmy wezwanie, więc wsiedliśmy do karetki. Kędzior prowadził, Nowy siadł obok niego, a my z Wiktorem z tyłu. Znów poczułam poddekscytowanie czekajacym mnie wyzwaniem. Pierwsze wezwanie było proste. Zwykłe złamanie nogi. Zabezpieczyliśmy kończynę i zabraliśmy go do szpitala. Potem dostaliśmy kolejne wezwanie, więc Kędzior ruszył w stronę podanego adresu. Siedząc z tyłu, uśmiechnęłam się błogo, przymykając oczy. Gdy je otworzyłam, zobaczyłam, że Wiktor uważnie mi się przygląda. Spojrzałam na niego pytająco.
- ,,I jak po pierwszym wyjeździe? Przypominasz sobie coś?"* - zapytał łagodnie zaciekawiony.
- ,,Wreszcie czuję się jak w domu."* - odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko.
Mężczyzna nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo Kędzior zahamował gwałtownie. Dobrze, że byłam przypięta pasami, bo znowu bym poleciała na ścianę, jak kiedyś. Okazało się, że ratownikowi wyskoczył jakiś mężczyzna przed maskę i musiał gwałtownie przyhamować. Od mężczyzny dowiedzialiśmy się, że w mieszkaniu nad nim słychać jakąś awanturę. Wiktor od razu zawiadomił centralę, a Julka przekierowała do naszego wcześniejszego wezwania bliższy zespół. Kędzior zaparkował pod blokiem, zabraliśmy sprzęt i ruszyliśmy za meżczyzną, który zaprowadził nas pod odpowiednie drzwi. Idąc po schodach już kilka pięter niżej słyszeliśmy krzyki i odgłosy awantury. Gdy weszliśmy do środka okazało się, że młody mężczyzna pokłócił się z matką, bo ta wyłączyła mu komputer. Doszło między nimi nawet do rękoczynów, bo chłopak miał wbity śrubokręt w nogę, a kobieta siniaki na twarzy. Wiktor chciał opatrzeć ranę chłopaka i ustabilizować śrubokręt, jednak nie zdążył, bo chłopak wyciągnął go z rany, co poskutkowało powstaniem krwotoku. Nie wiem czemu tak zareagowałam, ale widząc wypływającą szybko krew, przystanęłam i patrzyłam się na to lekko wystraszona. Wiktor i ratownicy od razu zajęli się tamowaniem krwi, a ja ocknęłam się dopiero, gdy zobaczyłam, że kobieta pobladła i złapała się za brzuch.
- ,,Spokojnie. Koledzy się nim zajmą. A my przejdziemy do drugiego pokoju i panią zbadam, dobrze?" - powiedziałam i pomogłam jej przejść do drugiego pokoju.
Tam posadziłam ją na kanapie i zbadałam. Coś było nie tak. Od pacjentki dowiedziałam się, że lekarz powiedział jej, że ma wrzody, ale jeszcze nie zrobiła dokładnych badań. Po chwili pojawił się Wiktor, informując, że opanowali krwotok i że zabierają chłopaka do szpitala. Zakładając, że to nieleczone wrzody spowodowały ból, powiedziałam o tym Wiktorowi, który stwierdził, że kobietę również zabierzemy do szpitala. Ratownicy zabrali chłopaka na krzesełku do karetki, a ja pomogłam wyjść kobiecie. Wyszłyśmy z bloku i ruszyłyśmy powoli w stronę karetki. Zobaczyłam, że Nowy z Kędziorem zainstalowali pacjenta, a Wiktor wydał im polecenie, jakie leki mu podać. Chyba za długo im się przyglądałam, bo kobieta zatoczyła się, tracąc równowagę.
W tej samej chwili usłyszałam krzyk Wiktora:
- ,,Trzymaj ją! Trzymaj!"*
Przytrzymałam kobietę, żeby nie upadła, po czym pomogłam jej usiąść na ziemi. Po chwili podszedł do nas Wiktor. Spojrzałam na pacjentkę i mruknęłam:
- ,,Cholera, to chyba nie są wrzody."*
- ,,Spokojnie, oddychamy."* - stwierdził Wiktor, badając ją.
- ,,Nie podoba mi się to."* - dodał po chwili.
Mi też się nie podobało. Przyglądałam się uważnie kobiecie. Wiktor badał ją, pytając ją, gdzie ją dokładnie boli. Kobieta stwierdziła, że mocno piecze ją w klatce piersiowej. Po chwili Wiktor zawołał Nowego i zebrali parametry. Ja się przyglądałam temu z niepokojem. Domyślałam się, co to może być, ale nie chciałam, żeby tak było. Osłuchałam kobietę i po chwili przerażona spojrzałam na Wiktora.
- ,,Tachykardia."* - stwierdziłam.
- ,,Trzeba zrobić EKG. Nowy monitor."* - mruknął Wiktor.
Nowy pobiegł po monitor, a ja wstałam z kucek i zła na samą siebie zawołałam:
- ,,Myślałam, że to wrzody! Mówiła, że ma wrzody!"*
Załamałam się. Przecież powinnam to przewidzieć. Przecież do cholery jestem lekarką. Wiktor coś do mnie mówił, ale nie docierało to do mnie. Znów zawiodłam. Znów popełniłam błąd. Mimo że Wiktor coś za mną wolał, to nie zwróciłam na to uwagi i odeszłam w stronę karetki. Usiadłam na podłodze pojazdu i schowałam głowę w rękach. Z trudem powstrzymywałam łzy napływające do oczu. Znów wszystko zwaliłam. Tak samo jak przed kilku laty. A najgorsze w tym wszystkim było, że znowu naraziłam pacjenta na niebezpieczeństwo. Wszyscy mieli rację. Nie nadaję się do tej pracy, bo tylko szkodzę pacjentom. Niechciana łza spłynęła mi po policzku. Siedziałam załamana w karetce, kiedy Wiktor z Nowym walczyli o życie tej kobiety, bo okazało się, że to rozległy zawał, a nie wrzody, i czułam się okropnie. Tak samo było kilka lat temu. Chcąc nie chcąc przed oczami znów przeleciało mi tamto wydarzeniu. Po raz kolejny poczułam się jak jakaś gówniara, która nic nie potrafi i do niczego się nie nadaje. Starłam z policzków kolejne łzy.
,,Przestań Anka płakać! W końcu sama jesteś sobie winna! Trzeba było dobrze zdiagnozować pacjentkę. Gdyby Wiktor nie zareagował w odpowiedniej chwili, to byś ją zabiła. Jesteś beznadziejna!"
Takie i podobne myśli chodziły mi po głowie, a ja czułam się coraz gorzej. Po chwili przyjechał drugi zespół, który przejął chłopaka. Kędzior i Nowy zainstalowali kobietę w karetce, a Wiktor podszedł do mnie.
- ,,Aniu..." - odezwał się, ale przerwałam mu roztrzęsionym głosem:
- ,,Nic nie mów."
Wiktor spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach.
- ,,Wsiadaj." - stwierdził.
Wstałam i siadłam dla odmiany przy kierowcy. Przez całą drogę wyglądałam nieobecna przez szybę. Byłam załamana i zła na siebie. Pod szpitalem wysiadłam i chciałam iść za pacjentką, ale Wiktor mnie powstrzymał, mówiąc, że już jej nie pomogę. Wiedziałam, że ma rację, ale poczułam się jeszcze gorzej. Bo przecież mogłam pomóc jej wcześniej. Powstrzymałam łzy napływające mi do oczu i spojrzałam na Wiktora.
- ,,Anka, takie pomyłki się zdarzają. Miała nietypowe objawy. Pewnie sam bym..."* - próbował mnie bezskutecznie pocieszyć.
- ,,Ty jesteś nieomylny Wiktor. Zawsze taki byłeś."* - przerwałam mu.
Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony.
- ,,Przepraszam. Myślałam, że to będzie łatwiejsze."* - stwierdziłam.
- ,,Co?"* - zapytał, nierozumiejąc.
- ,,Mój powrót... Praca z Tobą..."*
- ,,Anka. Jeśli zrobiłem coś nie tak..."* - przerwał mi, ale nie dałam mu dokończyć.
- ,,Nie Wiktor. Nie Ty. To miało być inaczej, zupełnie inaczej."* - stwierdziłam załamana, po czym uciekłam do bazy, zostawiając zdezorientowanego Wiktora.
Będąc w bazie, oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy. Czułam się okropnie. Znów zawiodłam. Znów nie dałam rady. Znów wszystko zepsułam. Nie nadaję się do niczego. Wszyscy mieli rację. Nie powinnam wracać do pracy. Postanowiłam, że złożę wypowiedzenie. Nie powinnam pracować w tym zawodzie. Już nigdy...

* Cytaty pochodzą z odcinka 216.

Długo wyczekiwany ratunek... 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz