213. Pozwól sobie pomóc

145 15 9
                                    

Była 3 w nocy, kiedy wróciliśmy z jednego wezwania i mieliśmy przerwę, bo na razie nie było więcej wezwań. Nowy i Kuba wrócili do bazy, a ja postanowiłem iść do Anki. Dobrze wiedziałem, że w zasadzie nie miałem prawa tam być o tej godzinie, ale chciałem ją zobaczyć. Wszedłem do szpitala i udałem się do sali, w której leżała kobieta. Gdy doszedłem na miejsce, zobaczyłem, że w sali nie ma pielęgniarki. Wiedząc, że obecnie Anka jest sama na sali, wszedłem do środka. Myślałem, że o tak późnej porze Anka będzie spać, jednak gdy podszedłem do jej łóżka, zorientowałem się, że kobieta nie śpi. Usiadłem obok i przyjrzałem jej się. Zauważając, że ramiona kobiety trzęsą się, zorientowałem się, że Ania po prostu płacze, jednak nie wydaje z siebie żadnego dźwięku.
- ,,Ania?" - zapytałem cicho, nie chcąc jej wystraszyć.
Kobieta słysząc to, znieruchomiała, udając, że śpi.
- ,,Anka wiem, że nie śpisz." - stwierdziłem spokojnie.
Blondynka podniosła głowę i spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.
- ,,Ej słoneczko co się stało? Czemu płaczesz?" - zapytałem z troską.
Ania spoglądała na mnie, pociągając nosem i trzęsąc się lekko.
- ,,Przypomniałam sobie coś..." - szepnęła tak cicho, że ledwo zrozumiałem sens jej wypowiedzi.
- ,,Co takiego?" - zapytałem niepewnie.
- ,,Pamiętasz, jak Potocki mnie porwał?" - zapytała, a ja wzdrygnąłem się, przypominając sobie, co się stało prawie pół roku temu.
- ,,Tak..."
- ,,Jak się obudziłam, to straciłam pamięć, prawda?"
- ,,No tak... wyparłaś to wszystko..." - stwierdziłem, nie wiedząc do czego kobieta zmierza.
- ,,Ale po hipnozie przypomniałam sobie, co się działo..." - mruknęła.
- ,,Anka do czego Ty zmierzasz?" - zapytałem z niepokojem.
- ,,Nigdy nie mogłam sobie przypomnieć samego momentu, po tym jak porwał mnie sprzed szpitala i momentu przed tym jak wsadził mnie do tej lodówki... Pamiętałam tylko, jak wołałam Cię..." - powiedziała drżącym głosem, a ja zacząłem domyślać się, o co chodzi.
- ,,Przypomniałaś sobie ten moment?" - zapytałem zmartwiony.
- ,,Yhm... Dwa dni temu miałam takie jedno wezwanie... Gdy oddaliśmy poszkodowaną Beacie i wróciliśmy do bazy, to poszłam do łazienki... Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami, a po chwili... nie wiem do końca jak to wyjaśnić... ale te wydarzenia przeleciały mi przed oczami. W jednej chwili to wszystko wróciło do mnie, przytłaczając mnie... Potem wróciłam do rzeczywistości. Na szczęście to było moje ostatnie wezwanie, więc przebrałam się i miałam iść do domu... Jednak te obrazy nie dawały mi spokoju... wracając, zobaczyłam bar... nie miałam siły myśleć o tym... chciałam zapomnieć... weszłam do baru i jak głupia, po prostu się upiłam... Nawet nie pamiętam, kiedy odpłynęłam... Rano ocknęłam się na podłodze pod stołem... Barman nabijał się ze mnie, więc uciekłam... Po chwili przypomniałam sobie o dyżurze... nie chciałam wracać do domu, bojąc się, że te wspomnienia i moje myśli spowodują, że zrobię coś głupiego... Dotarłam do bazy i dalej już wiesz... Nie chciałam na Ciebie krzyczeć... przepraszam..." - skończyła swój monolog Ania.
Nie przerywałem jej, tylko wysłuchałem, co ma do powiedzenia.
- ,,Och Aniu, trzeba było mi od razu o tym powiedzieć. Pomógłbym Ci już dawno."
- ,,Bałam się... i nadal się boję..."
- ,,Czego?" - zapytałem łagodnie.
- ,,Tego co się wtedy stało..." - szepnęła.
- ,,Chcesz mi powiedzieć, co się tam wtedy dokładnie wydarzyło?" - zapytałem, niezwykle delikatnie.
- ,,Chcę, ale nie przerywaj mi..." - szepnęła.
- ,,Dobrze."
- ,,Mogę się przytulić?" - zapytała niepewnie.
- ,,Będę się czuć bezpieczniej..." - dodała lekko zagubiona.
Może i nie powinna jeszcze siadać, ale powoli usiadła i patrzyła na mnie lekko wystraszona. Nie wahając się od razu poprawiłem jej poduszkę pod plecami i pomogłem wygodniej usiąść. Tak, aby jak najmniej obciążała złamane żebra. Po tym usiadłem obok niej na skraju łóżka i przytuliłem ją delikatnie, nie chcąc sprawić jej bólu. Anka jednak wtuliła się we mnie mocno, jakby chcąc schować się przed całym światem. Dłuższą chwilę milczała, a ja ukradkiem wyciszyłem radio i napisałem Nowemu, że nie dam rady dokończyć tego dyżuru. No trudno, najwyżej Gabi mnie opieprzy, ale teraz Anka była ważniejsza. W końcu kobieta zebrała się w sobie i zaczęła opowiadać. Tak jak obiecałem, nie przerywałem jej, choć włos jeżył mi się na głowie. Kobieta opowiadała o tym z trudem, trzęsąc się mocno. Widać było, że bardzo ciężko jej o tym mówić, ale co się dziwić. To o czym mówiła, było straszne. Nie wiem, jak w ogóle komukolwiek mogło przyjść coś tak chorego do głowy. A co gorsze, to wcale nie chodziło o Potockiego, a o kogoś jeszcze innego, kto mu pomagał. Gdyby to o niego chodziło, to jeszcze może jakoś bym to zrozumiał, bo Potocki zawsze był chory, ale nie mogłem pojąć, jak ktoś przy zdrowych zmysłach mógł coś takiego zrobić. Nic dziwnego, że Anka wyparła to z pamięci. Przecież to całkowicie zrujnowało jej i tak już zniszczoną psychikę. Nic dziwnego, że się upiła, tylko po to, żeby o tym zapomnieć. Teraz, gdy znałem całą prawdę, doskonale ją rozumiałem. Anka była niezwykle silna i naprawdę trudno było ją złamać, ale przecież każdy ma swoje granice wytrzymałości, a Anki właśnie zostały całkowicie przekroczone. Kiedy kobieta zakończyła opowieść, bardzo trzęsła się ze strachu, ale co mnie zdziwiło, to to, że już nie płakała. Zdałem sobie sprawę, że na jej twarzy nie ma nic innego, niż ten przerażający spokój i akceptacja, tak jakby pogodziła się z tym, że ją tak zraniono, a może nawet uwierzyła, że na to zasłużyła. To spostrzerzenie przeraziło mnie, tak samo tak ten cholerny spokój i pustka w jej oczach. Chciałem jej coś powiedzieć, jakoś pocieszyć, pomóc, ale zupełnie nie wiedziałem jak.
- ,,Ania..." - szepnąłem załamany.
Kobieta spojrzała na mnie, a na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech.
- ,,Wiktor, jest okej." - powiedziała spokojnie, co zaniepokoiło mnie.
Wiedziałem, że nie mogę jej zostawić teraz samej, bo w końcu coś sobie zrobi. Przytuliłem ją mocniej. Czułem się tak okropnie, że nie udało mi się jej ochronić.
- ,,Wiktor, to nie jest Twoja wina." - powiedziała, tym samym tonem głosu, co wcześniej.
- ,,A czyja? Twoja?" - zapytałem.
- ,,Nie... nie moja..." - odparła z wahaniem. - ,,Ale na pewno nie Twoja..."
Wtuliła się mocniej we mnie.
- ,,Mam dość... Nie dam już rady..." - szepnęła.
- ,,Dasz. Pomogę Ci." - zapewniłem ją.
- ,,Pomożesz?" - zapytała z nadzieją.
- ,,Tak, ale musisz pozwolić sobie pomóc." - powiedziałem łagodnie.
- ,,Spróbuję..." - mruknęła niepewnie.
- ,,Dobrze, a teraz nie myśl już o tym. Ze mną jesteś bezpieczna, skarbie." - zapewniłem ją.
Ostatnie słowo samo mi się wyrwało i zaniepokojony spojrzałem na Anię. Nie chciałem, żeby kobieta poczułam się nieswojo. Ulżyło mi, gdy zobaczyłem, że Ania po prostu uśmiechnęła się słodko i położyła mi główkę na kolanach.
- ,,Dziękuję." - powiedziała, patrząc mi w oczy.
- ,,Za co?" - zapytałem zdziwiony.
- ,,Że jesteś przy mnie." - odparła, uśmiechając się.
Po chwili przymknęła oczy, bardzo szybko jej oddech się unormował, a napięte ciało rozluźniło. Zasnęła z delikatnym uśmiechem na twarzy. Ostrożnie ją podniosłem i położyłem tak, żeby było jej wygodnie i żeby złamane żebra nie sprawiały jej bólu. Następnie okryłem ją kołdrą. Widząc, jak Anka szuka mnie przez sen, zaśmiałem się cicho i położyłem się obok, przytulając ją lekko. Kobieta od razu się uspokoiła. Obserwowałem ją i nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.

Długo wyczekiwany ratunek... 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz