12. Przegrana Gra

769 47 3
                                    

Kimberly

Przytłoczona wydarzeniami ostatnich dni, nie miałam siły, by zwlec się z łóżka. Ross tego dnia miał wolne, a to dodatkowo wprawiało mnie w gorszy nastrój.

Od czwartkowego wieczoru byłam wrakiem człowieka. Pomagał mi jedynie sen, choć czasem i on płatał mi figle, przywołując w głowie urywki obrazów tamtej nocy.

Starałam się o tym nie myśleć, ale wciąż czułam się brudna. W te trzy dni wzięłam kilkanaście razy prysznic, byle tylko poczuć się lepiej. Nic takiego się jednak nie stało. Wciąż czułam się okropnie.

Ross z kolei miał się fantastycznie. Podpisali tę nieszczęsną umowę, a jakby tego było mało, umówili się na powtórkę, oczywiście bez pytania mnie o zgodę.

Nie mogłam pozwolić na takie traktowanie, ale co miałam zrobić? Tupnąć nogą? Ross od dłuższego czasu nie liczył się z moim zdaniem, więc niby jak miałabym się z tego wykręcić?

Tamtego wieczoru próbowałam zareagować. Chciałam wyskoczyć przez okno, jednak było zbyt wysoko. Chciałam do kogoś zadzwonić, ale nie miałam do kogo. Naprawdę próbowałam, lecz miałam zbyt mało czasu na sensowny plan.

Ross to wyczuł. Dlatego podał mi środek, po którym czułam się, jak pijana albo i gorzej. Nie wiem w którym momencie to zrobił. Wiem tylko, że nagle zrobiło mi się słabo, a później... później to już się działo.

A ja byłam zwykłym tchórzem, bo dalej spałam z nim pod jednym dachem i nie potrafiłam się uwolnić.

— Wstawaj myszko, zrobiłem ci śniadanie.

Prawie zeskoczyłam z łóżka na dźwięk jego głosu. Natychmiast okryłam się szczelniej kołdrą i starałam się udawać głęboki sen, co ostatecznie słabo mi wyszło.

Chwila.

Zrobił śniadanie?

Ze zmarszczonymi brwiami dźwignęłam się na ramionach, by usiąść na niezbyt wygodnym materacu. Do sypialni wszedł Ross z drewnianą tacą w rękach. Na jego twarzy malował się niepokojący uśmiech, który znaczył tyle, że to nie będzie dla mnie dobry dzień.

— Co to za okazja? — Spytałam podejrzliwie.

— A czy musi być okazja, żebym zrobił dla ciebie śniadanie?

Ależ oczywiście, że tak. Ty nie robisz nic bezinteresownie. Nigdy.

— Nie, skądże — machnęłam ręką.

Podszedł bliżej, po czym ułożył tackę na łóżku i z zadowoleniem przyglądał się mojej wykrzywionej w grymasie twarzy. Nie wiedziałam czy naprawdę zrobił to z dobroci serca, tak jak robił to przed laty, czy rzeczywiście miał w głowie kolejny straszny plan.

Wciąż nie mogłam uwierzyć, jak z tak kochającego człowieka mógł przeobrazić się w okropną poczwarę bez uczuć. Co gorsze, jego przemiany nie dostrzegał nikt poza mną i może moim bratem, choć on w dalszym ciągu miał przyjacielskie stosunki z Rossem.

Czy ludzie naprawdę byli ślepi?

A może to raczej ja byłam głupia?

Gdybym tylko miała w sobie na tyle odwagi, by od niego odejść, moje życie stałoby się o wiele piękniejsze. Bo wiedziałam, że zasługuję na więcej.

— Stuk puk!

W pewnym momencie zza drzwi niespodziewanie wyłonił się Samuel. Jego ciemne tęczówki błądziły pomiędzy mną a Rossem. Chyba sam nie dowierzał w to, co zobaczył i wcale mu się nie dziwiłam.

Our losing game Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz