Kimberly
Przez resztę sobotniego wieczoru oraz pół niedzieli, nie potrafiłam wyrzucić z głowy... czego?
Lucasa?
Tego, jak mnie traktował?
Czy może tego, z jaką intensywnością postępowała nasza znajomość?
A może bardziej tego, że dla jego dobra powinnam zakończyć tę znajomość, zanim na dobre się rozpoczęła.
Warknęłam cicho pod nosem, doglądając w tym czasie kurczaka w piekarniku. Pochyliłam głowę do przodu, wciąż usilnie walcząc z natarczywymi myślami.
Powinnam to zakończyć. Natychmiast.
Luke był za dobry na zło, jakie mnie otacza od lat. Nie zasługiwał na to, by zaznać goryczy mojego otoczenia. Nie powinnam przyjmować od niego tego prezentu. Teraz mam namacalny dowód na to, że widziałam się z kimś ubiegłej nocy, a to z kolei może się niektórym osobom nie spodobać.
Odszukałam słonika w kieszeni swojej spódnicy i westchnęłam z ulgą, wyczuwając pod palcami znany kształt. Potarłam jego maleńką trąbę.
— Obyś naprawdę przynosił szczęście. — Szepnęłam najciszej, jak potrafiłam.
— Co ty wyprawiasz?
Podskoczyłam na dźwięk męskiego głosu. Zerwałam się na równe nogi, następnie idealnie prostując plecy oraz wygładzając spódnicę w kolorze fuksji. Sięgała mi do kolan, dzięki czemu czułam się swobodnie. Jeśli oczywiście pominąć moje rozkołatane w tamtej chwili serce.
Powiodłam spojrzeniem w miejsce, skąd dobiegł głos i natrafiłam na męską sylwetkę. Błękitna koszula odznaczała się na tle jego ciemniejszej karnacji oraz jeszcze ciemniejszych włosów.
Brązowe tęczówki wpatrywały się we mnie podejrzliwie. Odchrząknęłam zatem, nie chcąc rzeczywiście wzbudzać podejrzeń. Musiałam zachowywać się naturalnie. Jakbym wcale nie miała czegoś do ukrycia.
— Mógłbyś mnie tak nie straszyć? — Spytałam od niechcenia, przewracając ostentacyjnie oczami.
— Chciałem tylko zapytać, kiedy obiad będzie gotowy. Nie chciałem cię wystraszyć.
Ponownie przesunęłam dłońmi po materiale spódnicy, wodząc wzrokiem między Samuelem a piekarnikiem.
— Za piętnaście minut. — Odparłam spokojnie, choć moje serce wciąż boleśnie obijało pierś.
Sam już miał wracać, skąd przyszedł, jednak odwrócił się ponownie na pięcie, po czym zlustrował mnie przenikliwie.
— Wszystko w porządku? — W jego głosie dało się wyczuć nutkę niepokoju.
I gdyby nie fakt, że przyjaźnił się z Rossem, wyznałabym mu prawdę. Bo o niczym innym nie marzyłam od lat, jak o zwierzeniu się komuś ze swoich problemów.
— Poza tym, że chciałeś doprowadzić mnie do zawału? — Uniosłam jedną brew. — Tak, poza tym jest okej.
Samuel z nietęgą miną odpuścił temat i poszedł w stronę salonu. Tak bardzo chciałam go zawrócić i wszystko wyjaśnić, jednak ta rozsądna cześć mnie krzyczała stanowcze nie.
Przecież jesteś silna, Kimberly. Dasz sobie radę.
Z tą myślą przygotowałam na szybko sałatkę do kurczaka, a potem już w mgnieniu oka zasiedliśmy do stołu.
Tej niedzieli byliśmy tylko we dwoje, co ostatecznie mnie ucieszyło. Od dawna nie miałam na tyle wolnego czasu, by móc w spokoju porozmawiać z bratem. W końcu nadarzyła się ku temu okazja. Należało ją zatem dobrze wykorzystać.
CZYTASZ
Our losing game
RomansaOn, czyli kapitan siatkarskiej reprezentacji USA. Ona, czyli nieśmiała wizażystka, która zdecydowaną większość czasu spędza w pracy. On desperacko pragnie miłości, a ona wzbrania się przed tym uczuciem z niewiadomych dla niego przyczyn. *** To prze...