26. Chwila Szczerości

745 58 7
                                    

Kimberly

Leżałam opierając głowę na udach Lucasa i wpatrywałam się w niebo. On gładził mi włosy swoją dłonią, czym wywoływał przyjemne dreszcze w okolicy karku.

Uśmiechałam się bez przerwy, bo po raz pierwszy od dawna czułam całkowity spokój. Delikatny wiaterek muskał moją odkrytą skórę, ale ciepło bijące od ciała Luke'a skutecznie mnie ogrzewało.

Był środek nocy, a my leżeliśmy w ogrodzie, gdzie jakieś dwie godziny temu zakończyło się świętowanie. Wszyscy od razu poszli spać, jednak my zdecydowaliśmy się jeszcze zostać. I to była dobra decyzja.

Druga dłoń Andersona spoczywała na moim brzuchu, a ja głaskałam ją opuszkami swoich palców. Ta chwila była tak nierealnie idealna. Doskonała pod każdym możliwym względem.

— Ta piosenka, którą śpiewałaś... — zaczął, dlatego obróciłam głowę tak, by móc patrzeć na jego profil. — Czy ona miała jakieś szczególne znaczenie?

Zaciągnęłam się porządnie rześkim powietrzem, następnie biorąc jego dłoń w swoją oraz przysuwając do ust. Ucałowałam jej wierzch i wtuliłam ją w swój policzek.

— Po prostu ją lubię — odpowiedziałam szczerze. — Ale też chciałam Ci w ten sposób pokazać, że dzięki tobie czuję się, jak nastolatka w liceum. Wiesz, pierwsze zauroczenie, motylki w brzuchu i te sprawy. No i...

Luke obdarzył mnie zaciekawionym spojrzeniem. Wsparłam się na łokciu, żeby podnieść się do siadu.

— Naprawdę nikt mnie nie miał tak, jak ty. — Dokończyłam i nawet w ciemności widziałam ten błysk w jego oczach. — Nawet Ross na początku naszego związku. Nikt.

— Mogę powiedzieć to samo.

Również usiadł, po czym chwycił obie moje dłonie. Miałam wrażenie, że czas wyraźnie zwolnił. Przyglądałam mu się, próbując zignorować rozkołatane serce.

— To głupie, ale po tych wydarzeniach myślę, że tak rzeczywiście miało być. Że musiałam przejść przez piekło, żeby w końcu znaleźć się w niebie. Żeby znaleźć ciebie.

— Nie zasłużyłaś na to — Lucas natychmiast zaoponował. — To nigdy nie powinno mieć miejsca.

— Planuję pójść na terapię — zmieniłam nagle temat, czując chwilowy przypływ odwagi. — Chcę zamieszkać z rodzicami w Cleveland na jakiś czas.

Między nami zapanowała cisza. Zaskoczyłam go, to pewne. Ale potrzebowałam odpocząć od Buffalo i wszystkiego, co związane z moim jeszcze obecnym mężem. Ponadto potrzebowałam nadrobić stracony czas z rodziną. To najlepsza decyzja na tę chwilę.

— A co z salonem?

— Zamknę go na ten miesiąc czy dwa. Liczę się z tym, że mogę stracić klientów, ale chcę w końcu postawić na siebie. Zadbać o zdrowie psychiczne i stanąć na nogi.

Znów cisza.

Lucas bił się z myślami, tak samo jak ja. Wciąż rozważałam czy to dobre rozwiązanie. Rozpisywałam w głowie zarówno plusy, jak i minusy. Największym plusem była odległość od Rossa, ale z kolei największym minusem była rozłąka z Andersonem.

— Kiedy wylatujesz do Włoch?

Tym razem to ja zapytałam. Moja tymczasowa przeprowadzka nie była jedynym problemem. Luke przecież wracał do pracy, która niestety wiązała się z wieloma podróżami oraz wyprowadzką na inny kontynent.

— W przyszłym tygodniu.

Ostra szpilka boleśnie przebiła mi serce. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miałam żadnego wpływu na to, co miało nastąpić.

Our losing game Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz