Kimberly
Jego mięśnie napinały się coraz mocniej. Złość, jaka w nim wzbierała była wręcz namacalna. A ja go rozumiałam.
Nienawidziłam Rossa za to, co mi zrobił. Za to, jak powolutku niszczył mnie przez ostatnie pięć lat. Nienawidziłam również siebie za to, że nie miałam na tyle odwagi, by odejść od niego, zanim było za późno. Zanim to zaszło za daleko.
Teraz stałam pośrodku chodnika, znów przytulając Lucasa najmocniej, jak potrafiłam. On był lekarstwem na całe zło, jakie mnie spotkało. Jego głos koił mój ból, a dotyk zasklepiał świeże rany. Potrzebowałam go.
On jednak zaczął się wyrywać, warcząc pod nosem, że zabije Rossa. Nie mogłam do tego dopuścić, nawet jeśli uważałam, że na to zasłużył.
— Luke, nie — załkałam, ciągnąc go za rękaw koszuli.
— To jego tak się bałaś? Krzywdził cię przez cały ten czas?
Dopytywał, a ja nie miałam odwagi ani sił, żeby kłamać. Dlatego milczałam, co mu wystarczyło.
Lucas ujął moją twarz w swoje dłonie, na krótko łapiąc kontakt wzrokowy. Później poczułam jego rozpalone wargi na swoich ustach. Dobrze, że mnie podtrzymywał, ponieważ od nadmiaru emocji, moje nogi były niczym z waty.
— Przyrzekam ci, że ten skurwiel nigdy więcej cię nie dotknie. Nie dopuszczę do tego.
Mówił na pozór spokojnie, choć jego mowa ciała mówiła coś kompletnie innego. Anderson ucałował mnie w czoło, po czym odsunął się na większą odległość.
— Gdzie on jest? W domu? W salonie? Gdzie?
— Zostań ze mną, proszę — ledwo wydusiłam przez ogromną gulę w gardle.
— Wrócę do ciebie, kochanie. Jak tylko pokażę temu skurwielowi, że nie bije się kobiet.
Pokręciłam głową, nieustannie prosząc go, by został. Płakałam, znów wtulając twarz w jego klatkę piersiową. On nie dawał za wygraną. Za wszelką cenę chciał ukarać Rossa za to, czego się dopuścił.
— Luke, ochłoń.
Usłyszałam znajomy głos, którego właścicielem okazał się Austin. Ułożył dłoń na ramieniu przyjaciela, starając się go uspokoić.
— Widzisz co jej zrobił? — Wycedził przez zaciśnięte zęby.
— Widzę, dlatego zgłosimy to na policję. Nie będziesz wymierzał sprawiedliwości. Nie możesz. Nie, jeśli nie chcesz zostać zawieszony. — Tłumaczył Russell, a ja czułam jak oddech Lucasa odrobinę się uspokaja.
— Ten gnój zasłużył na karę.
— Zapewniam cię, że za to odpowie. Ale wymiarem kary zajmie się sąd, nie ty.
Byłam wdzięczna Russellowi za to, jak się zachował. Pozostał opanowany i dodatkowo zapanował nad Lucasem. Nade mną poniekąd też.
W głównej mierze dzięki Austinowi piętnaście minut później siedzieliśmy w kawiarni, a ja opowiadałam, co się wydarzyło.
*
Siedziałam w salonie o wiele dłużej, niż początkowo zamierzałam. Byłam zrozpaczona przebiegiem rozmowy z Lucasem oraz tym, w jaki sposób poznał prawdę.Wybiegając za nim na ulicę, wiedziałam na co się piszę. Musiało się to spotkać z gniewem Rossa. W końcu mój czyn jedynie potwierdził jego przypuszczenia, chyba że zdążył odkryć moje tajemnice już wcześniej.
Dochodziła dwudziesta druga, kiedy zaczęłam się zastanawiać, gdzie powinnam spędzić noc. Nie zamierzałam wracać do hotelu. Nie czułam się tam bezpiecznie. Poza tym Ross dokładnie wiedział, gdzie się zatrzymałam, a ja za wszelką cenę chciałam uniknąć konfrontacji z mężem, który już niebawem miał zostać BYŁYM mężem. Dlatego musiałam znaleźć sobie lepsze miejsce na nocleg.
CZYTASZ
Our losing game
RomanceOn, czyli kapitan siatkarskiej reprezentacji USA. Ona, czyli nieśmiała wizażystka, która zdecydowaną większość czasu spędza w pracy. On desperacko pragnie miłości, a ona wzbrania się przed tym uczuciem z niewiadomych dla niego przyczyn. *** To prze...