Nasi siatkarze skończyli ze srebrem na Igrzyskach Olimpijskich 🥹🥈 Jestem z nich niesamowicie dumna 🤍
A Was zapraszam na dziesiąty rozdział!Kimberly
24.08.2028
BuffaloStarałam się nie myśleć o tym, jak bardzo wczorajszego wieczoru chciałam pojawić się na spotkaniu ze znajomymi Lucasa. Próbowałam skupić się na pracy, której tego czwartku miałam tak samo dużo, jak w pozostałe dni tygodnia. Poza weekendami, gdzie czasami zapominałam, jak się nazywam.
Za około dziesięć minut miał zjawić się klient na brwi, którego umówiłam jeszcze wczoraj. Miałam akurat wolne czterdzieści minut, które teoretycznie były moją przerwą obiadową, ale podczas niej miałabym czas myśleć. A do tego nie mogłam dopuścić pod żadnym pozorem.
Żałowałam, że nie urodziłam się, jako inna osoba. Albo chociaż, że nie słuchałam rodziców, kiedy dobrze mi doradzali. Zapewne postępując inaczej w przeszłości, teraz byłabym w kompletnie innym miejscu. Być może o wiele bardziej szczęśliwa.
Mimo to, nie mogłam aż tak narzekać. Miałam swój salon, robiłam to, co od zawsze kochałam robić. Nie narzekałam na brak klientów, wręcz przeciwnie - czasem nie miałam gdzie ich upchnąć w kalendarzu.
Nie było wcale tak źle. Pomijając wszystko to, co działo się po pracy. Powroty do domu powinny być przyjemne, jednak dla mnie była to męczarnia.
Przygotowywałam sobie właśnie odpowiednie narzędzia, które miały być mi potrzebne do wykonania regulacji brwi. W salonie rozbrzmiewała moja ukochana playlista ze Spotify, więc kołysałam biodrami do głosu Seleny Gomez.
— Dzień dobry.
Podskoczyłam na dźwięk męskiego głosu i prawie pisnęłam z przerażenia. Zdecydowanie złym pomysłem było podgłośnienie muzyki do tego stopnia.
Obróciłam się za siebie i zastygłam w bezruchu. Rozchyliłam usta, chcąc coś powiedzieć, lecz szok skutecznie mi to uniemożliwiał.
— Ja na brewki — powiedział z szerokim uśmiechem, co kompletnie wybiło mnie z dotychczasowego toku myślenia.
Poczułam się, niczym dziecko zagubione we mgle.
Owszem, miałam zapisanego klienta na tę godzinę na brwi, ale to przecież nie był Lucas. Chociaż jeśli głębiej się zastanowić, to nawet nie zapytałam o nazwisko przy zapisywaniu. To cholernie głupie niedopatrzenie z mojej strony, ale zdarzyło się.
Kolejnym błędem był fakt, że nie zapisałam numeru Andersona i dalej trzymałam ją za etui telefonu.
— To ty wczoraj do mnie pisałeś? — Spytałam, krzyżując ramiona na piersiach.
Oparłam tyłek o blat toaletki i wpatrywałam się w niego z zaciekawieniem. Wyglądał zadziwiająco dobrze, a jego mina zdradzała, jak bardzo był zdeterminowany.
— Dokładnie — odparł ze stoickim spokojem, choć jego oczy zdradzały każde najmniejsze zawahanie.
— Mam rozumieć, że chcesz wyregulować sobie brwi? — Musiałam powstrzymać się od parsknięcia. To było absurdalne.
— Muszę się jakoś prezentować, a słyszałem, że jesteś najlepsza w okolicy. Jak już mam oddawać się w czyjeś ręce, to wybieram twoje.
Nie potrafiłam powstrzymać rwącego się do góry kącika ust. Luke był niemożliwy. Przez jego niespodziewaną wizytę poczułam dziwną ulgę. Wcześniej obawiałam się, że rzeczywiście zerwiemy kontakt, a z niezrozumiałych przyczyn wcale tego nie chciałam, choć mówiłam coś przeciwnego.
CZYTASZ
Our losing game
RomansaOn, czyli kapitan siatkarskiej reprezentacji USA. Ona, czyli nieśmiała wizażystka, która zdecydowaną większość czasu spędza w pracy. On desperacko pragnie miłości, a ona wzbrania się przed tym uczuciem z niewiadomych dla niego przyczyn. *** To prze...