Podczas tego pobytu w szpitalu wynudziłam się na śmierć. Dziś był dzień wypisu, czułam się jak naćpana. Tyle leków ile mi tutaj podawali to nie zażyłam przez całe siedemnaście lat mojego życia. Rana goi mi się bez zarzutów a zakażenie już zostało wyleczone. Miałam już wszystkie swoje rzeczy zapakowane do torby dzień wcześniej. Chciałam już z tąd wyjść, jednak z drugiej strony nadal chciałam w nim zostać. Bałam się odpowiedzialności jaką poniosę za morderstwo. Mama nie odwiedzała mnie za często ze względu na pracę, która odbywała się w godzinach przeznaczonych do odwiedzin. Kent za to przyjeżdżał do mnie co drugi dzień z mnóstwem smakołyków. Zawsze gdy je jedliśmy mówił, że kiedyś jak wrócę na treningi to musimy spalić te kalorie, które przybyły w tym łóżku szpitalnym. Przyglądałam się w drzwiach sali czy radiowóz już podjechał. Nagle dojrzałam jak samochód policyjny parkuje pod szpitalem. Chwyciłam za torbę i ruszyłam w kierunku poczekalni. Policjanci wysiedli z radiowozu i odpalili sobie papierosa. Ja za to starałam się nie stresować tym, gdzie za moment wyląduję. Izba dziecka. Brzmiało to dosyć przerażająco. Dojrzałam również samochód mojej mamy który wjechał na teren szpitala. Po zaparkowaniu od razu wyszła z pojazdu i pognała w stronę budynku. Gdy mama weszła przez drzwi wbiegłam w nią tuląc się w jej klatkę piersiową jak najmocniej mogłam. Bałam się. Cholernie się bałam, lecz jej waniliowa nuta zapachowa powodowała u mnie spokój, jak tylko jej zapach dostał się do moich nozdrzy, od razu zrobiło mi się lżej.
-Cześć córuś- otuliła mnie ramieniem i cmoknęła w głowę.
-Cześć mamo, bardzo się boję.- odparłam jednoczenie spoglądając na zmierzających policjantów w kierunku wejścia do szpitala.
-Czego skarbie?- spytała zdziwiona mama.
-Tego co mnie spotka w izbie dziecka.- rzuciłam.
-Dzień dobry, i jak się pani czujesz panno Miller?- zapytał jeden z policjantów podchodząc do mnie. Ciarki i strach jaki we mnie wywołał był niewyobrażalny. Wiedziałam, że muszę odpowiedzieć za to co zrobiłam, lecz słyszałam wiele o więzieniu i co się w nim wyprawia. Najzwyczajniej w świecie chciałam tego uniknąć.
-Dobrze, już się lepiej czuję.- odpowiedziałam.
-To wyśmienicie, my już lecimy do kolejnej pacjentki. Jak się z tym czujesz, że w końcu wrócisz do swojego wygodnego łóżka?.- odparł drugi funkcjonariusz. Swojego łóżka? Ale jak to? Co? Spojrzałam na mamę a kąciki jej warg ruszył do góry.
-Mamo co tu się...- nie zdążyłam dokończyć ponieważ mi przerwała.
-Bierz torbę i chodź do auta, wyjaśnię w domu.- powiedziała mama a ja wykonałam to o co prosiła.
-Kierunek dom- dodała mama.
-Tak- odpowiedziałam, ale jednak nadal dryfowałam wokół swoich myśli. Nie rozumiałam dlaczego wracam do domu, miałam jechać na izbę dziecka i tam zaczekać do sprawy sądowej. Co ze szkołą? Każdy mnie będzie uważał za psychopatkę. Boże co ja zrobiłam. Zepsułam sobie życie już do końca a to tylko przez jednego zjeba, którego w gaciach swędziało. Przez całą drogę jechaliśmy w ciszy, dopiero gdy mama zaparkowała pod naszym domem powiedziała:
-Witaj w domu Saro.
- Chodźmy do kuchni, jestem głodna a do tego musimy porozmawiać.- rzuciłam poważnym tonem.
-Jak sobie życzysz kruszynko.
Gdy wysiadłam z auta udałam się za samochód by wyciągnąć torbę z bagażnika. Mama już weszła do domu a ja dopiero zmierzałam w jego kierunku. Kiedy weszłam na przedpokój przywitał mnie mój kot. Bardzo za nim tęskniłam i obawiałam się , że już go nigdy nie zobaczę. Zdjęłam buty a następnie udałam się do pokoju odłożyć by torbę, gdy to zrobiłam zmierzałam w kierunku kuchni. Jak zeszłam na dół poczułam zapach pankejków. Zaburczało mi w brzuchu, niesamowicie. Kiedy podeszłam do wyspy, na talerzu czekały na mnie pankejki z syropem klonowym i bananami. Kochałam je, ale moja mama robiła je bardzo rzadko ze względu na zdrowe odżywianie.
CZYTASZ
Snake Zone (ZAKOŃCZONE)
RandomAkcja rozgrywająca się w Barcelonie dotyczy głównej bohaterki Sary Miller która uczęszcza do liceum w którym jest prześladowana przez dwójkę uczniów Daniela Wilsona i Samante Pills. Dziewczyna powoli ma dość bycia nękaną przez innych. Gdy dochodzi d...