Rozdział XXV

83 7 0
                                    

*Preston*

Właśnie byliśmy w drodze do domu gdzie zamknęliśmy całą grupę zabójców jak sardynki w puszce. Cały dom został otoczony moimi ludźmi, więc ucieczka byłaby najgłupszym rozwiązaniem. Ja, Kent oraz moja narzeczona byliśmy niecałe dwieście metrów od posiadłości Jonesów. Próbowałem się połączyć z Agnes, lecz najprawdopodobniej była zajęta moim zleceniem. Gdy znaleźliśmy się pod ich rezydencją. Wysiadłem z auta i otworzyłem drzwi Clarze. Kent zgasił silnik samochodu i również opuścił pojazd. Kiedy stanęliśmy przed bramą odczułem satysfakcję i lekki posmak wygranej. Mieliśmy ich w garści. Przyrodni syn mojej narzeczonej wykonał telefon do hakera by złamał zabezpieczenia związane z wejściem na teren wroga. Wiedzieliśmy, że zagrają na czas, więc zdecydowaliśmy o nie patyczkowaniu się z nimi, zbędnie tracąc czas. Gdy łysy mężczyzna zakończył połączenie brama się otworzyła a my przez nią przeszliśmy w mgnieniu oka. Udaliśmy bez broni ze względu na to, że osłaniali nas moi ludzie. Byli dosłownie wszędzie i nikt nie byłby w stanie nawet kiwnąć palcem. Kent zapukał do drzwi, lecz nikt nie otwierał. Powtórzył gest, lecz z środka nie wydobył się żaden dźwięk. Kiwnąłem głową do jednego z moich ludzi a on wywarzył drzwi. Niemożliwe by dom był pusty. Czyżby zasadzka? Na samą myśl parsknąłem. Wpakowaliby się w gówno po uszy.

-Gdzie oni są?- spytała Clara a w jej oczach można było dostrzec lekko niepokój.

-Pewnie się bawią w chowanego, lecz nic nie ugrają.- machnąłem ręką i gdy drzwi wyleciały z zawiasów wszedłem do środka. Rozejrzałem się, lecz nie zastałem żywej duszy i myśl, która przyszła mi do głowy była wręcz niemożliwa. Jakby oni to mieli zrobić.

-Pozwoliliście im zwiać?!- spytałem poddenerwowany do ochroniarza.

-Nie szefie. Obserwowaliśmy dom i nikt z niego nie wychodził.-odparł.

-Zobaczymy. Rozdzielcie się i przeszukajcie cały dom.-rozkazałem a sam wycofałem się z budynku.

-Dobrze.- powiedział po czym zwołał ludzi i weszli do środka.

-Jak to możliwe że uciekli?- spytał Kent.

-Nie mogli uciec. To było nie do zrobienia!- podniosłem głos a nerwy zaczęły przejmować kontrolę.

-Szefie!! Musi pan to szybko zobaczyć!- usłyszałem z wnętrza domu i od razu ruszyłem do środka.

Wyszedł z pomieszczenia po mnie jeden z moich zabójców a ja podszedłem do niego. Głowę spuścił na dół i wskazał na drzwi gdzie miałem się udać. Kiedy do niego wszedłem, ujrzałem ją leżącą na podłodze. Łza samoistnie spłynęła po moim policzku a złość jaka opanowała moje ciało spowodowała, że każda kropla mojej krwi zawrzała. Moje oczy momentalnie zaszły mrokiem jakiego jeszcze ten świat nie dojrzał. Miałem ochotę wypatroszyć tą małą sukę. Agnes... Podszedłem do ciała a twarz ułożyłem na swoich kolanach. Głaskałem ją po twarzy, lecz wiedziałem o tym, że w tym ciele już życie nie tętniło. Była...
Była martwa. Moja córka została zabita. Podejrzewałem, że zrobiła to Sara i przysięgam, że odpowie za swój czyn choćbym miał jej własnoręcznie ukręcić łeb na oczach Clary. Agnes nie była nie rozważna, więc zastanawiało mnie jakby mogła się zorientować.

-O boże Preston!- krzyknęła moja narzeczona próbując do mnie podejść.

-Claro. To robota twojej córki.- odparłem a mój ton był przepełniony mrokiem. On już mnie pochłonął. Do tej pory starałem się go w jakikolwiek stłamsić. Gdyby nie Clara, Sara już by nie żyła. Ucieczka przed złem, które się we mnie gnieździło było złym wyborem. Mogłem ją zabić wtedy gdy miałem okazję. Wtedy moja córka by uniknęła wyroku śmierci.

-Nie jesteśmy tego pewni.- odparła a w jej głosie można było usłyszeć niepewność. Sama nie wierzyła w inną ewentualność.

-Zabije ją choćbym miał przepłacić własnym życiem rozumiesz?- wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

Snake Zone    (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz