Rozdział XXIV

55 7 0
                                    

Gdy założyliśmy nieco rozciągnięte ubrania ruszyliśmy na dół. Jak schodziliśmy po schodach odczuwałam na sobie cały czas wzrok chłopaka. Musiałam się dowiedzieć od Arisa jak najwięcej tylko mogłam. Jeżeli faktycznie był moją rodziną zdecydowanie musiał posiadać więcej informacji na temat mojego rodu niż ja. Szczególnie gdy żył w świecie mroku. Gdy znaleźliśmy się w salonie, zajęłam miejsce na przeciwko mężczyzny.

-Rozmazał ci się błyszczyk- powiedział wskazując palcem na moje usta. Otarłam rękaw o dłoń i udałam jakby nic się nie wydarzyło.

-Powiedz mi co wiesz o mojej matce.- rozkazałam.

- Clara jest cwaną kobietą. Jeśli sobie coś postanowi ona to osiągnie. Po trupach do celu nie zważając czy są to jej bliscy czy nieznajomi. Jest jak tasiemiec. Zalęga w tobie i żywi tobą a ty niczego nie podejrzewasz dopóki nie doznasz objawów. Kochałem moją siostrę dopóki nie dowiedziałem się, że od dziesięciu lat miała nie żyć wraz z Jamesem.

-James nie żyje- odparłam.

-Opowiadał mi twój chłoptaś, że prawdopodobnie to ona wraz z Prestonem stoją za jego śmiercią. Jako iż jesteśmy wężami a ona zagraża naszej rodzinie zabijając naszych. Musimy ją usunąć.- Gdy usłyszałam te słowa. Przypomniało mi się, że miałam się skontaktować z Kentem i dać znać Leonardowi co do decyzji o uśmierceniu tego chuja.

-Kurwa. Kent. Zapomniałam. Miałam do niego zadzwonić a potem do Leonarda. Muszę go poinformować, że cię odnalazłam i nam pomożesz.

-Kim jest Kent?- powiedział posyłając mi pytające spojrzenie.

-Wychodzi na to że moim bratem- przewróciłam oczami.

-To pojebane. Mieli dwójkę dzieci?- spytał posiwiały mężczyzna.

-Tak. Znaczy nie. Kent jest dzieckiem mojego taty. Ma inną matkę.- odparłam.

-Dobrze. Idź do niego zadzwonić a my tutaj się naradzimy i zaczniemy ustalać już konkrety.- odparł brunet pochłaniając spojrzeniem. Mogłabym się wpatrywać w niego bez przerwy. Był chodzącym ideałem. Skinęłam głową i udałam się na ganek. Wyciągnęłam telefon i paczkę papierosów z kieszeni. Włożyłam filtr do ust rozpalając jednocześnie skręta. Odblokowałam komórkę i wybrałam kontakt do mojego brata. Nie mogłam w to zbytnio uwierzyć, lecz musiałam to zaakceptować i się z tym faktem pogodzić. Czy tego chciałam czy nie, byliśmy ze sobą spokrewnieni. Usłyszałam dwa sygnały i odebrał telefon.

Kent: Nie spodziewałem się telefonu od ciebie po odpuszczeniu około trzydziestu treningów i dziesięciu rehabilitacji.

Ja: Wybacz ale w tym czasie odkryłam, że jesteś moim bratem. Mordercę mojego ojca. Zostałam porwana, rozmawiałam z Leonardem i prawie popełniłam samobójstwo. Żeby tego było mało przyjechał właśnie brat mojej mamy i to co mówi jest bardzo wiarygodne. Zamierza ją zabić. Nie wiem czy ci Leonardo o tym wspominał lecz mamy misję na tego chuja, który bzyka moją matkę i przy okazji zabił naszego ojca.

Kent: To chyba nie jest rozmowa na telefon. Wyślij lokalizację, przyjadę.

Nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ się rozłączył. Zrobiłam o co poprosił i wyrzuciłam niedopałek. Weszłam do środka i już z przedpokoju słyszałam jak prowadzą żywą dyskusję pomiędzy sobą. Gdy znalazłam się w progu pomieszczenia nagle każdy ucichł.

-I jak z Kentem?- spytała Agnes rozsiadając się na fotelu.

-No cóż mogę powiedzieć. Spotkanie rodzinne.- zaśmiałam się.

-Przyjedzie tu?- spytał William.

-Tak, wysłałam mu pinezkę i jakoś za pół godziny powinien być.- odparłam.

Snake Zone    (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz