Rozdział XXIII

77 9 0
                                    

*Sara*

Siedziałam w pokoju przyglądając się sobie w lustrze, które znajdowało się na przeciwko mojego łóżka. Nie odczuwałam już obrzydzenia ani niechęci. Czułam pustkę, która pochłaniała mnie coraz bardziej. Byłam w amoku myśli o Nathanie. Przebaczyłam mu przy pierwszej rozmowie, lecz o zaufanie nie będzie łatwo zawalczyć. Stracić je było bardzo łatwo, za to by je odzyskać musi się cholernie postarać a i tak wielką niewiadomą jest czy powróci. Wyjechał a ja musiałam udać zimną sukę tylko dlatego, żeby zaspokoić swoją głową. Teraz mi spokoju nie daje, ponieważ myślę tylko o tym, że powinnam z nim porozmawiać. Wyszłam z pokoju i udałam się na dół. Zmierzałam do jednego miejsca. Jego pokoju. Gdy tylko otworzyłam drzwi jego sypialni poczułam jego delikatny a zarazem ostry zapach. Jak tylko dotarł do moich nozdrzy łzy samoistnie zaczęły się zbierać do oczu. Weszłam w głąb pokoju i usiadłam na jego łóżku. Winiłam się za to, że nie zobaczę go przez nie wiadomo jaki okres czasu. Położyłam się na łóżku i rozglądałam się po pomieszczeniu. Pokoje były takie same, więc nie różnił się niczym od mojego. Wszystkie meble jak i ich ułożenie było takie same. Dojrzałam otwarty śmietnik w którym było mnóstwo śmieci. Prawie się wysypywały, lecz gdy zobaczyłam jak coś zielonego w nim połyskiwało podeszłam do niego. Nachyliłam się i dostrzegłam szmaragdowy pierścień z wężami wygrawerowanymi na biżuterii. Wyciągnęłam go z pojemnika i się przyglądałam. Był w pudełku koloru pudrowego różu a wystająca wstążeczka była czarna. Odłożyłam opakowanie na bok i obracałam pierścieniem podziwiając go. Gdy odwróciłam go do góry nogami dostrzegłam napis na tyle szmaragdu. "Jestem twój Saro". Ten pierścień był dla mnie... Zrobiło mi się przykro ze względu na to, że ja go tak olałam i się zachowałam jak obrażone dziecko a on mi kupił i wygrawerował pierścień... Jestem okropna. Kiedy usłyszałam jak Agnes wykrzykuje, żeby każdy się znalazł w kuchni. Musiałam szybko się zastanowić co zrobić z biżuterią. Chwilę jeszcze stałam w miejscu i się w niego wpatrywałam po czym włożyłam go na palec serdeczny i ruszyłam w kierunku pomieszczenia z którego dobiegało wołanie.

-Musimy się uzbroić po zęby. To był rozkaz, nie prośba. Teraz!!- krzyknęła czerwono włosa.

-Co? Ale po co?- spytałam.

-Facet u którego Nathan miał wykonywać zadanie okazuje się twoją rodziną, chce z tobą porozmawiać Saro. Dostaliśmy pozwolenie na uzbrojenie się w razie bezpieczeństwa. A teraz tak nie stójcie tylko idźcie po bronie i kamizelki!!- wykrzyczała.

Rzuciłam się do biegu na piętro aby wziąć moje ulubione noże. Moja rodzina? Mama mówiła, że wszyscy są martwi. Chociaż ona łgała ze wszystkim co mi mówiła więc skąd pewność, że i tym razem mnie nie okłamywała. Wbiegłam do pokoju i otwarłam swoją komodę w której znajdował się mały arsenał. Założyłam kamizelkę kuloodporną, gaz pieprzowy umieściłam w odzieży ochronnej, założyłam pas w którym był pistolet oraz naboje. Wyciągnęłam go oraz odbezpieczyłam. Założyłam pochwy na noże na łydce oraz w talii. Cztery malutkie noże włożyłam do pochw na łydce a dwie kosy włożyłam do tych przypiętych do tułowia. Zbiegłam na dół i chyba byłam pierwsza. Co nie było w cale dobrze ze względu na to, że miałam czas na myślenie. Z jednej strony odczułam strach, lecz z drugiej ciekawość. Chciałam go poznać ale nie byłam pewna czy nie jest niebezpieczny. Jeśli mieliśmy być uzbrojeni podejrzewam, że tak. Milion pytań zaprzątało moją głowę. Rodzina od strony mamy czy taty? Mama wie? Chce mnie zabić? Na co mam się przygotować? Nienawidziłam niespodzianek. Właśnie dlatego, ponieważ nigdy nie wiedziałam co robić. Teraz musiałam sobie poradzić. Kiedy do kuchni weszła Agnes od razu pognałam w jej stronę rozwiewając natłoczone myśli.

-Z kim jedzie?- spytałam.

-Nathan go wiezie.

Nathan... Spojrzałam na rękę i dojrzałam na niej szmaragdowy pierścień. Jeśli skończę z tym facetem. Koniecznie muszę porozmawiać z brunetem. Jak zeszli się wszyscy w kuchni poczułam jak powietrze gęstnieje. Przytłoczył mnie nagły brak kontroli i planu. Musiałam się przewietrzyć. Czułam, że zaraz zemdleję. Wyszłam przed dom i usiadłam sobie na ganku. Odetchnęłam z ulgą, lecz nagle na posesję wjechał samochód. Jego samochód... Wzięłam głęboki wdech i wypuściłam go ze świstem. Gdy dojrzałam jak wychodzi z auta moje serce przyśpieszyło a uśmiech sam się wdarł na moje usta. Tak działał na mnie Nathan White. Chłopak od samego początku powodował u mnie uśmiech i przyjemne dreszcze. Nawet jak pociął mi plecy nie odczułam złości ani bólu. Mnie to... Podnieciło. Przyjrzałam się kiedy podchodził do drzwi pasażera. Wysiadł z niego ubrany na czarno mężczyzna. Miał czarne włosy, które opadały mu na czoło. Były lekko posiwiałe. Oczy miał niebieskie a spojrzenie obojętne oraz puste. Poruszał się z ogromną gracją a szczęki trzymał zaciśnięte. Z daleka nawet wyglądają jakby mogły ciąć kartkę. Brunet uniósł spojrzenie a jego oczy momentalnie odnalazły moje. Czułam jak wpadam w ten brązowy ocean, który był przepełniony spokojem i wyrozumieniem. Gdy mnie zobaczył miałam wrażenie jakby lekko posmutniał. Racja... Zlałam go szerokim moczem i to tuż przed wyjazdem. Kiedy już wchodzili po schodach na ganek sama wstałam i ruszyłam w ich stronę. Stanęłam przed czarnowłosym mężczyzną. Przyglądałam mu się dlatego by sobie przypomnieć, czy czasem go już nie widziałam.

Snake Zone    (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz