Rozdział XXXI

45 4 0
                                    

*Kilka dni później*
~Sara~
Właśnie skończyliśmy dopracowywać swój idealny plan na zniszczenie koron. Noah okazał się bardzo pomocny ponieważ miał wiele znajomosci i wynajął swoich znajomych snajperów by nas osłaniali w razie potrzeby, dlatego wyrzuciliśmy z planu gazy dymne ponieważ by ograniczały widoczność naszym strzelcom. Blondyn wcale nie był taki zły jak się zaprezentował gdyż po dwóch dniach już przestał mi podnosić ciśnienie co mi schlebiało bo nie miałam siły na kolejne nerwy. Już ich tak miałam na ten moment wiele.

Za wiele...

Siedziałam właśnie nad ogromnym planem rezydencji w którym zostały przeczesane każde najmniejsze pomieszczenie. Związałam włosy w luźna kitkę i przełożyłam kuc na lewe ramię tak by opadało mi jakkolwiek na twarz. Od ład jestem w ciąży jen za całe wojsko a każdy się mnie pyta gdzie ja mieszczę te jedzenie. Jednak oni nie wiedzieli ze nie karmie tylko jednej osoby a dwie. Już nie mogłam się doczekać kiedy będzie już po wszystkim a ja będę mogła pójść do ginekologa i ocenić płeć. W tej chwili pomyślałam o jednym. Bałam się tego cholernie ale musiałam to zrobić. Lękałem się przed odrzuceniem ze strony Nathana ale jeśli bym tego nie zrobiła to już bym nigdy nie była pewna co do stabilności naszej relacji.

-Nathe, możemy porozmawiać?-spytałam.

-Jasne, o czym chcesz porozmawiać?- obiął mnie swoim ramieniem i spytał.

-Nie tutaj. Chodź do pokoju. To poważna rozmowa.-odparłam.

-Mam się bać?-zapytał.

-Zależy kto jak to odbiera.-rzuciłam łapiąc go za nadgarstek i pociągnęłam w stronę schodów.

Wchodziliśmy po schodach a chłopak prawie cały czas miał głowę spuszczoną w dół. Podejrzewałam że obawiał się tego o czym chciałam z nim porozmawiać, lecz bez tego nie byłabym w stanie zaplanować wspólnej przyszłości. Weszliśmy do naszego pokoju a ja zatrzasnęłam drzwi.

-Kim dla siebie jesteśmy?- wypaliłam prosto z mostu.

-Nie wiem, skąd to pytanie?-spytał chłopak.

- Właśnie dla tego że sama nie wiem kim dla siebie jesteśmy a chciałabym wiedzieć na jakim etapie relacji jesteśmy.-odparłam.

-Saro, nie wiem i nie do końca rozumiem czego oczekujesz.

„Nie do końca rozumiem czego oczekujesz"

Te zdanie mnie mocno ukuło. Próbowałam powstrzymać łzy które się zbierały w moich powiekach, ale nie byłam w stanie ich zatrzymać. Jedna łza spłynęła właśnie po moim policzku. Brunet od razu ją zauważył i zmniejszył dystans pomiędzy nami. Przyłożył delikatnie dłoń do powierzchni po której poruszała się łza i ją starł. Uniósł moją głowę do góry a ja spojrzałam głęboko w jego ocean czekolady który był moim ukojeniem. Sprawiał że czułam się bezpiecznie.

-Nie w takim sensie miało zabrzmieć moja wypowiedź. Prawda jest taka że chciałbym się budzić przy tobie każdego dnia i dawać za ucho twoje włosy świeżo po przebudzeniu. Jesteś idealna symfonia grająca w moim umyśle. Od pierwszego spotkania rozgościłaś się w mojej głowie a ja próbowałem wyrzucić. Nie udało się, osiadłaś mój umysł i wyjścia z niego nie ma. To co teraz powiem może się wydawać absurdalne ale kocham cię Saro. Uważam że mogłabyś być tą co będzie nosiła moje nazwisko oraz wychowywała nasze dzieci. Może i chora jest wizja bycia ojcem ale chciałbym nim być gdy u boku będziesz ty. Moje pytanie było takie ze względu na to że nie chciałem wyjść na zjeba.

„Kocham cię Saro"

Serce rozlało się po moim ciele ocieplając cały organizm. Oddech stał się płytki. Zatkał mnie. Nikt nigdy nie przyprawił mnie o brak słów. Zawsze miałam wiele do powiedzenia, lecz w tej sytuacji nie umiałam wydusić nic...
Zrobiłam duży krok do chłopaka zatracając jakikolwiek dystans. Pocałowałam go przez co mój żołądek zaczął pracować a motyle nie ułatwiały. Latały w moim brzuchu jakby chciały się przebić na drugą stronę. Chłopak po kilku namiętnych pocałunkach przerwał i rzucił.

Snake Zone    (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz