Rozdział XXVI

96 9 8
                                    

-O jednej z kucharek. Bardzo mi przypomina moją zmarłą mamę. Nawet mają ten sam pieprzyk za uchem.- wydusiłem czując jak powietrze robi się gęste. Nigdy wcześniej z nikim o tym nie rozmawiałem i dużą trudność sprawiało mi mówienie na ten temat.

-Masz pewność, że nie żyła?- spytała.

-Tak, byłem przy tym jak zabierali jej ciało z kuchni.

-A nie jest możliwe to, że zbyt często wracasz do niej myślami i po prostu stworzyłeś sobie już jej obraz w głowie podejrzewając, że to ona?- spytała.

-Robisz ze mnie pierdolniętego czy jak?- spytałem lekko podnosząc ton.

-Ani trochę. Niektórzy nie potrafią się pogodzić z utratą bliskiej osoby.- stwierdziła.

-Niepotrzebnie ci o tym mówiłem.- powiedziałem wypuszczając nagromadzone powietrze w moich płucach.

-Nie Nathan. Właśnie bardzo się cieszę, że się z tym ze mną podzieliłeś. Podaje ci tylko inne ewentualności.

-Saro, ale to nie możliwe by wyglądały tak samo i nawet miały ten charakterystyczny pieprzyk. Masz rację z tym że się nie pogodziłem z jej śmiercią bo ją kocham nad życie, ale nigdy nie miałem tak iż nie miałem nigdy takiej sytuacji.- odparłem i na prawdę zacząłem żałować podjęcia się tej rozmowy. Najprawdopodobniej już uważa, że jestem jakiś pierdolnięty.

-Jest wiele ludzi na świecie. Całkiem możliwe, że też masz jakiegoś sobowtóra.- wzruszyła ramionami podnosząc się na łóżku.

-Ale czymś by się różniły.- odparłem.

-Co ja ci mam powiedzieć Nathe? Pomóc ci się dowiedzieć czy to faktycznie ona?- spytała.

-Nie wiem. Musiałbym to przemyśleć i przede wszystkim z nią porozmawiać.

-Nie powinniśmy teraz o tym myśleć. Jesteśmy po ucieczce a teraz musimy odpocząć i zająć tymi skurwielami. Moją matką również.

-Racja. Co ty na to byśmy się napili czegoś mocniejszego?- spytałem dostrzegając za nią szklano-czarną szafkę z whisky i wódkami.

-Skąd ty chcesz wziąć alkohol. Przypominam, że jesteśmy w Kadyksie i nie wiemy nawet czy możemy wyjść do sklepu.- odparła.

Wskazałem jej palcem na gablotkę w której znajdowały się trunki a półkę niżej kieliszki, szklanki i lampki. Dziewczyna zwróciła głowę do tyłu i jak dostrzegła szafkę spojrzała na mnie z rozszerzonymi oczami.

-Pijemy!- wykrzyczała.

-Dobrze, a co tak na początek?

-Wódkę od razu. Albo po całości albo wcale.- odparła po czym zeszła z łóżka i ruszyła w kierunku szafki oraz wyciągnęła z niej wódkę i kieliszki. Szoty to całkiem dobra propozycja. Kącik warg mi się uniósł gdy podeszła z nimi do stołu. Usiadła na czarnym fotelu skórzanym postawionym na ukos od kanapy, zahaczając lekko o ławę. Rozsiadłem się wygodniej na kanapie i wyciągnąłem z kieszeni paczkę po papierosach w której były już gotowe blanty i zapalniczka. Wyjąłem jednego z nich i włożyłem pomiędzy wargi.

-Chcesz zajarać?- spytałem odpalając blanta.

-Nigdy nie jarałam marihuany.- odparła.

-To spróbujesz.- powiedziałem zaciągając się używką.

-No nie wiem.

-Ale ja wiem- rzuciłem i wystawiłem w jej kierunku blanta. Ta go wzięła w dłoń jednocześnie muskając palcami moją dłoń. Momentalnie przeszedł mnie dreszcz i mi kurwa... Stanął. Jej dotyk był strasznie uzależniający i seksowny. Chciałbym by wbijała mi te szpony w plecy aż do krwi. Dla niej bym się splamił własną krwią. Ona by mnie mogła zabić. Czułem jak pożądanie nakręca mój umysł, więc chwyciłem za butelkę z alkoholem i rozlałem nam po kieliszkach. Dziewczyna zaciągnęła się używką i zaczęła się krztusić a ja zacząłem się z niej śmiać. Nagle wzięła drugiego bucha i już nie zakasłała przez co mój uśmiech zszedł z mych ust.

Snake Zone    (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz