JAKIK CUDEM ŻYJESZ?

305 11 3
                                    

-Lloyd-

-co ja wyprawiam to nie jest dobry pomysł, żeby tam lecieć ale jeśli żyje to chce ją zobaczyć - mówiłem sobie w trakcie drogi była 19:50 -świetnie dziesięć minut przed czasem lepiej być wcześniej niż później - mówiłem sam do siebie. Zeskoczyłem ze smoka, a ten wyparował. Stanąłem na mostku na którym pierwszy raz normalnie z nią rozmawiałem.

Pogrzebała jeszcze w telefonie, sprawdziłem godzinę i była 20. No to zaraz się przekonamy od kogo była ta karteczka.

Patrzyłem tak w wodę i wciąż miałem z tylu głowy czy nie uciec ale uznałem, że skoro już tu jestem to tu zostanę nagle usłyszałem kroki które zmierzają w moją stronę.

Zignorowałem je ale potem dowiedziałem się, że nie słusznie usłyszałem głos którego nie słyszałem od całkiem dawna.

-Lloyd? - to była ona. Odrazu odwróciłem się w jej stronę.
-Rumi? -nie mogłem uwierzyć w to kogo widzę.
-j- jakim cudem żyjesz?

-Lloyd w-wiem że jest to dla ciebie szok ale j-ja ci wszystko wytłumaczę - mówiła jąkając się chyba bała się ze mną rozmawiać i słusznie.

-Tylko na to czekam! - podniosłem delikatnie ton żeby nie było, że teraz interesuje mnie co innego.

-obchodzi cię jak przeżyłam
-tak ale też to dlaczego chciałaś ze mną rozmawiać - to powiedziałem już spokojnie, nie potrafiłem na nią krzyczeć.

-chciałam żebyś wiedział że żyje, nie mogłam dalej się ukrywać i żyć z myślą o tobie i o tym iż cały czas myślałeś o tym, że nie żyje - gdy to mówiła podeszła i oparła się o barierkę.

-skąd wiedziałaś, że cały czas o tobie myślę? - zapytałem bo naprawdę chciałem wiedzieć.

-pomogła mi w tym jedna rzecz ale to zaraz..
-czemu?
-...- milczała przez chwilę gdy nagle wybuchła - Bo jestem głodna.. masz coś do jedzenia? - zapytała, a ja wybuchłem przyjemnym śmiechem z resztą ona też.

-haha.. mam.. masz.. haha - nie mogłem wytrzymać z śmiechu ale się opanowałem i dałem jej jabłko które miałem w bluzie.

-dzięki.. tak właściwie dlaczego miałeś jabłko w bluzie, tak dokładnie to dwa? - zapytała
-wiesz.. miałem dziwne przeczucie wiec wziąłem i okazało się to słuszne - gdy to powiedziałem spojrzałem na nią, a ona na mnie wcinając jabłko.

-dobra chodź za mną - powiedziała gdy skończyła jeść.
-no dobra

Poszliśmy do jednej z uliczek były tam rozłożone dwa koce latarenka i torba. Domyśliłem się, że to rzeczy Rumi.

-to mój taki mały obozik - mówiąc to usiadła na jednym z kocy i poklepała ręką bym również usiadł i to zrobiłem.

-tooo.. dowiem się jak przeżyłaś? - zapytałem bo naprawdę chciałem już wiedzieć.

-ah.. tak.. wiec gdy Garmadon chciał już tylko zniszczyć miasto zaczęłam uciekać, chciałam uciec do ciebie chociaż wiem, że pewnie byś mnie odtrącił - spojrzała na mnie i kontynuowała

- Gdy uciekałam zbiegłam na jeden z bloków, miałam już schodzić na sam dół schodami ewakuacyjnym ale widziałam jak jacyś rodzice chcieli poświecić siebie by ratować swojego syna.

Za bardzo przypominało mi to moją sytuacje nie mogłam przejść obok tego obojętnie zaprowadziłam ich do schodów ewakuacyjnych niestety gdy miałam wybiec razem z nimi, zawaliło się przede mną  wyjście powiedziałam im żeby uciekli, a ja sobie jakoś poradzę wybiegłam na samą górę, a z tego dachu zdążyłam ujrzeć ciebie widziałem, że powiedziałeś moje imię.

To nie koniec LloydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz