NIE MOGĘ ZNÓW CIĘ STRACIĆ!

255 10 5
                                    

Hejka.. sorki że przez jakiś czas nie było rozdziału ale straciłam wenę do pisania i miałam pełno sprawdzianów, ale teraz postaram się regularnie wrzucać rozdziały.

Miłego dnia/wieczoru.

—————–—-—–——-

-Lloyd-

Obudziłem się.. było strasznie ciemno nie wiedziałem o co chodzi bo była 11:00. Postanowiłem sprawdzić gdzie reszta.

Wyszedłem z pokoju i udałem się do salonu ale nikogo w nim nie było.
Poszedłem do kuchni ale tam też nikogo nie było. Został więc dziedziniec.

Gdy wyszedłem z klasztoru nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Przede mną leżały ciała.. ciała moich przyjaciół.

Było pełno krwi.. krwi moich przyjaciół i rodziny. Podbiegłem do Rumi i gdy chciałem delikatnie unieść jej głowę zobaczyłem, że moje ręce były.. złote.

Odskoczyłem przestraszony i spojrzałem na swoje ręce.
-co jest?! - spytałem sam siebie
-straciłeś kontrole - odezwał się jakiś głos

-Kim jesteś?!
-a jak myślisz.. twoim demonem - powiedział, a ja stałem jak wryty w ziemie

-Ty ich zabiłeś?! - spytałem
-nie.. ty ich zabiłeś - oznajmił, a ja poczułem jak mój oddech przyspieszył
-Nie zrobiłbym tego!

-jak myślisz racjonalnie to nie.. ale w tej formie już tak - spojrzałem na niego, a on podszedł do mnie.

-ja naprawdę straciłem kontrole?
-jeszcze nie.. dopiero stracisz chyba że..
-chyba że?

-że nade mną zapanujesz
-jak mam to zrobić?
-powiedz o tym ojcu.. więcej nie mogę ci nic powiedzieć

-ale..
-Nie ma żadnego ale.. albo nade mną zapanujesz albo zastawa taki widok - powiedział, a ja spojrzałem na martwych przyjaciół - żegnaj

Zacząłem spadać w dół krzyczałem bo leciałem w.. ogień ale niezwykły bo był fioletowy, a w nim pełno Oni.

Wpadałem już do ognia gdy nagle..

-Aaaa! - obudziłem się.. ale chyba teraz naprawdę. Wydarłem się chyba na cały klasztor bo do pokoju wbiegli moi rodzice i Rumi.

-Lloyd co się stało?! - spytała Rumi, a ja nie byłem w stanie nic powiedzieć.
Oddech przyspieszył, a serce waliło jak szalone.

-Lloyd?! - krzykną ojciec
-spokojnie już dobrze - matka próbowała mnie uspokoić

Widzieli, że to nic nie daje, a Rumi zdecydowała się mnie przytulić.

-Lloyd.. już dobrze - mówiła do mnie, a mój oddech spowalniał i w końcu po jakimś czasie mogłem normalnie oddychać.

-dziękuje - odpowiedziałem ni to zaspanym ni to zmęczonym głosem. Po prostu byłem wdzięczny.

-co się stało bo wydarłeś się na cały klasztor - powiedział ojciec
-s-sam nie wiem miałem jakiś realistyczny koszmar byliście tam wszyscy ale..

-ale? - nalegała na kontynuacje matka
-ale wszyscy byliście martwi - powiedziałem, a przed oczami przeleciał mi cały koszmar

Spojrzeli na mnie z przerażeniem, aż w końcu odezwał się ojciec.
-widziałeś coś jeszcze? - spytał, a ja tylko kiwnąłem głową. Chyba zrozumiał, że chce o tym pogadać tylko z nim.

-potem powiesz.. ogarnij się po tym koszmarze - oznajmiła Rumi
-ta..

Wyszli ode mnie z pokoju, a ja wstałem z łóżka i poszedłem wziąć szybki prysznic. Z każdym strumieniem wody widok z koszmaru znikał, a ja wreszcie mogłem normalnie funkcjonować.

To nie koniec LloydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz