Dźwięk płynącej wody nie ustawał a okolica była wilgotna i zimna. Wszędzie było czuć ból. Fu Shen obudził się z zawrotami głowy. Otwierając oczy, nie zdążył dokładnie zobaczyć otoczenia, zanim zwymiotował na ziemię.
Ktoś podszedł i podtrzymał go za ramię, podając mu do ust liść napełniony wodą.
-Przepłukaj usta.
Fala po fali ciemności uderzała w jego wzrok, obrazy nakładały się na widok osoby. Jego kończyny sprawiały, że czuł jak gdyby został rozebrany na malutkie części i znowu poskładany, sprawiając ból przy najmniejszym ruchu. Dopiero po tym, jak drugi pomagał mu przełknąć kilka łyków wody, wziął powolny, miarowy oddech, rozpoznając kim był jego towarzysz.
-Panie Yan - powiedział słabo. - Czy nasze horoskopy nie są kompatybilne...?
Wbrew oczekiwaniom, Yan Xiaohan nie odpowiedział, jedynie wpatrując się w niego. Krople zdobiły jego promienne rysy twarzy, jego złowroga żądza krwi została zmyta oraz pojawił się, dziwny jak na niego, wyraz bezsilności.
Fu Shen dostał gęsiej skórki od sposobu, w jaki te bursztynowe oczy wpatrywały się w niego. Pośpiesznie podniósł rękę i pomachał nią przed twarzą drugiego.
-Co się z tobą dzieje? Jesteś opętany?
Yan Xiaohan delikatnie odepchnął jego rękę.
-Przepraszam. Wciągnąłem cię w to wszystko...
Fu Shen podskoczył gwałtownie, gestykulując zdziwiony jego szczerością.
-Nie, nie, nie, nie! Nie ma takiej potrzeby! Nic mi nie jest! Nie musisz się obwiniać!
-Nie miotaj się tak - Yan Xiaohan ponownie odepchnął jego drugą rękę, zirytowany. - Masz ranę na plecach. Bądź ostrożny.
Fu Shen patrzył z przerażeniem, jak ten wielki potwór zabijający bez mrugnięcia okiem nagle zmienił się w delikatnego, łagodnego królika, podejrzewając, że to on uderzył się w głowę.
Obaj zostali zestrzeleni z klifu przez dzika i byli absolutnie pewni, że zginą. Nie wiedzieli lecz, że Niebiosa miały na nich inne plany - u podstawy klifu znajdował się głęboki staw. Fu Shen zanurzył się w nim głową w dół, a zmiana ciśnienia spowodowała, że zemdlał. Yan Xiaohan miał więcej szczęścia, ponieważ uderzył o ścianę stawu i najwyraźniej złamał żebro, ale na szczęście nie stracił przytomności. Wyciągnął Fu Shena z wody, znalazł suchą jaskinię w pobliżu i przeniósł go tam tymczasowo.
Korzystając z chwilowej utraty przytomności, Yan Xiaohan poszedł zebrać stos suchego drewna na opał, używając zawiniątka z papieru olejnego, które zabrał z klapy szaty Fu Shena, jako podpałki do ogniska. Zaryzykował przypuszczenie, że ich dwójka może nie być w stanie opuścić doliny dziś wieczorem i chciał przygotować trochę więcej drewna na opał, ale pogoda niestety nie chciała współpracować. Nie minęło wiele czasu, gdy niebo na zewnątrz zachmurzyło się, a nawet zaczął padać deszcz.
Fu Shen pomacał się po plecach, odkrywając, że dzik zrobił na nich głęboką ranę. Rana została opatrzona prowizorycznym opatrunkiem z kawałków materiału. Miał na sobie dwie warstwy suchej odzieży wierzchniej, a jego wewnętrzna odzież suszyła się właśnie nad ogniem. Yan Xiaohan miał na sobie tylko przemoczoną szatę bez podszewki, której brakowało kawałka, a szeroka plama krwi plamiła jego dolną część pleców.
-Nie jest ci zimno? - Fu Shen podniósł się do pozycji siedzącej, szarpnął szaty Yan Xiaohana i spojrzał na niego uspokajająco. - Spójrz na to, co masz na sobie. Nie ma tu wystarczającej ilości drewna, a w nocy będzie naprawdę zimno - zatrzymując się, dodał coś jeszcze. - To tylko mała, nieistotna rana na ciele. Nie musisz się martwić.
CZYTASZ
Golden Terrace |¦| Cang Wu Bin Bai [PL]
Historical FictionPowieść znana jest również pod nazwami "Golden Stage" oraz "Huang Jin Tai" Autor: Cang Wu Bin Bai Ilość rozdziałów: 80 + 4 rozdziały dodatkowe Na moim profilu znajduje się link do strony, na której publikuje to tłumaczenie (zawsze publikuje wcześnie...