rozdział 19

97 12 11
                                    

 Spędzenie nocy na niezamieszkanej górze na odludziu było dość niebezpieczne, jeśli się nad tym zastanowić. Oboje byli ranni, na zewnątrz padał ulewny deszcz, w górach nie brakowało jadowitych owadów i dzikich bestii, a ryzyko osunięcia się skał istniało przez cały czas. Jednak za każdym razem, gdy Fu Shen wspominał tamtą noc, jego najgłębszym wspomnieniem było to, że upadł na plecy, a następnie ktoś delikatnie ukoił go do snu.

 Do tego stopnia, że nawet po tylu latach ponowne wpadnięcie w objęcia tej samej osoby wciąż wydawało się znajome.

 Przestało padać wczesnym rankiem następnego dnia. Fu Shen i Yan Xiaohan opuścili jaskinię, podążając wzdłuż doliny i towarzyszyło im ćwierkanie ptaków. Powietrze było świeże i wilgotne po deszczu, a w lesie rosło wiele grzybów. Fu Shen głodował przez całą noc i wciąż rzucał niecierpliwe spojrzenia na wnętrze lasu, a słowa „chcę je zjeść" praktycznie wypadały mu z oczu.

 Yan Xiaohan musiał odciągnąć go z powrotem na właściwą ścieżkę. 

    -Są trujące. Nie możesz ich jeść.

    -Słomiane grzyby i te rosnące pod sosnami nie są trujące. Mogę je zjeść - upierał się Fu Shen. - Zbierałem już grzyby na równinach, uwierz mi.

 Yan Xiaohan był niemal poruszony jego stanowczością, ale myśląc o ich obecnej sytuacji, wciąż bezlitośnie mu odmówił. 

    -Wydostanie się z niebezpieczeństwa jest najważniejsze. Jeśli chcesz zjeść grzyby, poczekaj aż wrócimy do stolicy, a podaruję ci ich cała masę, dobrze?

 Fu Shen pochylił głowę i zastanowił się przez chwilę, czując, że zachowywał się nieco niedorzecznie. Zazwyczaj jest w stanie udawać wyrafinowanego i niezawodnego dorosłego, ale być może z powodu opieki Yan Xiaohana nad nim, miał tendencję do psocenia.

    -Ale ja jestem głodny - podkreślił, patrząc niecierpliwie na Yan Xiaohana. - Zbyt głodny, by się ruszyć.

 W rzeczywistości atrakcyjność grzybów nie była aż tak wielka, a on sam nie miał ochoty ich jeść. Po prostu z radością przypomniał sobie ciepły uścisk i spokój z wczorajszego wieczoru i chciał jeszcze bardziej zwrócić na siebie uwagę swojego towarzysza w tym świecie, w którym byli tylko we dwoje, tym samym nieco likwidując swój głód, zmęczenie i niepokój.

 Mówiąc wprost, był teraz rozpieszczony.

 Yan Xiaohan spojrzał na niego przez opuszczone powieki, zaskakująco bez zniecierpliwienia i nie ujawnił jego kłamstwa. Jego oczy były bardzo miękkie, jak garść topniejącego śniegu; mroźne i czyste, ale z rekonwalescencyjnym ciepłem w środku.

 Odwrócił się zwinnie i uklęknął na jednym kolanie, plecami do Fu Shena. 

    -Wskakuj. Poniosę cię.

 Musiał kontrolować swoją złośliwość. Fu Shen nie mógł wykorzystać czyjejś słabości, więc wielokrotnie się wycofywał. 

    -Nie nie, ja tylko żartowałem! Możemy iść dalej.

    -Wcale nie - Yan Xiaohan pochylił głowę z uśmiechem na ustach. - Po prostu pozwól mi zrekompensować ci posiłek z grzybów. Dobrze, wskakuj już.

 Wahanie pojawiło się na twarzy Fu Shena, ale było ono widoczne tylko na zewnątrz, ponieważ te wyjątkowo proste plecy nie różniły się niczym od siły magnetycznej, zachęcając go do zrobienia kroku naprzód, wyciągnięcia rąk i owinięcia ich wokół szyi Yan Xiaohana w sposób, którego nie potrafił wyjaśnić.

 Yan Xiaohan nieustannie niósł go do przodu.

 Z jego dolnych żeber wydobył się tępy ból, a nacisk, jaki ciężar sporej wielkości człowieka mógł wywrzeć na ranę, nie mógł być zlekceważony. Yan Xiaohan nie był jednak w stanie się tym przejmować, gdyż całą swoją uwagę skupiał na tym, co znajdowało się pod jego stopami i kto siedział na jego plecach. Fu Shen na początku był sztywny jak pokrywa trumny, starając się zachować dystans między swoją klatką piersiową a plecami drugiej osoby, ale po pewnym czasie jego ciało powoli się rozluźniło, ostrożnie pozwalając im się dotknąć.

Golden Terrace |¦| Cang Wu Bin Bai [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz