rozdział 23

91 9 8
                                    

 Stolica, podczas zmroku rozświetlonego lampami.

 Na stole leżały stosy dokumentów, a Yan Xiaohan pracował w pośpiechu, chowając między nimi głowę. Kleik na tacy już dawno wystygł. Wiekowy zarządca wahał się przed drzwiami przez dłuższą chwilę, ostatecznie zbierając siły i wchodząc najciszej jak potrafił. 

    -Mistrzu, pracowałeś cały dzień. Odpocznij teraz i zjedz coś.

 Yan Xiaohan nie ruszył się z miejsca. Po napisaniu kilku ostatnich linijek, odrzucił pędzel i potarł nadgarstek. Leniwie oparł się o oparcie krzesła, a jego smukła górna część ciała wygięła się w łuk, wypuszczając długi wydech. 

    -W porządku. Nareszcie skończyłem-

 Ledwo skończył mówić, gdy nagle odwrócił głowę w bok i kichnął.

    -O nie, co się stało? Absolutnie nie może się pan przeziębić... Każę komuś ugotować miskę zupy imbirowej - spanikował służący.

 Yan Xiaohan zmarszczył nos i machnął ręką. 

    -Robisz wielkie zamieszanie z byle powodu. Nic mi nie jest.

    -Często mówi się, że "raz oznacza myśl, dwa oznaczają przekleństwo, a trzy wspomnienie" - powiedział z uśmiechem zarządca. - Znaczy to, że ktoś o panu myśli.

 Gdy tylko to powiedział, Yan Xiaohan ponownie kichnął.

    -Przyniosę tą zupę.

 Yan Xiaohan stłumił śmiech. 

     -Zapomnij, wracaj. Czy to nie jest normalne?

 Zarządca początkowo zastanawiał się, w jaki sposób jest to "normalne", ale zrozumiał to dopiero po chwili. Przyglądając się wyrazowi twarzy drugiej osoby, zgodził się z nią. 

    -Być może markiz przybył do prefektury Yan i myślał o tobie, panie. Niech pan wybaczy temu staremu niewolnikowi, że mówi nie na temat, ale pracuje pan do późna a może się to odbić na pańskim zdrowiu. Gdyby markiz tu był, za nic nie pozwoliłby panu pracować tak ciężko. 

    -Hm? - Yan Xiaohan uniósł kpiąco brwi. - Czyżby? Pryszła pani Yan jeszcze nie przekroczyła progu, a ty już wykorzystujesz ją, by mnie dręczyć?

 Zarządca zauważył, że nie wyglądał na rozgniewanego i nie szydził - wręcz przeciwnie, wyglądał na całkiem wesołego - więc śmiało podniósł głowę. 

    -Markiz i ty zawrzecie w przyszłości małżeństwo oparte na wzajemnym szacunku i będziecie się wspierać przez całe życie. Będzie miał pan u swego boku kogoś, kto dba o pański komfort, dbając o pana z czułością, jak można nazwać to dręczeniem?

 Po tych słowach na twarzy Yan Xiaohana pojawił się uśmiech i odezwał się ponownie dopiero, gdy skończył się uśmiechać. 

    -Koniec roku zbliża się wielkimi krokami i widziałem gospodarstwa rolne przybywające do miasta jedno po drugim, by wręczyć noworoczne prezenty. Markiz Jing Ning świętuje w tym roku na północnej granicy, a jest tam dużo zimniej, więc wybierz kilka grubych futer i jedwabi, załaduj je na powóz i wyślij do niego. Poza tym, co z budowniczymi, o których cię prosiłem?

 Mężczyzny nie było nawet kilka dni i zapewne nie skończył jeszcze suchego prowiantu, który zabrał na drogę, a już myśli o czymś nowym, co mógłby mu podarować. Sługa mentalnie pożegnał się z widokiem swojego zwykle dość dostojnego Mistrza, który pod wpływem miłości stracił resztki racjonalności. 

 Zarządca wewnętrznie gloryfikował Yan Xiaohana, odpowiadając mu. 

    -Racja. Znalazłem robotników, ale ponieważ ich praca nie będzie wymagać specjalistów, do ukończenia będzie potrzebnych tylko kilku rzemieślników. Chodzi o to, że staw, który chciał pan stworzyć, wymaga wpierw stworzenia planu i zakupu materiałów. Kiedy uzna pan, że plany są zadowalające, będą mogli powoli zacząć nad wszystkim pracować. 

Golden Terrace |¦| Cang Wu Bin Bai [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz