LXXIV

51 2 0
                                    

Pov Alycia

Razem z Michaliną od sprawy z jej siostrą miałyśmy ciche dni. Rzadko się odzywałyśmy do siebie, wyłącznie kiedy było to konieczne. Byłam na nią wściekła za tą torbę, a raczej za jej okropną zawartość. Teraz moja złość do końca nie zgasła, jednak nadal czułam się źle z tym, że ze mną tego nie przedyskutowała.

Poszłam dziś z Zosią na spacer. Michalina została w domu i gotowała obiad. W mojej głowie ciągle siedział obraz żony za kratkami, która siedzi za współ udział w sprzedaży nielegalnych substancji.

- Mamo. - Z zamyśleń wyrwał mnie głos mojej córeczki, która ścisnęła delikatnie moją dłoń. Spojrzałam na nią z wymuszonym uśmiechem

- Tak skarbie?

- Czy eszcze mochasz mamę? - Zapytała bardzo niewyraźnie, jednak zrozumiałam przekaz. W jej oczach mogłam zobaczyć łzy, stałam wryta bo takiego pytania się nie spodziewałam

- Oczywiście, że tak. - Odpowiedziałam bez namysłu - Dlaczego pytasz?

- Już sie nie pzytulacie i duzo ksycycie. - Powiedziała gdy łzy spływały jej po policzkach. Ukucnęłam ścierając jej łzy

- Kochanie, ja i mama mamy ostatnio trudne dni. To nie znaczy, że się nie kochamy. Musisz dać nam trochę czasu. - Wyjaśniłam cicho - Hej, mam pomysł. A może wybierzemy się dziś z mamusią na plac zabaw co?

- Tak! - Wykrzyczała z radości po czym wtuliła się w moje ramiona.

Mogliśmy w spokoju kontynuować spacer, a ja byłam bardzo dumna z tego, że nasza mała dziewczynka dorasta.

Godzina potem

Pov Michalina

Wróciliśmy do domu. Lexa i Zosia wróciły szybko ze spaceru z uśmiechami na twarzach i głodem w brzuchach. Nakładałam obiad na talerze czyli ziemniaki z mięsem. Nie było mi do uśmiechu bo nadal siedziała mi w głowie sytuacja z przed tygodnia. Moja siostra podobno siedzi w areszcie bo policja szuka dowodów. Ja je spuściłam w toalecie dzień po jej wizycie. Od kłótni z Alycią nie rozmawiamy bez przyczyny, tylko wtedy kiedy musimy.

- Głodne? - Zapytałam wymuszając uśmiech i kładąc talerze

- Mamo mogę meko? - Zapytała Zosia po tym jak Lexa posadziła ją na swoje krzesło.

Może Zosia nie mówiła jakoś bardzo wyraźnie, jednak mówi coraz lepiej. Chodzimy do pani od logopedii, miała podcinane wiązadełka, więc jej nauka mówienia jest trudniejsza, niż przeciętnego dziecka.

- Możesz. - Powiedziałam, wyciągnęłam szklankę i mleko z lodówki kiedy poczułam dłonie zaplecione na moim brzuchu i brodę na karku. Zaraz całe ciało przylegające do mojego. Obruciłam głowę, aby spojrzeć na Alycię, która uśmiechnęła się delikatnie i pocałowała mój policzek - Tęskniłam... - Wyszeptałam łapiąc za jej dłonie i dociskając do siebie

- Ja też... - Złożyła delikatny pocałunek na mojej szyi i wróciła do stołu. Nalałam córce napoju i położyłam przy stole.

Razem z Alycią zaczęliśmy rozmawiać normalnie przy tym spożywając posiłek i karmiąc Zosię.

Wieczorem gdy Zosia zasnęła wróciłam do sypialni. Moja żona leżała na łóżku z telefonem w ręce, ale gdy zaczęłam się przebierać ona go odłożyła i na mnie patrzyła.

- Choć tu słońce. - Zawołała cichutko, a ja podeszłam i usiadłam na jej biodrach okrakiem. Złapała dłońmi za moje uda i zaczęła się szeroko uśmiechać

- Jak się czujesz? - Zapytałam z troską, zaczynając jeździć palcem od żuchwy do dekoltu. Obserwowałam jej zarysy i gładziłam je palcem

- Dobrze, nawet bardzo. - Posłała mi jeszcze promienniejszy uśmiech - Cieszę się, że zaczęłyśmy się do siebie odzywać normalnie. - Powiedziała po chwili

- Przepraszam jeszcze raz za tamto... - Wyszeptałam smutno, a ona ujęła mój podbródek w dwa palce i go gładziła

- Mam nadzieję, że nie zrobisz tego nigdy więcej. Jesteś mądrą dziewczyną i nie dawaj się wykorzystywać, ty rozdajesz karty. - Powiedziała stanowczo patrząc mi głęboko w oczy - A teraz coś przyjemniejszego...

Nachyliłam się nad nią i złączyłam nasze usta w jedno.

~~~~~~~~~~

(Błędy w rozdziale są zamierzone)

Jak wam dzień minął/mija?

Miłość na planie / Alycia Debnam Carey / ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz