Nie. Ty nie masz syna. I już go nie będziesz miał.

218 15 40
                                    

*POV:Kai*

Nie ufałem temu debilowi. Był okropny. Nie wierzyłem w to, że Garmadon na serio chcę nam pomóc. Może nagle powie: ,,jednak wam nie pomagam."
Po nim wszystkiego się można spodziewać...

Szliśmy właśnie do tego miejsca, w którym kiedyś  Harumi wskrzesiła Garmadona.
Miałem złe wspomnienia.

-A tak w ogóle...-zaczął Cole, gdy już doszliśmy.-To ile to będzie trwało?
-Nie wiem-odparł Wu.

Chwila. To on czegoś nie wiedział? Myślałem, że on jest jakiś wszechwiedzący.

[...] Po jakimś czasie zaczęli robić ten rytuał. Kuźwa, to działo się zbyt szybko. Wszystko było wykonywane w jakimś..nie wiem.. przyśpieszonym tempie.
Co, oni robili speedrun wskrzeszania syna/bratanka?

Mimo wszystko czekałem na moment, w którym wpadnę młodemu w ramiona, i powiem mu:,,tęskniłem, młody"

Bo mimo wszystko ten ból był okropny.

W mojej głowie było pełno scenariuszy.. co jak się nie uda?

[...] -Potrzeba więcej mocy-oznajmił Wu.
-Nie dam rady- odparł Garmadon.- Też żeście sobie wymyślili jakieś wskrzeszanie, co ja czarodziej jestem? W sumie nie przeszkadzało mi życie bez syna.

Śmieć.
Typowy Garmadon. Meh.

-To nie jest nasze jedyne zmartwienie-powiedział Wu.
-Co?-parsknął Garmadon.-Co jeszcze?
-Jest prawdopodobieństwo, że Lloyd nie zostanie wskrzeszony w pełni zdrowy. Poczuję ból i będzie miał ranę po dźgnięciu sztyletem-oznajmił.-Ale tym razem nie powinien umrzeć, oznacza to, że rana będzie obok serca... albo coś podobnego.

Oho, więc to ten haczyk?
-Szybko mówisz-powiedział Garmadon.
-Lepiej późno niż wcale, bracie- odparł Wu.

Chciało mi się śmiać, płakać i krzyczeć jednocześnie.

[...] Po jakimś czasie pojawił się dym.
Nikt nic nie widział. A potem ujrzałem Lloyda. Tak, tego Lloyda. Lloyda Montgomery Garmadona.

*POV:Lloyd*
Widziałem ciemność. A potem znowu czułem uczucie spadania.
-Co jest grane?-szepnąłem do siebie.-Cholera, co znowu?

Mało wrażeń było w ostatnim czasie?
A potem znowu to poczułem. Dźgnięcie sztyletem.  Cholera. Piekło. Bolało okropnie.

Miałem jakieś dejá vu. Jakby tak już się stało.
No bo właśnie kuźwa tak było. Pół roku temu. Czy jakoś tak.
A potem już nie widziałem ciemności, tylko ledwo przytomny ujrzałem niebo, kamienną podłogę i... Kai'a.

I był tu ktoś jeszcze. Ale zamknąłem oczy, a łzy zaczęły same mi lecieć. Z bólu.

Po jakiś kilku sekundach nie czułem już nic. Czułem się normalnie. Otworzyłem oczy, i wiadomo kogo ujrzałem.

Od razu Kai wpadł mi w ramiona.
Spojrzałem na niego i dopiero zacząłem rozróżniać kształty, widzieć kolory, itp.
-Tęskniłem, młody- szepnął mi do ucha.

Płakał.
Płakał, widziałem to.

Pierwszy raz widziałem go w takim stanie. Chyba, pierwszy. Niektórych rzeczy z mojego życia nie pamiętałem. Jakby ich nie było.

Kiedy Kai mnie puścił, ujrzałem ojca. I Wu. Podchodzili do mnie we dwójkę.

-Nie zbliżaj się- powiedziałem do ojca.

Cholerna trauma.
-Nie skrzywdzę cię- odparł.
-Nie ufam ci- odpowiedziałem i poczułem jak pojedyncza łza spada mi po policzku.
-Obiecuję, synu- powiedział.
-Nie. Ty nie masz syna-odpowiedziałem.-I już go nie będziesz miał.

Brzmiało jakbym chciał się zabić i nie wrócić.
Ale moim planem było zakończenie z nim kontaktu.

Na zawsze razem || Lloyd Montgomery Garmadon - III tom Fałszywego UśmiechuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz