Pov:Barty

Nastał dwudziesty piąty października, więc zbliżała się noc duchów, i impreza zorganizowana przez gryfonów. Ja za radą Evana odpuściłem sobie trochę naukę i więcej czasu spędzałem w towarzystwie moich współlokatorów, niż na nauce. Tego dnia siedziałem razem z Evanem w pustym pokoju wspólnym, ponieważ wszyscy albo byli na kolacji, albo na treningu quidditcha. Luźno rozmawiałem z Rosierem co jakiś czas przyłapując go na dłuższym zawieszeniu na mnie wzroku. Jednak już dawno przestało mi to przeszkadzać. Opierałem się o Evana, trochę zawstydzony jego bliskością. On jednak twierdził, że mu to nie przeszkadza, i że  jesteśmy przyjaciółmi, więc to nic złego. W pewnym momencie byłem już dość zmęczony więc nie pewnie ułożyłem głowę na jego ramieniu, gdy z kolacji wrócił Rabastan. Jak poparzony podniosłem głowę z ramienia Evana i chciałem się od niego odsunąć, ale on złapał mnie w pasie.

-Spokojnie Barty, to tylko Rabastan.- Szepnął, więc ja uspokoiłem się i wróciłem do poprzedniej pozycji.

-Gdy Rabastan zobaczył nas przytulonych do siebie, uśmiechnął się znacząco, ale podał mi tylko list zaadresowany do mnie. Spojrzałem na dane nadawcy, a gdy ujrzałem nazwisko Bartemiusz Crouch Senior, westchnąłem ciężko.

-Od kogo to?-Zapytał Rosier.

-Od mojego ojca. Przeczytam później.- Stwierdziłem, i schowałem list do kieszeni.

Dopiero gdy do pokoju wspólnego zaczęło schodzić się coraz więcej osób wracających z kolacji, odsunąłem się od Evana na bezpieczną odległość i wyjąłem list, by go przeczytać.

Drogi Bartemiuszu,

Mam nadzieję, że w szkole nie zajmujesz się żadnymi nie potrzebnymi sprawami, tylko nauką. Trzy dni temu wysłałem list do Albusa Dumbledore'a, z prośbą o wysłanie mi stopni, które zdobyłeś w ostatnim czasie. Wczoraj dostałem odpowiedź zwrotną, i jestem wręcz przerażony. Tylko dwanaście stopni, z czego dziesięć to Powyżej Oczekiwań, a reszta  Wybitny. Chciałbym poznać powód twojego opuszczenia się w nauce. Matka twierdzi, że pewnie poznałeś jakąś dziewczynę, ale ja uważam to za nie dorzeczne. Ty masz się uczyć, a nie umawiać na randki. Na romanse masz jeszcze czas. Proszę cię o wzięcie się w garść, albo zmuszony będę zaszczycić cię moją obecnością w szkole. Najlepiej by było, gdybyś został również w szkole na boże narodzenie, ponieważ mam z Matką zaplanowany wyjazd. Mam nadzieję, że do zobaczenia w wakacje, 

Ojciec

Poczułem w oczach zbierające się łzy, gdy przeczytałem list. Ojciec miał rację. Zdecydowanie opuściłem się w nauce. Teraz siedzę sobie beztrosko w pokoju wspólnym, zamiast się uczyć. Od razu wstałem z kanapy i ruszyłem do dormitorium, a tam postanowiłem powtórzyć materiał z wczorajszych lekcji.

Sam nie wiedziałem, kiedy do dormitorium wrócili moi współlokatorzy, oznajmiając mi, że jest po ciszy nocnej więc powinienem odłożyć już te książki. Ja jednak zignorowałem ich słowa. Gdy powtórzyłem już cały materiał, stwierdziłem, że pouczę się także tego, co będziemy przerabiać jutro, by na jutrzejszych lekcjach mieć wszystko opanowane do perfekcji.

-Barty, chodź spać. Jest już chwilę po pierwszej.- Dobiegł mnie głos Evana, ale zignorowałem jego słowa.

Uczyłem się dalej, nie zwracając uwagi na Rosiera, który ciągle powtarzał, że mam iść spać. Po około godzinie poczułem zmęczenie, ale je również zignorowałem. Nagle z jakiegoś powodu przypomniałem sobie o szlamie Evans, która była rok starsza ode mnie i była w gryffindorze. Z tego co wywnioskowałem z dość rzadkich rozmów ze Snapem, który się z nią przyjaźnił, ta ruda gryfonka także miała miano bystrej i mądrej. Musiałem być lepszy. Nie było opcji, żeby ta szlama była lepsza. Nie po to tyle się uczyłem, by jakaś obrzydliwa mugolaczka bez kropli magicznej krwi w sobie była lepsza.

-Barty do cholery, dochodzi trzecia. Kładź się w tej chwili spać, albo jutro pójdę do Slughorna, powiedzieć, że nie będzie cię na lekcjach, bo musisz się porządnie wyspać.- Zdenerwował się po jakimś czasie Evan, a ja westchnąłem w geście poddania, bo wiedziałem, że byłby  do tego zdolny. Położyłem się więc do łóżka, obiecując sobie, że jutro cały dzień spędzę na nauce.

____________

Pov:Evan

Gdy obudziłem się rano, Barty już nie spał. Siedział przy biurku i czytał jakąś notatkę. Ja, Regulus i Rabastan wyszykowaliśmy się na lekcje, a Barty nadal się uczył. Black i Lestrange wyszli na śniadanie, a ja nie zamierzałem tam iść bez Barty'iego, więc nie wiele myśląc zabrałem mu książkę.

-Oddaj mi to.- Powiedział zirytowany.

-Nie oddam. Odkąd przeczytałeś ten list od ojca zachowujesz się jakoś dziwnie. Proszę, powiedz co się dzieje.- Zmartwiłem się. On westchnął ciężko, ale pokiwał głową.

-Pamiętasz jak na początku roku zapytałeś mnie, czemu się tyle uczę? To przez mojego ojca. Ma jakieś chore ambicje, żebym w przyszłości był taki jak on. Ciągle mi powtarza, że z takimi stopniami niczego nie osiągnę. On wymaga ode mnie, żebym z każdego przedmiotu miał Wybitny. Napisał nawet do Dumbledore'a, żeby wysłał mu moje stopnie. Ojciec napisał, że jest mną zawiedziony, i że mam się jeszcze więcej uczyć, bo inaczej przyjedzie do szkoły.- Wyjaśnił, a w jego oczach dostrzegłem łzy. W jednej chwili zrobiło mi się go strasznie żal i przytuliłem go.

-Przecież ty jesteś najlepszym uczniem na naszym roku. Ale i tak nie potrzebujesz tego tytułu, by być najlepszy.- Ostatnie słowa wyszeptałem do jego ucha, na co on objął mnie mocniej.

-Może i tak. Ale i tak ta szlama, Lily Evans, jest lepsza ode mnie.- Prychnąłem z odrazą.

-Nie musisz być najlepszy w nauce, bo dla mnie już jesteś najlepszy. I ko.... lubię cię takim, jakim jesteś.- Szybko się poprawiłem, zdając sobie sprawę, co chciałem powiedzieć. Przecież go nie kocham, to dlaczego tak powiedziałem?

 Barty uśmiechnął się do mnie delikatnie, a ja pociągnąłem go za rękę by iść na śniadanie. I właśnie ten dzień uświadomił mi, że powinienem bardziej dbać o Barty'iego.

Ta jedna noc||CrosierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz