22.

86 7 27
                                    

Pov:Evan

Tego dnia obudziłem jako pierwszy, więc szybko się ubrałem i postanowiłem poczekać, aż moi współlokatorzy się obudzą. Po trzydziestu minutach wstał Barty, więc z uśmiechem na ustach położyłem się na łóżku obok niego.

-Evan, masz swoje łóżko.- Powiedział zaspanym głosem.

-Chciałem z tobą poleżeć.- Odpowiedziałem, wtulając się w niego.

-Za godzinę śniadanie. Muszę się wyszykować, nie mam czasu z tobą leżeć.- Westchnął, podnosząc się.

Ja przewróciłem tylko oczami, ale posłusznie wróciłem do siebie. Niedługo później wstali Regulus i Rabastan, który nadal nam nie powiedział, gdzie wczoraj zniknął. Po godzinie byliśmy już wszyscy gotowi i wyszliśmy na śniadanie.

Weszliśmy do wielkiej sali i usiedliśmy obok naszych koleżanek. Katy na śniadaniu nie było. Z tego co opowiadały Emily i Sarah, przeprosiła ich tylko za wszystko co robiła i więcej się do nich nie odezwała. Było mi jej trochę szkoda. Owszem, była irytującą osobą, ale potrafiłem zrozumieć, dlaczego się tak zachowywała.

Po śniadaniu udaliśmy się na pierwszą lekcje, jaką była transmutacja. Usiadłem w ostatniej ławce razem z Bartym i wyjątkowo obaj skupiliśmy się na lekcji, zamiast na rozmowach między sobą. 

Reszta lekcji minęła zwyczajnie, a że mieliśmy trochę czasu do obiadu, to postanowiliśmy razem z moimi współlokatorami i dziewczynami wyjść na błonia.

Ubrani w kurtki skierowaliśmy się do wyjścia, rozmawiając. Zajęliśmy miejsce na murku i rozmawialiśmy na różne tematy, gdy podszedł do nas brat Regulusa.

-Serio Reg? Myślałem, że to twoje zauroczenie w Jamesie jest tylko tymczasowe, a ty się z nim spotykasz? To mój przyjaciel, a ty dobrze o tym wiesz!- Zdenerwował się.

-Tymczasowe? Ty siebie słyszysz Syriusz?- Prychnął Regulus, kręcąc głową z dezaprobatą.

-Ciekawe jakbyś się czuł, jakbym to ja spotykał się z twoim przyjacielem!- Powiedział, ignorując jego słowa.

-Uwierz mi, żaden z moich przyjaciół by cię nie chciał. A poza tym, dlaczego przeszkadza ci fakt, że spotykam się z Jamesem?- Powiedział zdenerwowany młodszy Black.

-Przeszkadza mi, bo chcesz go przekabacić na stronę śmierciożerców!- Krzyknął jego brat.

-Black, nikt nie chce tutaj nikogo przekabacić. Idź stąd.- Wtrąciła się Sarah.

-Nie rozmawiam z tobą.- Zmierzył ją nienawistnym spojrzeniem, po czym znowu spojrzał na Regulusa.

-Syriusz, to nie prawda. Kocham go, okej? Proszę, zrozum to.- Spojrzał na niego błagalnie Reg.

-Mam nadzieję.- Prychnął, po czym odwrócił się w drugą stronę i wrócił do zamku.

-To na pewno twój brat? Zachowuje się, jakby był adoptowany.- Zironizowała Emily, a my zaśmialiśmy się.

-Moja matka też tak mówi. On myśli, że będę taki jak rodzice. Ale ja nie chce taki być. Tłumaczyłem mu to wielokrotnie, a on nadal kłóci się ze mną, że skoro zadaje się z wami, to na pewno w przyszłości będę sługą Sami Wiecie Kogo.- Westchnął.

-A nie będziesz?- Zdziwiła się.

-Rodzice przekonują mnie, że to jedyny słuszny wybór, i że  powinienem wstąpić w jego szeregi. Ale ja tego nie chce. Raz nawet się zdenerwowałem i im to powiedziałem. Już wiem co czuł Syriusz.- Powiedział ciszej.

-Czy ona... rzuciła na ciebie zaklęcie torturujące?- Zapytała niepewnie Sarah, a Regulus skinął głową, odwracając wzrok.

-Jak tak można? Torturować własne dziecko?- Dziwiła się Emily.

-Możemy zmienić temat?- Zapytał nagle Barty, a ja spojrzałem na niego. Jego oczy błyszczały, jakby chciało mu się płakać. Zdziwiło mnie to, ale postanowiłem zapytać go o to później.

Pokiwaliśmy głową i więcej nie poruszaliśmy już tematu rodziców Regulusa.

Po godzinie postanowiliśmy iść na obiad, a ja korzystając z faktu, że szedłem z Bartym za pozostałymi, szepnąłem do niego:-Możemy po obiedzie porozmawiać?-

On spojrzał na mnie zdezorientowany, ale pokiwał głową. Zjedliśmy szybko obiad, a Regulus, Rabastan i dziewczyny znowu udali się na błonia. Ja i Barty wróciliśmy do dormitorium i usiedliśmy na jego łóżku.

-O czym chciałeś porozmawiać?- Zapytał Barty.

-Gdy Regulus mówił o swojej matce, miałeś łzy w oczach. Co się stało?- Zapytałem, a on odwrócił wzrok. 

-Mój ojciec... rzucał na mnie to samo zaklęcie. Głównie dlatego się tyle uczę. Bo boję się, co mu odbije, gdy wrócę do domu na wakacje.- Wyznał cicho.

-Barty... tak mi przykro. Jeśli chcesz mi jeszcze coś powiedzieć, to zawsze możesz. Będę cię wspierał.- Powiedziałem i złapałem go delikatnie za rękę.

-On jest okropny. Wmawia mi, że to dla mojego dobra. Ale czy sprawianie bólu własnemu dziecku jest dla jego dobra?- Zapytał sam siebie, a po jego policzku popłynęła łza, którą natychmiast starłem kciukiem. Złapałem go za podbródek, by na mnie spojrzał, a gdy to zrobił, nasze spojrzenia się spotkały. Wpatrywałem się w jego piękne oczy, przybliżając do niego powoli twarz. Nasze usta dzieliły centymetry, aż w końcu zdecydowałem się je połączyć. A on po chwili odwzajemnił mój pocałunek. Świadomie, na trzeźwo.

Całowaliśmy się powoli i delikatnie, aż w końcu oderwaliśmy się od siebie gdy zabrakło nam powietrza. 

-Barty ja... podobasz mi się.- Wyznałem cicho, a on spojrzał na mnie w szoku. Nie powiedział nic. Po prostu patrzał. Im dłużej trwaliśmy w ciszy, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że zrobiłem z siebie idiotę. 

-Evan ja... ja nie mogę. Przepraszam.- Powiedział w końcu i wybiegł z dormitorium, zostawiając mnie samego. 

__________

Zanim napiszecie, że Barty Crouch Sr nie torturował swojego syna- Doskonale o tym wiem. Wymyśliłam to na potrzeby rozwinięcia fabuły. Komentujcie, zostawiajcie gwiazdki, do jutra!

Ta jedna noc||CrosierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz