Rozdział drugi

246 81 24
                                    

Choć minęło wiele tygodni zanim Ewa i Bartosz zaprowadzili Florę do jej nowego pokoju, to cały ten czas znosiła ze stoicką cierpliwością. Wiedziała, że oto jej marzenie się spełnia i ogarnął ją spokój. Sierociniec przestawał być jej domem; każdego dnia stawał się coraz bardziej mglistym wspomnieniem. Wyobrażała sobie nowy dom: nieopodal klifu, z kremowymi ścianami i równo przystrzyżonym trawnikiem. To w tym domu już niedługo miała piec florentynki ze swoją nową rodziną. Przez te wszystkie tygodnie oczekiwania Flora żyła w permanentnym poczuciu odurzającego cudu. Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście, a z drugiej strony nie wyobrażała sobie, by to nie miało się wydarzyć. Przepełniła ją ufność.

Kiedy opuszczała dom dziecka, zmieniła się od pierwszego spotkania z Ewą i Bartoszem; dzięki nowemu rytuałowi jej włosy urosły kilka centymetrów, a jej kończyny wydłużyły się i wysmukliły. Tego dnia założyła sukienkę, którą Mira podarowała jej przez matkę; jasnozieloną, lnianą, z krótkim bufiastym rękawem. Kościste kolana Flory wystawały spod rąbka materiału. Zielone oczy iskrzyły się radością. Wyobrażała sobie, że są niemal tak zielone jak las, w pobliżu którego będzie mieszkać.

Ewa złapała ją za rękę, gdy szły do samochodu. Dziewczynka podrygiwała z ekscytacji widząc, że fotelik na tylnym siedzeniu zajmuje Mira. Machała do niej zza szyby i przystawiała do niej twarz pozostawiając koliste plamy pary.

Bartosz wyszedł z samochodu i przejął od żony skromny dobytek Flory. Nie podał jej ręki, nie przytulił jej; jedynie delikatnie uścisnął jej ramię i uśmiechnął się blado. Bartosz nie był wylewnym człowiekiem, był cichy i trzymał się na uboczu. Flora nie dopytywała Ewy o powód powściągliwości mężczyzny; mnogość charakterów dzieci i wychowawczyń zdążyła nauczyć ją jak bardzo ludzie potrafią się od siebie różnić. Lubiła czasem przyglądać się innym ukradkiem i obserwować ich dziwactwa. Nie mogła się doczekać, by poznać dziwactwa swej nowej rodziny.

Podczas gdy Flora sadowiła się na tylnym siedzeniu, Mira obok obserwowała ją uważnie. Siedziała cicho, lecz jej wzrok zdradzał ciekawość. Krótkie, lekko kręcone włosy puszyły się tu i ówdzie; sierpniowe słońce wydobywało z jej blond kosmyków miodowe refleksy. W zasadzie nie przypominała żadnego z rodziców; jedynie kształt ust zdradzał, że bez wątpienia jest córką Ewy; były niemal identyczne: z nieco większą dolną wargą, wyraźnie zaznaczonym łukiem kupidyna, który ginął w cienkiej linii, gdy rozciągały się w uśmiechu. Lecz to jej oczy były najbardziej niezwykłe: w kolorze intensywnego błękitu, niczym bezchmurne, pogodne wiosenne niebo. Flora nie widziała dotąd tak czystej barwy tęczówek. Przypominała aniołka, wesołego i niespokojnego, który sprawiał wrażenie jakby wszystko go fascynowało.

- Wykąpiemy się dzisiaj w morzu - oznajmiła bez powitania, jakby kontynuowała z nią przerwaną rozmowę.

- Nigdy nie kąpałam się w morzu - odparła Flora.

Twarz Miry zaokrągliła się w zdumieniu.

- Nie ma nic lepszego. Zobaczysz.

Flora nie mogła się z nią zgodzić; dla niej każda sekunda od opuszczenia sierocińca była lepsza od wszystkiego, co dotąd ją spotkało. Nie zmieniła też zdania, gdy po raz pierwszy weszła do morza. Stała z lękliwą ciekawością obok Ewy i pozwalała, by fale obmywały ją coraz wyżej po ciele. Krzywiła się z każdym liźnięciem; rozczarował ją chłód wody i raził ostry zapach glonów.

- Zimna - oświadczyła i puściła rękę Ewy. - Chcę usiąść na piasku.

- Dobrze. Zaprowadzę cię.

Flora wykręcała się za siebie, by mieć oko na Mirę. Jej nie przeszkadzała temperatura wody, nurkowała w najlepsze i śmiała się głośno z uciechy, gdy fale gwałtownie rzucały się na jej głowę. Pomimo młodego wieku była doskonałą pływaczką.

Pieśń znad jeziora [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz