Rozdział siódmy

202 66 7
                                    

Wyrwane włosy zalegające w koszu budziły w niej odrazę. Jak mogła po tylu latach ponieść się temu odrażającemu impulsowi? Jak mogła dokonać zbrodni na samej sobie? Dotknęła palcami obolałego miejsca. Wiedziała, że nikt go nie zauważy, lecz jej zdawał się świecić niczym neon. Nie mogła na siebie patrzeć. Nie chciała, by patrzył ktokolwiek. Chciała się ukryć.

Był piątkowy ranek, a ona stała już wykąpana i ubrana w swojej sypialni. Wyjęła z szuflady jedwabną chustkę i zawiązała ją na głowie. Wyglądała nieco zbyt wakacyjnie jak na początek stycznia, ale wiedziała, że nikt nie zwróci na to uwagi. Przestała ściągać na siebie spojrzenia dwa miesiące temu. Nie mogła znieść tego ostrzału współczujących oczu. Nie dlatego, że nie lubiła współczucia; doskonale go rozumiała. Lecz ono przypominało jej boleśnie o tym, co się wydarzyło i każdego dnia musiała walczyć ze sobą, by nie wybiec z klasy z płaczem. Była wdzięczna Miłoszowi, że w owym okresie, kiedy czuła się, jakby reflektor oświetlał każdy jej krok, unikał z nią wielkiej kafeterii obleganej przez większość licealistów.

Zeszła na dół; w domu nikogo już nie było. Bartosz miał rano zajęcia ze studentami, a Ewa od listopada wróciła do swojego gabinetu i tonęła w wizytach stałych klientek. Z patery na stole w salonie chwyciła jabłko - z eksportu, idealnie zielone i błyszczące i wgryzła się w nie; sok popłynął jej strużką po brodzie. Otarła ją wierzchem dłoni i wpisała w mapy Google dane współrzędne z dziennika Miry. Zmarszczyła brwi w konsternacji. Pokazała jej się trasa, lecz po nazwie miejscowości nie było śladu. Od tajemniczego miejsca dzieliła ją ponad godzina drogi. Stłumiła kotłujące się w niej pytania z zeszłej nocy, chwyciła za torbę i wyszła z domu. Zanim tam pojedzie, miała do napisania sprawdzian z angielskiego. Nawet teraz, z perspektywą dowiedzenia się czegoś więcej, drżąca z ekscytacji i niepokoju, jej sumienność nie pozwalała ruszyć od razu w trasę.

Do klasy weszła ostatnia, po dzwonku, żeby uniknąć konfrontacji z Miłoszem. Nie odpisała na jego wczorajsze wiadomości o to, jak potoczyła się kolacja. Nie miała siły na zwierzenia, a kłamstwo nie przeszłoby jej przez gardło. Ominęła go spojrzeniem i usiadła w pierwszej ławce, obok Klary, swojej przyjaciółki od pierwszych tygodni liceum, która rzadko zadawała jakiekolwiek pytania. W tym momencie uwielbiała ją za to; zawsze gotowa wysłuchać, lecz sama z siebie milcząca. Często się razem uczyły i czytały książki na plaży.

Flora szybko uporała się ze sprawdzianem; wybierała się na filologię angielską, więc lwią część czasu poświęcała na naukę języka. Nauczycielka angielskiego, pani Kręgiel (w rzeczywistości miała na nazwisko Kręgielska, lecz ze względu na jej szczupły tułów i imponująco szerokie biodra uczniowie na stałe ją przemianowali) przeznaczyła całą godzinę lekcyjną na sprawdzian. Flora chwyciła za torbę, wzięła sprawdzian i oddała go kobiecie.

- Czy mogłabym wyjść? - poprosiła dyskretnie.

Pani Kręgiel skinęła głową, nawet nie racząc obdarzyć jej spojrzeniem; dla niej było to czterdzieści pięć minut błogiej ciszy.

Flora wyszła ze szkoły i ruszyła na parking. Po drodze minęła grupkę młodszych uczniów palących nieopodal budynku skręta. Zaśmiała się pod nosem; Mira też tak robiła, kiedy była w trzeciej klasie, a ona była pierwszoroczniakiem.

- Tylko nie mów mamie - mówiła jej ze śmiechem i czerwonymi spojówkami. Nigdy jej nie wydała i nie musiała, bo Ewa niczego się nie domyśliła.

Wsiadła za kierownicę i włączyła aplikację mapy z destynacją. Nazwa miejsca dalej nie wyświetlała się na ekranie. Jak to możliwe? Poczuła ten sam ścisk w żołądku co wczoraj. Dotknęła podrażnionego miejsca na skórze głowy, zerknęła w lusterko, poprawiła chustkę na włosach i wyjechała na ulicę.

Pieśń znad jeziora [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz