Rozdział osiemnasty

186 55 8
                                    

- Opowiedz mi o sobie - usłyszał.

Jedli kolację. Wspólnie przygotowali ogromną sałatkę w półmisku z rukoli rosnącej nieopodal domu. Na osobnym talerzu pokroili owoce i sery. W szklanym dzbanku bąbelki lemoniady lawendowej pięły się cienkimi strużkami ku górze. Szukały ucieczki, podobnie jak Feliks na jej nagłą prośbę.

- Nie ma o czym mówić.

- Feliks. Proszę - patrzyła na niego wyczekująco, mrugając długimi ciemnymi rzęsami. Zastanawiał się, czy zdawała sobie sprawę z tego, co właśnie robi. Rozproszyła go; opuścił wzrok z rozdrażnieniem.

- To zbyt ładny dzień na takie historie - mruknął i wybrał z sałaty truskawkę oblaną sosem balsamicznym.

- Chcę cię poznać.

- Jesteś zbyt wrażliwa na takie opowieści.

- Wcale nie - obruszyła się i zgromiła go wzrokiem; po chwili jej twarz wygładziła się. - Wytrzymam wszystko - dodała łagodniejszym tonem.

Trudno było jej się oprzeć. Łagodność i szczerość, jakie z niej biły przyciągały go. Nie poznał wcześniej takiej istoty; nawet Mira nie była w stanie tak go rozczulić.

- Pod jednym warunkiem.

Zmrużyła oczy; miała się na baczności.

- Jeśli zamierzasz powiedzieć: nie przyjeżdżaj tu więcej, to sobie daruj.

Zdusił śmiech do prychnięcia.

- Nie tym razem. Zostałabyś tu na noc? - zapytał ciszej, jakby wstydził się swej prośby.

- Tak - odparła bez namysłu, jakby ktoś rzucił na nią urok.

Rozluźnił się; wszelkie napięcia w ciele opuściły go nagle, jakby uszło z nich powietrze niczym z balonika. W tym momencie poczuł, że mógłby powiedzieć jej wszystko. No, prawie. O pewnych sprawach wolał nawet nie myśleć.

***

Miał cztery lata, gdy ojciec po raz pierwszy się na nim wyżył. Zabrał go na targ z lokalnymi produktami. Chłopca zupełnie nie interesowały świeże sery ani słoiki ze złocistymi miodami. Wlókł się za ojcem szurając nogami. Wzniecał kurz, a Tomasz w rozdrażnieniu ściskał go coraz mocniej ze rękę i ciągnął za sobą. Gdy stanęli przy stoisku z ogromnymi bochenkami chleba, w oddali zauważył coś, co wzbudziło w nim niezmierzony zachwyt. Ogromny, brązowy koń stał przywiązany do płotu i skubał siano. Długim czarnym ogonem odganiał się od napastliwych much. Feliks musiał zobaczyć go z bliska, był ogromnie ciekaw, jakie jest w dotyku jego krótkie, lśniące w słońcu umaszczenie. Wyrwał się ojcu i pobiegł w jego kierunku. Biegł szybko, lecz zanim zdołał do niego dotrzeć, Tomasz złapał go w locie i poderwał go z ziemi. Nie pamiętał, co ojciec do niego mówił, wszystko zlało mu się w nienawistne krzyki. Feliks jednak nie patrzył mu w oczy, nie mógł oderwać wzroku od niewzruszonego konia. Rozwścieczony lekceważeniem syna Tomasz wbił mu mocniej palce w ramiona i zaczął nim potrząsać. Wbijał się w niego coraz silniej i coraz szybciej nim trząsł. Głowa latała chłopcu na wszystkie strony, a miażdżone kości zdawały się trzaskać i gruchotać. Czuł się jak grzechotka. Oczy zaszły mu z bólu łzami. Zapłakał cicho, a ojciec uśmiechnął się na ten widok. Feliks nigdy się tak nie wystraszył. Usta ojca rozciągnięte w okrutnym grymasie satysfakcji zmroziły mu krew w żyłach. Zbladł, zrobiło mu się słabo. Przestał płakać. Po chwili Tomasz odstawił go na ziemię, ale chłopiec dalej czuł jego palce na skórze. Bolało go całe ciało. Nogi się pod nim ugięły i wylądował w ubitym piachu na czworakach. Rozejrzał się wokół. Nikt nie patrzył w ich stronę. Tylko koń zdawał się patrzeć w jego kierunku. Nie odważył się już do niego podejść. Ojciec pociągnął go za rękę, by wstał i jak gdyby nigdy nic, zaciągnął go z powrotem do stoiska z chlebem. Kupił mu precla większego od jego głowy. Przez całą drogę powrotną Feliks ściskał go w rączkach, ale nie uszczknął ani kęsa. Wydawał mu się zatruty, skażony. Obserwował ojca spode łba z tylnego siedzenia i po raz pierwszy nie dostrzegł w nim niczego innego poza złem. Wystarczył jeden moment, by zaczął się go bać każdego dnia. Szybko przypomniał sobie, że ojciec nigdy go nie przytulił. Nie wiedział, jakie to uczucie. Dziadek Ignacy również nie był skory do czułości, z tą różnicą, że przynajmniej nie podnosił na niego ręki.

Pieśń znad jeziora [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz