Rozdział szósty

200 61 4
                                    

Nieznośny hałas przewiercał jej uszy; jakiś chłopak przypadkiem potrącił ją plecakiem ścigając kolegę zanoszącego się tubalnym śmiechem. Flora wrzuciła podręcznik od historii rozszerzonej do szafki i zamknęła ją z brzęknięciem na kluczyk. Było czwartkowe późne popołudnie, wszyscy zarzucali na siebie grube, puchowe kurtki i wełniane beanies odsłaniające uszy na lodowaty, nadmorski wiatr.

- Na pewno chcesz jechać tam sama? - usłyszała za sobą głos Miłosza.

Odwróciła się do niego. Owijał wokół szyi gruby chabrowy szalik, ale przyglądał się jej z zatroskaniem. W wolnej dłoni trzymał jej płaszcz z szalikiem w szkocką kratę wetkniętym w rękaw.

- Tak. Uwierz mi, nie chcesz wejść do tego siedliska cringe'u - odparła ze skrzywioną miną i wzięła od niego ubranie.

- Niech będzie. Odezwij się do mnie po wszystkim - powiedział i nachylił się do niej, by pocałować ją w czoło. Pomachała przyjacielowi na pożegnanie i odprowadziła go wzrokiem dopóki nie zginął w tłumie licealistów śpieszących do wyjścia.

Założyła płaszcz, zarzuciła niedbale szalik na szyję i wydobywszy z małej kieszonki torby kluczyki od auta, ruszyła jak na skazanie w stronę parkingu.

W samochodzie zerknęła na zapaloną deskę rozdzielczą. Czwarty stycznia. Dzień dwudziestych urodzin Miry. Podświetlona data krzyczała na nią, wdzierała jej się pod skórę. Wsadziła kluczyk do stacyjki i po chwili ruszyła w stronę domu.

Ewa uparła się, by tego dnia wyprawić kolację na cześć córki. Nie słuchała żadnych protestów; na każdy sprzeciw reagowała oburzeniem. Jej zachowanie zmieniło się od śmierci córki. Pierwsze dwa miesiące spędziła w łóżku. Flora ledwo to znosiła i każdego dnia bała się powrotu ze szkoły. Bała się, że znowu zastanie ten sam widok - mamę leżącą w pogniecionej pościeli z niewidzącym wzrokiem wbitym w sufit. Wszystko zmieniło się w dniu, kiedy Flora nie mogła już tego dłużej znieść. Wróciła w piątek po lekcjach do domu i coś w niej pękło. Ten sam, nieznośny widok Ewy w sypialni, jakby w ogóle się stamtąd nie ruszała, poruszył każdą komórkę w jej ciele i wylał się z niej rozpaczliwym szlochem.

- Proszę, mamo - wychrypiała w progu sypialni rodziców, nie mając siły go przekroczyć. - Wróć do mnie. Potrzebuję cię.

Głos córki, zazwyczaj łagodny i pełen zrozumienia, a teraz tak zrozpaczony, poraził Ewę. Wygrzebała się z warstw satyny i powlokła się ostatkiem sił do Flory. Przygarnęła ją do siebie i razem opadły na podłogę zanosząc się płaczem.

- Jestem, córeczko. Jestem. Przepraszam - mówiła i głaskała jedwabiste włosy dziewczyny.

Od tamtej chwili Ewa opuściła łóżko. Stawała na głowie, by na powrót stać się oparciem dla pogrążonej w żałobie Flory. Bezsilność, którą okazała jej tamtego dnia, wybudził ją z letargicznego otępienia. Nie mogła pozwolić sobie na to, by stracić kolejne dziecko. Zrodziła się w niej osobliwa zawziętość we wszystkim, co robiła. Nie miała jednak pojęcia, że ta zawziętość przyprawiała Florę o dreszcze. Dziewczyna widziała w niej szaleństwo, a upór z jakim postanowiła wyprawić Mirze urodziny tylko potwierdziły jej obawę. W końcu jednak poddała się i z grobowym milczeniem obserwowała przygotowania rodziców do uroczystej kolacji. Wolała to niż widok niemal martwej matki w czeluściach sypialni. Ostatkiem sił kurczowo trzymała się wiary, że i ten stan chorobliwej zawziętości w końcu ustąpi.

Już w korytarzu dobiegła ją krzątanina i morze głosów. Wygładziła nerwowym ruchem spódnicę i przygotowana na najgorsze, weszła w ten przyprawiający o mdłości harmider.

Choć wszyscy zaproszeni goście zachowywali się jakby faktycznie byli na urodzinowym przyjęciu, Flora czuła się jak na kolejnej stypie. Ciotki szczebiotały, a babcie nakładały na jej talerz kolejne dania obok wcześniej nietkniętych tak, że wkrótce przypominał stół szwedzki. Matka krzątała się wokół gości i z rozrzewnieniem wspominała dzieciństwo swoich córek. Bartosz co rusz majstrował przy gramofonie, z którego płynęły głosy bluesowych artystów. Flora odnosiła wrażenie, że oto znalazła się w jakiejś absurdalnej alternatywnej rzeczywistości i tylko ona jedna zachowuje zdrowy rozsądek. Jeden z wujków chciał nalać jej wina, ale dyskretnie zasłoniła swój kieliszek.

Pieśń znad jeziora [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz