Dźwięk galopujących kopyt był jego namiastką wolności. Lubił czuć na twarzy wiatr wywołany pędem i zaczesane do tyłu włosy. Lubił współpracę pomiędzy sobą a Perlino, pełną harmonii i szacunku. Poprzedniego dnia nie chciał jej forsować, zamierzał jedynie sprawdzić jej sprawność. Kłusowali więc przez pół godziny, lecz czuł pod wodzami, że jest znużona i pragnie wyrwać się galopem. Strofował ją delikatnie w obawie, że nadwyręży kontuzjowaną kończynę. Wiedział, że bywa wobec niej nadopiekuńczy, ale kochał ją całym sercem - Perlino była dla niego rodziną i tylko nią mógł się opiekować. Kiedy jednak odprowadził ją do boksu, a ona parsknęła mu z niezadowoleniem prosto w twarz, roześmiał się i poklepał ją potulnie.
- Jutro. Obiecuję. Oboje się wybiegamy.
I dopiero gdy Flora rozłączyła się, a on siedział na parapecie swojego pokoju z tlącym się w dłoni papierosem, zrozumiał, jak bardzo potrzebuje się wyładować. Zgodził się, by poznać jej znajomych i tylko on jeden wiedział, ile stresu będzie go to kosztowało.
Nie miał pojęcia, o czym rozmawia się z innymi. I zupełnie nie pomagał mu fakt, że będą to w zasadzie jego rówieśnicy. Czuł, że będzie od nich odstawał, jego ruchy będą nienaturalne, sztywne. Miałby to gdzieś, pragnienie znalezienia przyjaciół dawno odpuścił w obawie przed tym, czym mogłoby się to skończyć. Ale teraz, kiedy Flora go zaprosiła, nie chciał jej zawieść. I bardzo nie chciał, by jej znajomi pomyśleli, że przyprowadziła dziwaka, który nie jest jej wart. Nie chciał być jej kulą u nogi. Flora pragnęła w dobrej wierze podarować mu odrobinę normalności. Lecz Feliks bał się, że nie podoła temu zadaniu. Mimo wszystko wiedział, że się nie wycofa; jeżeli miał jutro doświadczyć porażki, wolał to niż kolejny dzień w przeklętym domu. Poza tym mieli później zostać sami, a to było warte każdego dyskomfortu.
Wsłuchał się w tętent Perlino, by odegnać uporczywe myśli. Klacz gnała w dół wzgórza, a on czuł, ile sprawia jej to radości. Poluźnił nieco wodze w dłoniach i pozwolił jej, by robiła to, na co ma ochotę. Okrążywszy dwukrotnie jezioro, Feliks zatrzymał się pod chatą Heleny. Przywiązał klacz do drzewa i zajrzał w okno. Siedziała w kącie izby na wyświechtanym fotelu. Haftowała. Zastukał w szybę. Podniosła powoli głowę i gestem pozwoliła mu wejść do środka. Obszedł chatę i otworzył drzwi.
- Co cię sprowadza? - zapytała, gdy stanął nieopodal jej fotela.
- Mam prośbę.
- Kolejną? - prychnęła, nie odrywając się od haftowania.
Zignorował jej reakcję.
- Czy mogłabyś zajrzeć rano do Perlino? Nie będzie mnie na noc w domu.
Helena oderwała wzrok od igły i spojrzała na niego z uniesioną brwią.
- Chyba nie muszę nawet pytać, dokąd jedziesz.
- Nie musisz.
- Co ty wyprawiasz dzieciaku, co? - westchnęła i odłożyła tamborek na blat regału.
- Mam dosyć samotności. Chyba nie masz mi tego za złe - rzucił cierpko.
- Nie mam, ale przypominam ci, że twój los jest trochę inny. Flora to dobra dziewczyna, nie zasługuje na cierpienie.
- Ostatnio otoczyłaś ją opieką.
- Skłamałam. Nic nie zrobiłam.
- Co takiego? - wydukał.
- Mówiłam podczas ogniska. Bez łez nie mam mocy. Chciałam cię tylko uspokoić.
Feliks potrząsnął głową.
CZYTASZ
Pieśń znad jeziora [ZAKOŃCZONE]
Novela JuvenilFlora ma wszystko, czego potrzebuje nastolatka: kochającą mamę, oddaną siostrę, piękny dom i dzieloną z ojcem pasję do książek. Jest prawdziwą szczęściarą, choć do piątego roku życia nie miała nikogo, kto by ją przytulił. Wszystko jednak się zmieni...