Rozdział jedenasty

200 58 10
                                        

Ignacy był doskonałym kucharzem. Flora robiła, co jej kazał. Siekała pora, mieszała masę jajeczną na tartę podczas gdy on zagniatał ciasto. Była tu i teraz, starała się zająć umysł wszystkimi zmysłami. Musiała przyznać przed samą sobą, że to co się właśnie działo, było co najmniej dziwaczne. Usłyszawszy wstrząsającą historię jej matki, oto stała w kuchni z ojcem i dziadkiem swojej siostry i robiła z nimi obiad na dworze niczym z baśni, w pobliżu jeziora, w którym utonęła Mira. Nie mieściło jej się to w głowie i miała wrażenie, że śni i to pozwoliło jej nie odłożyć noża, nie założyć płaszcza i pobiec stąd jak najdalej. Skoro był to sen, mogła uczestniczyć w nim dalej. Chciała dalej śnić ten absurdalny sen, ponieważ była ciekawa, co jeszcze może się wydarzyć.

- Zawołasz proszę Feliksa? - zwrócił się do niej Ignacy. Resztka niezmytej mąki została mu na policzku. Ten widok rozczulił Florę, ale zaraz poczuła ścisk w żołądku. Wiedziała, że Feliks nie chce jej tu widzieć, a teraz jeszcze miała naruszyć jego prywatność?

- Trzecie drzwi na górze po prawej - poinstruował ją i zajrzał w okienko piekarnika.

Wytarła ręce w kuchenną ścierkę i przeszła przez korytarz prowadzący do schodów. Wspinała się po nich powoli, trzymając się poręczy. Wygładziła kołnierzyk ulubionej bluzki ze sklepu vintage (tak, założyła dzisiaj swoją najlepszą bluzkę) i zatrzymała się u szczytu schodów. Znalazła się w kolejnym długim korytarzu prowadzącym do kilku pomieszczeń. Kusiło ją, by zajrzeć do każdego, była pewna, że skrywają cudowne tajemnice. Posłuchała jednak swojego rozsądku i odnalazła właściwe drzwi. Zapukała cicho, sama ledwie usłyszała ten dźwięk. Feliks musiał jednak ją usłyszeć, bo po chwili rozległy się kroki, a drzwi uchyliły się przed nią na kilka centymetrów. Chłopak zrobił dziwną minę na jej widok. Próbowała zajrzeć za niego, by dostrzec jakikolwiek szczegół jego pokoju, ale zbyt pilnie strzegł swej prywatności.

- Tak? - zapytał, nie kryjąc zdziwienia.

- Twój dziadek poprosił mnie, żebym zawołała cię na obiad - oświadczyła, prostując plecy.

Zmarszczył brwi i nagle uświadomiła sobie, że Feliks też zdaje sobie sprawę z absurdu tej sytuacji i tak naprawdę tylko on zachował się najnormalniej, nie uczestnicząc w tym wszystkim.

- Na obiad... - powtórzył, a jego oczy błysnęły. - No, skoro dziadek mnie woła na obiad, to koniecznie muszę do was dołączyć. Zapowiada się wspaniale i zupełnie nie niezręcznie.

- Słuchaj, wiem, że to dziwne... - zaczęła.

- Dziwne? Nie, skądże znowu, w tym domu słowo dziwne straciło swoje znaczenie. Po prostu jestem zaskoczony, że masz w ogóle ochotę w tym uczestniczyć. Z tego co opowiadała mi Mira, sądziłem, że masz nieco więcej oleju w głowie.

Flora cofnęła się o krok i założyła ręce na piersi.

- Czyżby? A co takiego ci o mnie opowiadała?

Spojrzał na nią i przechylił głowę lekko na bok, a ona zrozumiała, że nie otrzyma odpowiedzi. Wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi i ruszyli w kierunku schodów.

- Usłyszałaś to, co chciałaś?

- Nie wiem, czy to, co chciałam, ale na pewno dostałam wyczerpującą opowieść.

- W to nie wątpię, ojciec snuje historie jak mało kto - przyznał cierpko. - Nie brałbym jednak wszystkiego za pewnik.

- Oskarżasz go o kłamstwo?

Pieśń znad jeziora [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz