Rozdział dwudziesty pierwszy

191 57 10
                                    

Usiedli razem przy fortepianie. Dalej w przemoczonych ubraniach, z bijącymi sercami. Feliks zawiesił dłonie nad klawiaturą. Wahał się. Flora spojrzała na niego i uśmiechnęła się do niego delikatnie. Jej twarz nie wyrażała oczekiwania lub zachęty, była spokojna, jakby chciała mu przekazać, że wszystko, co się właśnie dzieje jest wystarczające. I to właśnie jej spojrzenie, pełne cierpliwości i akceptacji sprawiło, że palce Feliksa opadły miękko na klawisze. Oświetlony blaskiem księżyca salon wypełniły pierwsze dźwięki anielskiej muzyki.

Z początku groźna, pełna napięcia i mroku powoli przeszła w melancholijne tony. Flora pomyślała, że tak brzmiałby prawdziwy smutek, gdyby był dźwiękiem. Po chwili od ścian rezydencji odbiły się nieco lżejsze, niemal radosne tony, a Flora poczuła, jakby ktoś odjął z jej serca ciężar. Wypełniła ją lekkość melodii. Obserwowała jak długie palce delikatnych dłoni Feliksa ześlizgują się z wprawą po klawiaturze. Zerknęła na niego kątem oka i zobaczyła, jak przeżywa całym sobą każdy dźwięk, zupełnie tak, jakby sam był melodią. Nagle zwolnił ruchy, muzyka stała się subtelna, głęboka, niemal intymna. Flora zadrżała. Nie słyszała piękniejszej melodii.

- Co to było? - wyszeptała, gdy przestał grać.

- Tak cię słyszę - rzekł.

Flora zaniemówiła. Po jej policzku potoczyła się pojedyncza łza. Na ten widok przez twarz Feliksa przemknął lęk, ale gdy kąciki jej ust uniosły się ku górze, uniósł palec i zatrzymał łzę na opuszce.

- Zagrasz jeszcze raz? - poprosiła.

Przeniósł wilgotny od łzy palec na fortepian i dołączywszy drugą dłoń do klawiatury, zaczął grę od początku. Flora przysłuchiwała się w skupieniu, szukając odpowiednich słów; otrzymała od niego najwspanialszy prezent i także zapragnęła go obdarować. Rozchyliła lekko usta i zaczerpnąwszy powietrza, przemówiła cicho:

Zrodzony z bólu i przemocy

Nie zdążyłeś poznać ciepła matki

W samotności wychowany

Strachem wykarmiony

Wybrałeś inną drogę

Swe cierpienie chłodem okryłeś

Ręki nie podałeś i mnie zmyliłeś

Musiałam wrócić do ciebie

Choć mówisz, jestem naiwna

Lęk krzyczy w twych oczach

Kiedy on się zbliża

Twoje ciało się zapada

W głęboki mrok osuwa

Ach, gdybym tylko mogła

Dać ci schronienie

Podarować ukojenie

W mych ramionach

Możesz się schronić

Zawsze zawsze zawsze

Kiedy będziesz gotowy

Feliks już nie grał, słuchał jej słów z zapartym tchem.

- Tak cię czuję - rzekła.

Podniósł na nią oczy. Oddychała spokojnie, dłonie miała złożone na udach.

Pieśń znad jeziora [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz