Rozdział piętnasty

191 61 3
                                    

Rozległ się dzwonek obwieszczający koniec zajęć i wszyscy poderwali się gwałtownie z krzeseł zanim nauczycielka zdążyła zadać pracę domową z matematyki. W klasie humanistycznej była nie bardziej znużona niż uczniowie, więc machnęła na nich ręką i puściła wolno. Egzaminy i tak zaczynały się za dwa tygodnie i wszyscy odliczali dni do wolności.

Tylko Flora i Miłosz nie odetchnęli z ulgą. Chłopak posłał jej udręczone spojrzenie, lecz ona była nieugięta.

- Nienawidzę cię w tym momencie, wiesz o tym? - jęczał.

- Wiem. Za miesiąc mi podziękujesz.

- Nie ma mowy. Jest piątek, a ty mi każesz iść do biblioteki wkuwać historię zamiast pić piwo. Żałosne.

- Imponują mi twoje życiowe priorytety, najdroższy.

Posłał jej pełne niechęci spojrzenie i powlókł się za nią. Zmierzwiła mu włosy i wzięła go pod rękę.

Wzięli z szatni kurtki i wyszli na dwór razem z innymi licealistami. Słońce było wysoko na niebie, a wszystko wokół nich rozkwitało. Flora spojrzała w stronę ulubionej rozłożystej magnolii pękającej od bladoróżowych pąków i zamarła. Zamrugała kilka razy, nie dowierzając własnym oczom. Była pewna, że znowu splatały jej figla, lecz gdy dojrzała srebrny haft w kształcie hełmu na dżinsowej kurtce, szarpnęła przyjaciela za nadgarstek.

- Jezu, co z tobą? - oburzył się i wyrwał się z uścisku, ale widząc jej osłupienie, powiódł za jej wzrokiem.

- A niech mnie, czy to...

- Też go widzisz? - wyszeptała ze zgrozą.

- Trudno nie zauważyć - skwitował, wpatrując się z niemym zachwytem w wysokiego chłopaka. Stał pod magnolią, a lekki wiatr rozwiewał mu nieco dłuższe niż ostatnio włosy na twarz. Był spokojny, nie garbił się. Wydał jej się inny. Odwrócił się w jej kierunku i ją dostrzegł. Nie poruszył się, nie uśmiechnął do niej, nie pomachał. Po prostu czekał.

- Wygląda na to, że czeka na ciebie.

Ale Flora też nie mogła się poruszyć, jakby ktoś ją zaczarował.

- Ja... nie rozumiem.

- No idźże w końcu - popchnął ją delikatnie. - Będę pod lasem - dodał i wydobył z kieszeni paczkę papierosów.

Flora ruszyła na miękkich nogach w stronę Feliksa, a on nie odrywał od niej spojrzenia. Kiedy dzieliły ich od siebie trzy kroki, po raz pierwszy się do niej uśmiechnął, prawdziwie, szczerze. I był to najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziała. Przełknęła ślinę.

- Dlaczego zawsze się do mnie skradasz? - zapytał miękko.

- Bo boję się, że znikniesz.

- Nie zamierzam. Cześć.

- Hej - odparła i zadarła lekko głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy.

Pomyślała, że wiosna wydobywa z jego urody wszystko, co najlepsze. Wyglądał tak, jakby sam rozkwitał.

- Dlaczego tak mi się przyglądasz? - spytał, choć sam nie przestawał.

- Bo wyglądasz jakoś inaczej.

- Z brakiem ojca w pobliżu zawsze mi do twarzy - skwitował.

Pieśń znad jeziora [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz