Rozdział dwunasty

204 57 7
                                    

Głośne wibracje telefonu wybudziły Florę z głębokiego snu. Nie nastawiła budzika, będąc pewna, że nie zaśnie tej nocy, a teraz ktoś dobijał się do niej. Przetarła oczy. Blade światło poranka wlewało się przez wpół zasłonięte zasłony. Jęknęła przeciągle i westchnęła, tak dobrze było jej w łóżku, dopóki nie przypomniała sobie ze zgrozą, gdzie się znajduje. Zachłysnęła się powietrzem i chwyciła telefon. Na szczęście to nie matka się do niej dobijała, lecz Miłosz, a zegarek na wyświetlaczu wskazywał kwadrans przed jedenastą. Jej plan wyjechania stąd najpóźniej o dziewiątej spalił na panewce.

Oddzwoniła do Miłosza. Włączyła głośnik i położyła sobie telefon na piersi, zawsze rozmawiała z nim w ten sposób.

- W końcu - powitał ją z wyrzutem.

- Wybacz, byłam zmęczona.

- Nie interesuje mnie to. Martwiłem się. Ubieraj się, zabieram cię na kawę. Musisz mi wszystko opowiedzieć.

Flora podniosła się gwałtownie, a telefon z głosem marudzącego przyjaciela zginął w pościeli.

- Nie, czekaj!

Odnalazła go i przytknęła do ust.

- Złapiemy się wieczorem, dobrze? Nie ma... nie ma mnie w domu - wyjaśniła z zaciśniętymi powiekami w oczekiwaniu na jego egzaltowany wybuch.

Cisza. Niemal słyszała, jak jego umysł przetwarza myśli.

- Jak to? Gdzie ty jesteś w takim razie? - nienaturalnie wysoki głos zadźwięczał jej nieprzyjemnie do ucha.

- Zostałam tu na noc.

- TAM?! Oszalałaś? Dopiero teraz mi to mówisz?

- Najdroższy - zaczęła, próbując go ugłaskać. - Nie piłam jeszcze kawy, a ty piszczysz do słuchawki. Wszystko jest w porządku... ze mną. Opowiem ci wszystko, kiedy wrócę, dobrze?

- Do wieczora zdążę dostać przez ciebie gorączki.

Wywróciła oczami.

- Połóż okład na czoło. Ściskam. Pa.

- Jesteś niemo...- rozłączyła się zanim zdążył dokończyć.

Wysunęła się spod kołdry, a przenikliwy chłód podłogi pod stopami ocucił ją skuteczniej niż piski przyjaciela. Przeszedł ją dreszcz; ubrała się szybko, przekręciła klucz w zamku i skrępowana do granic możliwości, czmychnęła do łazienki na piętrze. Bała się, że miną się na korytarzu lub, co gorsza, wpadnie na Feliksa w progu łazienki. Nic takiego się nie wydarzyło. Na górze było pusto, cisza dźwięczała jej w głowie. W pierwszej kolejności marzyła o umyciu zębów i wiedziała, że będzie zmuszona zrobić to palcem. Niemal wzruszyła się na widok opakowania ze szczoteczką podpisanego długopisem jej imieniem. Otworzyła ją, wycisnęła na nią pastę do zębów i przysiadła na klapie sedesu. Szorując zęby, przyjrzała się pismu. Litery były eleganckie, lekko pochyłe i dosyć duże. Taki styl pasował jej do Feliksa, pismo Tomasza wyobraziła sobie jako bardziej toporne, twarde, podobne do tonu, którym odnosił się do syna. Z pewnością nie był to pismo Ignacego, on opatrzyłby szczoteczkę Florentyną.

Wyszła spod prysznica, szybko się wytarła i ubrała w bieliznę i ubrania z poprzedniego dnia. Źle się z tym czuła i naprawdę chciała ruszyć już do domu. Nieumyte włosy zwinęła w niedbały kok i zeszła na dół, cały czas zastanawiając się w napięciu, jaką atmosferę zastanie na dole.

Pieśń znad jeziora [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz