Rozdział dwudziesty czwarty

173 46 1
                                    

W gabinecie Ewy unosił się zapach olejku z kwiatu paczuli i wiśni. Niewielkie pomieszczenie wypełniało przytłumione ciepłe światło, a od ścian odbijała się kojąca muzyka. W dzieciństwie Flora uwielbiała ten gabinet. Lubiła przychodzić tu w wakacje z mamą i siedzieć tutaj aż do przybycia pierwszej klientki. Wówczas Flora wiedziała, że musi wyjść, więc dostawała od mamy drobne na lody z pobliskiej rzemieślniczej lodziarni. Zawsze wybierała te same smaki - białą czekoladę i sorbet z porzeczki - i z chrupiącym rożkiem w dłoni wracała okrężną drogą przez molo do domu. Uwielbiała obserwować morze. Nigdy nie wyglądało tak samo. Czasem było stalowe - groźne i niezmierzone. Czasem zielonkawo-niebieskie, a innym razem granatowe, wzburzone grzywami fal popychanymi przez wiatr ku brzegu. Nigdy nie było prawdziwie błękitne, krystalicznie przejrzyste jak morza lub oceany w dalszych zakątkach świata. Flora uwielbiała je za to, że było inne, w jego nieoczywistości kryło się piękno. Często widywała tam siostrę, brodzącą w wodzie lub nurkującą. Zawsze do niej przychodziła. Siadała na rozgrzanym z wierzchu piasku i zanurzała bose stopy w wilgotnej, chłodnej warstwie. Słuchała szumu morza i obserwowała Mirę, jej harmonijne ruchy w wodzie, które z tej odległości Florze przywodziły na myśl taniec. Kiedy Mira zauważała siostrę, machała do niej energicznie, a potem wychodziła z wody i siadała obok niej. Flora zawsze oddawała jej końcówkę rożka z lodami. Mira najbardziej lubiła roztopioną słodko-kwaśną emulsję zalegającą w twardym wafelku; Flora nigdy nie dojadła rożka w całości. Lubiła się z nią dzielić.

Teraz Flora czekała, aż mama zamknie gabinet. Było późne popołudnie i zamierzały spędzić ze sobą resztę dnia. Kiedy tylko pożegnała się zeszłego dnia z Feliksem i wsiadła do auta, tęsknota od razu zagnieździła się pod jej skórą. Ale widok Ewy szykującej kolację dla rodziny podziałał na nią kojąco. Nie zdjąwszy butów, pobiegła do matki i wtuliła się w jej plecy, pozwalając by jej długie, splątane po żaglach włosy łaskotały ją w twarz. By uniknąć niewygodnych pytań, na które nie chciała na razie odpowiadać, zostawiła torbę podróżną w bagażniku.

Ewa wyszła ze swojego biura i ruchem głowy wskazała na drzwi. Flora odstawiła na miejsce buteleczkę z olejkiem eterycznym i ruszyła za nią. Miały rezerwację w restauracji obok serwującej dania z owoców morza.

Jak zwykle zamówiły wszystkie przystawki z karty bez dań głównych - lubiły próbować wszystkiego razem. Kiedy kelner nalał im do kieliszków wino, mama wzniosła jeden w toaście. Flora pomyślała o Feliksie, o tym, że poza nią nie miał z kim tego robić. Posmutniała, lecz z bladym uśmiechem uniosła swój kieliszek.

- Za początek nowego etapu w twoim życiu, córeczko - powiedziała Ewa.

Flora wiedziała, że ma na myśli koniec szkoły, ale dla niej oznaczało to znacznie więcej. Po raz pierwszy zastanowiła się, co ją czeka w najbliższych miesiącach i nie znalazła odpowiedzi. Powstrzymała się, by nie dotknąć włosów przy karku.

- Za nowy etap - potwierdziła. - Jak było na żaglach? - zapytała szybko, by Ewa nie kontynuowała tematu.

- Wszystko byłoby super, gdyby Laura i Kacper nie kłócili się codziennie. Bartek nie mógł już ich słuchać, więc chował się do kabiny, a ja byłam wciągana w ich kłótnie. Kazali mi brać stronę, rozumiesz? Jakby znowu mieli po szesnaście lat - narzekała z kwaśną miną.

- Myślisz, że się w końcu rozstaną?

- Skąd i to jest właśnie najgorsze. Żadne z nich nie rozumie, że czasem trzeba odejść.

- To nie jest takie proste, mamo - odparła zaskoczona. - Są ze sobą bardzo długo. Kochają się, wiesz o tym.

- Oczywiście, ale to nie zmienia faktu, że wyniszczają się nawzajem. Niedługo już nie będzie czego ratować. Ten związek ich wykańcza. Dla tych dwojga lepiej byłoby się kochać na odległość.

Pieśń znad jeziora [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz