Rozdział trzydziesty drugi

139 47 1
                                    

Nie od razu powiedziała Feliksowi. Kiedy coś wiesz, coś tak potwornie rozdzierającego, zwlekasz z tym, bo wiesz, że twoja ukochana osoba osunie się pod ciężarem prawdy niczym od ciosu zadanego sztyletem. Przedłużasz to w naiwnej nadziei, że każda godzina zwłoki ratuje ją od upadku.

A może też obawiała się o samą siebie? Ewa zastąpiła jego brak Florą. Ciążyło jej nieodparte wrażenie, że otrzymała coś, co powinno należeć do niego. Żyła życiem, które powinno być jego. To on powinien mieszkać z Ewą. Kłócić się ze swoją siostrą bliźniaczką, podróżować z nimi w miejsca, które odwiedziła Flora. Czuła się jak oszustka. I bała się, że Feliks pomyśli o niej to samo. Odtrąci ją, zbyt zraniony, by zrozumieć, że to nieprawda. Oddałaby mu swoje wszystkie szczęśliwe dni w domu Wysockich.

Zwlekała też, ponieważ nie wiedziała, jak wyznać mu wszystko. Jak na osobę, która kochała słowa i opowieści, tym razem czuła, że ją zawiodą. Miała wrażenie, że żadne słowo, żadne zdanie nie odda w pełni tragizmu tej historii. Była bowiem tragedią niemal wyjętą prosto spod pióra antycznych dramaturgów.

Potrzebowała trzech dni, by oswoić się z ciężarem słów Ewy. Trzy dni, podczas których trawiła ból spędzający jej sen z powiek i możliwość przełknięcia czegokolwiek. Przez trzy dni nie spała i nie jadła i być może, gdyby powiedziała mu o wszystkim od razu - chaotycznie i nieskładnie - wszystko potoczyłoby się inaczej. Być może nie wystawiłaby ich miłości na próbę, być może krzywda nie byłaby aż tak dotkliwa.

- Jak długo będziesz jeszcze unikać Feliksa? - zapytała w środę Diana, która już w poniedziałek wyciągnęła z niej całą prawdę. Była przerażona widokiem Flory o poranku, białej jak kreda, z sińcami pod oczami i obłędnym spojrzeniem.

- Nie wiem. Nie wiem, jak mu powiedzieć to wszystko.

Diana sapnęła ze zniecierpliwieniem.

- Na boga, Flora, to nie jest sztuka, tylko wasze życie. Nieważne jak mu to przekażesz, nie złagodzisz jego bólu. A teraz jeszcze dokładasz mu troski. Przecież widzę, że nie odbierasz od niego telefonów.

Flora skrzywiła się z udręką.

- Nie mamy dokąd uciec. Muszę go stamtąd zabrać.

- A co z twoim mieszkaniem?

- Sama w nim ledwo wytrzymuję - odparła z odrazą.

Znienawidziła je równie mocno, jak kiedyś pokochała. Świadomość, że należało do Tomasza, skaziła je nieodwracalnie. Wszędzie czuła jego obecność. Z każdego kąta łypał na nią mściwie.

- Czyli co? Wielka ucieczka? - rzuciła z powątpiewaniem.

Flora wzruszyła ramionami. Jeszcze kilka tygodni temu wizja mieszkania z Feliksem w odległym miejscu była jedynie kuszącą fantasmagorią, marzycielskim gdybaniem. Teraz, gdy nabrała bardziej rzeczywistego wymiaru i została odarta z wszelkiego romantyzmu zastąpionym rozpaczliwą desperacją, napawała ją lękiem. Dwójka uciekinierów pragnących schować się przed rodziną. Dwa złamane serca. Dwie pęknięte dusze. Czy udałoby im się stworzyć nowy dom?

Diana westchnęła i zniknęła za zapleczem. Flora słyszała, jak przetrząsa ogromną płócienną torbę. Wróciła z portfelem w dłoni, przeszukując jego przegródki. Wyciągnęła po chwili papierową wizytówkę i podała Florze.

- Być może los się do was uśmiechnie - powiedziała. - Nie wiem, czy kiedykolwiek ci wspominałam, ale to nie jedyna księgarnia w naszej rodzinie. Mój starszy brat prowadzi podobną w Londynie. Gdybyście tam przypadkiem trafili, zadzwoń do niego. Pomoże ci.

Pieśń znad jeziora [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz