Rozdział dwudziesty drugi

186 52 2
                                    

Znalazła się w dwóch równoległych światach. Miała świadomość tego, co działo się wokół niej: widziała Feliksa, Helenę i ognisko wypluwające strumień iskier do nieba, a jednocześnie była w swoim prywatnym uniwersum, do którego nikt inny nie miał dostępu. Nie czuła żadnych dolegliwości fizycznych, jej ciało było lekkie i odprężone, jakby unosiło się nad ziemią. Natomiast to, co czuła, przekroczyło jej wszelkie dotychczasowe doznania. Wszystkie emocje uderzyły w nią potężną, zniewalającą falą.

Najpierw przyszła złość, a wraz z nią strach, ponieważ Flora rzadko kiedy prawdziwie dopuszczała ją do siebie. Odczuwanie złości napawało ją lękiem, bo nie wiedziała, jak nią dysponować. Bała się, że jeśli raz pozwoli jej przyjść, już nigdy nie odejdzie niczym nieokiełznany żywioł, który zawładnie jej ciałem, sercem i umysłem. Łatwiej było trzymać ją na wodzy, łatwiej było wyszarpywać sobie włosy, łatwiej było czuć ból fizyczny niż psychiczny, ponieważ ten miał swój początek i koniec. Mogła go kontrolować.

Lecz teraz była wściekła na wszystko: na osierocenie przez rodziców, na brak odpowiedzi na jej pytania, na matkę za ukrywanie prawdy mimo obietnicy, na Mirę, na jej przedwczesną śmierć, na jej zazdrość i w końcu na siebie samą. Była zła, ponieważ wymagała od najbliższych zbyt wiele - pragnęła wiecznej i bezwzględnej prawdy, nie licząc się z ich własnymi demonami. Zła, ponieważ mówienie prawdy utożsamiła z najwyższą wartością relacji, postawiła ją na piedestale, zapominając o miłości. Feliks miał rację - Ewa nie stała się przez to inną osobą, podarowała jej dom i piękne życie, dostała od niej miłość i troskę, o jakiej marzyła każdego dnia w szarym sierocińcu. Ewa ponad wszystko kochała swe córki i chroniła je najlepiej jak umiała. Czy mogła ją winić za to, że chciała uchronić Mirę przed okrutnym ojcem?

Przeniosła się do rzeczywistości. Odszukała Helenę. Krążyła wokół ogniska i nuciła nieznaną jej melodię, z której wybrzmiewała jedynie melancholia. To była pieśń złamanego serca. Zbliżyła się do kobiety. Odurzona veriterią, widziała w niej prawdziwą nimfę leśną - hipnotyzującą, mądrą, groźną i delikatną. Spojrzała na Florę.

- Czego się już dowiedziałaś? - zapytała ją, kładąc ręce na biodrach.

- Bezwględna szczerość nie jest miarą prawdziwej miłości.

Kobieta zapatrzyła się w ogień z zagadkowym uśmiechem.

- Czy mogę cię o coś zapytać?

Helena nie odpowiedziała; dalej wpatrywała się w ognisko, ale skinęła ledwo zauważalnie głową.

- Dalej kochasz Jana?

- Gdybym go kochała, nigdy nie rzuciłabym na niego klątwy. Teraz pozostała już tylko nienawiść. Zgliszcza miłości.

Flora przeniosła wzrok na Feliksa, który siedział nieruchomo na ziemi po przeciwnej stronie, z kolanami pod brodą, zahipnotyzowany płomieniami. Potężny ładunek elektryczny wstrząsnął każdą molekułą jej ciała.

- Byłaś zbyt surowa. Nie obchodzi mnie Jan, rozumiem, że zawładnęła tobą nienawiść. Ale Feliks? On nie zasługuje na taki los i dobrze o tym wiesz. Jest inny, jest dobry.

Helena zacisnęła wargi.

- Rzuciłam klątwę. Moje słowa są nieodwołalne, nawet jeśli były zbyt okrutne.

- Zabawiłaś się w boga, Heleno. A teraz on przez to cierpi.

- Sądzisz, że miałam absolutne pojęcie, co robię? Matka nigdy mi nie powiedziała, kim jestem.

Pieśń znad jeziora [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz