MAVEN
Nie znosiłem poniedziałków. Niestety, ale miałem swoje powody. Tego dnia zawsze, ale to zawsze musiało się wydarzyć coś niespodziewanego i zazwyczaj nie było to nic przyjemnego, co mógłbym określić jako szczęśliwy dzień. Wręcz przeciwnie. Coraz częściej się zastanawiałem czy jakiś czarny kot przebiegał mi codziennie po drodze, że spotykał mnie aż taki pech!
Najpierw wściekły, mały pies. Prawie mi odgryzł rękę. Kot, który miauczał tak głośno, że moje uszy chyba wewnętrznie krwawiły. A potem jeszcze zapłakana dziewczynka ze swoim małym króliczkiem, któremu dała do jedzenia coś, czego nie powinien jeść. Niby nic takiego, bo przecież pracowałem w szpitalu weterynaryjnym. Zwierzęta były różne, dzieciaki też często wykazywały się niezbyt mądrymi pomysłami, ale moja irytacja sięgała zenitu.
Zamknąłem oczy, a głowę oparłem o jedną z białych szafek. W dłoni trzymałem kubek z kawą. Od rana wypiłem ich już trzy, to była czwarta. Na szczęście miałem przerwę, więc wierzyłem, że reszta dnia okaże się o wiele spokojniejsza. Nie potrzebowałem kolejnych ekscesów. Upiłem łyk, po czym westchnąłem cicho.
Cisza. Błoga cisza. Właśnie tego mi brakowało od kilku godzin. Zostały mi jeszcze z jakieś cztery godziny pracy. Czyli dla mnie wieczność.
Zacisnąłem wargi w cienką linię, gdy z kieszeni mojego kitla wydobyły się wibracje telefonu. Czekałem przez chwilę, licząc, że komuś znudzi się dzwonienie do mnie. I to był błąd. Ten ktoś dzwonił dwa razy. Za trzecim postanowiłem w końcu odebrać, gdy dotarło do mnie, że mogło to być coś ważnego. Nie mogłem się zachowywać, jak gówniarz. Wyciągnąłem telefon i szybko zerknąłem kto to.
Dziadek.
Cholera jasna. Jak najszybciej odebrałem, a telefon przyłożyłem do ucha.
– Coś się stało, dziadku? – zapytałem na wstępie.
– Synku, jak dobrze, że odebrałeś – powiedział nieco zmartwionym głosem, co ani trochę mi się nie spodobało. Wyczuwałem, że coś się wydarzyło. Liczyłem, że się dowiem, ale dziadek nic więcej z siebie nie wykrzesał.
– O co chodzi? Coś z babcią?
Ostatnio nie najlepiej się czuła, więc to pierwsze, co przyszło mi do głowy. Odstawiłem kubek z kawą na blat.
– Tak jakby... – Westchnął ciężko.
– Dziadku, możesz jaśniej? Proszę cię – mój głos pod koniec lekko zadrżał.
– Czy mógłbyś... Mógłbyś po prostu przyjechać?
Nie wahałem się długo nad odpowiedzią. Dziadków stawiałem zawsze na pierwszym miejscu.
– Tak. Asher sam sobie dzisiaj poradzi. Poczekajcie na mnie, dobrze? Nie ruszajcie się nigdzie. Gdyby coś się działo, to dzwoń ile wlezie. Postaram się od razu odebrać. Będę jechał, najszybciej jak tylko się da.
– Tylko jedź ostrożnie – skarcił mnie niemal od razu.
– Dobrze. Do później.
Rozłączyłem się, wyszedłem z pokoju socjalnego i szybko wparowałem do mojego gabinetu. Nie rozglądałem się. Nie chciałem tracić czasu. Pozbyłem się kitla i powiesiłem go na swoim miejscu w rogu przy drzwiach. Sięgnąłem po aktówkę, która oczywiście leżała na moim fotelu, schowałem do niej telefon. W gabinecie unosił się ten specyficzny zapach. Ludzie określali go jako typowo szpitalny i mieli w tym trochę racji. Wyszedłem z gabinetu, a przy recepcji natknąłem się na mojego przyjaciela, z którym prowadziłem ten szpital.
CZYTASZ
Każdy Twój Uśmiech | +16
Romance„Każdy twój uśmiech jest tym, który leczy moje rany." Maven Namgung nienawidzi poniedziałków. A w szczególności tych poniedziałków, gdy dzieje się coś złego. Po jednym niepokojącym telefonie dziadka decyduje się zwolnić z pracy na jeden dzień i poje...