27. Nie jesteś moim przeciwnikiem

1.5K 94 23
                                    

MAVEN

– Dlaczego po raz kolejny robisz mi pod górkę, Cole? Dlaczego po raz kolejny nie potrafisz w spokoju wykonywać swoich obowiązków? Tyle razy ci mówiłem, że tu wcale nie chodzi o mnie, a tym bardziej o ciebie. Tylko o reputację dziadka! – podniosłem głos. Już traciłem nerwy. Cole przesadził. Nie szkodził mi, ale zwierzętom i dziadkowi, a na to nie mogłem sobie pozwolić. Gdybym to ja był jego szefem, to zwolniłbym go. – To jego klinika. To on dbał o renomę tego miejsca, a ty to niszczysz tylko dlatego, że Elodie nie wybrała ciebie. Kurwa, to nawet głupio brzmi. Nie jesteśmy w pieprzonym przedszkolu. Nie tak się zachowuje dorosły, dojrzały facet. Zmądrzej. Myślałem, że nie będzie potrzeby, żebym reagował po raz kolejny, ale nie zostawiasz mi wyboru, Cole. Dziadek tak czy siak dowie się o tym, że współpraca z tobą nie należała do przyjemnych. Na początku zgrywałeś wielce zaszczyconego. Przez pierwsze dni jakoś dało się z tobą rozmawiać. Ale z dnia na dzień jest coraz gorzej. Weź się w garść, do cholery. Elodie nie jest jakimś zasranym trofeum. A to nie były zawody. Nie traktowałem tego, jak rywalizacji. I nie zrobiłem ci na złość.

Wpatrywał się we mnie z wściekłością w oczach, a to tylko potęgowało moją złość. Moja cierpliwość miała swoje granice, tak samo jak i szacunek. Jeżeli ktoś traktował mnie w taki, a nie inny sposób, to ja zaczynałem go traktować tak samo. Cole zadarł z niewłaściwą osobą. Zaczynał pieprzoną wojnę, która nie miała żadnego większego sensu.

Czego on się spodziewał? Że będę w to wplątywał Elodie, żeby się do mnie zniechęciła? Czego oczekiwał? Że będę kazał wybierać Elodie pomiędzy mną, a nim? On ją w ogóle dobrze znał czy wzdychał do niej po kryjomu? Może byłoby mi go szkoda, gdyby nie zachowywał się, jak skończony palant.

– Bawisz się nią, bawisz się Lottie. Za dwa tygodnie wyjeżdżasz. Wróci pan Ji-Yul. Wrócą stare zasady. Wszystko wróci do normy, a ciebie już tutaj nie będzie. Nie przyjeżdżałeś tutaj od dłuższego czasu. Własnych dziadków traktowałeś, jak zło konieczne. Więc jak mam być dla ciebie miły! Patrzysz tylko na siebie. Jesteś cholernym egoistą. Zapatrzonym w siebie dupkiem, który bawi się uczuciami kobiety, która zasługuje na samo dobro, a nie na kogoś takiego, jak ty. Co jej niby możesz takiego dać? – wysyczał z kpiną.

Zacisnąłem palce na krawędzi biurka, o który opierałem się pośladkami. Pokręciłem powoli głową. Jeżeli myślał, że tego typu słowa w jakikolwiek sposób do mnie dotrą albo mnie zabolą, to żył w ogromnym błędzie. Bo to nie ja byłem na tyle zakompleksiony, żeby wytykać komuś niestworzone rzeczy. To nie ja opierałem się na plotkach, które krążyły po Wineley. Od ciotek wielokrotnie się o nim nasłuchałem. I nigdy nie wykorzystałem tej wiedzy przeciwko niemu.

– Skoro wierzysz w plotki, to nie sądzę, że mamy o czym ze sobą rozmawiać – oznajmiłem.

– To nie są plotki! To jest prawda! – krzyknął, a ja popatrzyłem na niego niewzruszony.

Krzyki miałem przez kilkanaście lat w domu, gdy mieszkałem z rodzicami, którzy bez przerwy skakali sobie do gardeł, więc takie coś, nie robiło na mnie żadnego, większego wrażenia. Mógł nawet tupać nóżką, jak rozwydrzony dzieciak.

Oszczerstwa na mój temat nie docierały do mnie, bo żyłem z czystym sumieniem. Przyjeżdżałem do dziadków. I to często. Po prostu nie zostawałem z nimi w Wineley, bo nie potrafiłem znieść tego miejsca. Cole wiedział tyle, ile chciał się dowiedzieć. W zasadzie to niczego się o mnie nie dowiedział. Strzelałem, że to pani Andrea mu opowiedziała te jakże brutalne historie na mój temat.

Odepchnąłem się od biurka. Powolnym krokiem podszedłem do Cole'a, nad którym nie tylko górowałem pod względem wzrostu, ale też pod względem dojrzałości i opanowania. Jemu tego brakowało.

Każdy Twój Uśmiech | +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz