ELODIE
Gdyby ktoś mi powiedział, że tego dnia będę łapać świnie, bo pewien weterynarz stanie się całkowicie bezradny, to zaczęłabym się głośno śmiać. Nie spodziewałam się takiego rozwinięcia całej sytuacji. Na początku, gdy Lottie i Marshall do mnie podeszli i zaczęli opowiadać ze szczegółami, jak to pan doktor latał za świnkami, jak jedna mu się wyrywała, a potem jak padł na ziemię, to myślałam, że sobie ze mnie żartują. Ale nie. To była najszczersza prawda. Nie powiem, że nie, ale na pewno dał dzieciakom dużo rozrywki, próbując samemu sobie z tym poradzić.
Rozbawiło mnie też to, że nie przyszedł sam, tylko wysłał Lottie i Marshalla. Obawiał się, że nikogo nie przekona? No tak, przecież słodkie, małe dzieci mają dar do namawiania.
Za to moja córeczka ewidentnie narobiła mu traumy. Zgniotła jego ego, co chyba musiało go trochę zaboleć.
Babcia nie wypuściła Mavena od razu. Kazała mu usiąść na tyłku i zjeść z nami obiad. Użyła oczywiście uwielbianej przez nią formy szantażu. Powiedziała, że jeśli z nami nie zje, to następnym razem nie uspokoi Aresa. Domyśliłam się, że pies babci zbyt dobrze nie zareagował na kogoś nowego.
Pierwsze co, zauważyłam to, to, że nie należał do rozmownych osób. Potrafił zacząć jakiś temat, żeby wokół nie panowała cisza, ale z czasem wyłączał się z tych pogawędek. Najbardziej to dostrzegłam przy stole, gdy siedzieliśmy wszyscy razem. Wcześniej zachowywał się bardziej naturalnie. Gdy byliśmy we dwójkę. No, ale to może wina tego, że znajdował się w towarzystwie starszej osoby? Nadal nie nauczyłam się czytać w myślach, choć z chęcią przyjęłabym taki dar.
Po posiłku, babcia zapakowała mu jeszcze szarlotki. Szarlotka została zrobiona przeze mnie i specjalnie ją dałam babci za to, że chciała posiedzieć z Lottie i jej przypilnować. Nie obraziłam się na nią. Miałam nadzieję, że naszemu miastowemu posmakuje ciasto robione z pasją.
Gdy już miał odjeżdżać, podziękował mi jeszcze ze dwa razy za pomoc. Nie czułam, że zrobiłam coś wielkiego, ale miło było usłyszeć wdzięczność w głosie tego mężczyzny, który ewidentnie wydawał mi się być zagubiony w tym małym miasteczku.
Nawet Lottie do niego podeszła. Zaśmiałam się cicho, gdy zauważyłam, że chciała z nim przybić żółwika. Mężczyzna popatrzył na mnie zdezorientowany, ale po chwili się zreflektował i zrobił to, czego oczekiwała moja córka.
– Nie jeśt pan taki zły. Musi doktol po plostu poćwiczyć łapanie świnek – oceniła Mavena.
Zasłoniłam dłonią usta. Powstrzymywałam się od śmiechu, bo chyba nie powinno mnie bawić to, że moja własna córka bez żadnych zahamowań, tak odzywała się do obcego mężczyzny, a tym samym kopała jego ego jeszcze mocniej.
Mężczyzna uklęknął przed Charlotte.
– Czyli uważasz, że jest we mnie jakaś nadzieja?
Ryzykowne pytanie.
– W sumie tooo... Tak, ale taka malutka. Musiś baldziej się postalać.
Maven spojrzał na mnie kątem oka, a ja rozłożyłam ręce. No cóż mogłam poradzić? W końcu oceniała go najlepsza ekspertka w Wineley.
Dopiero teraz lepiej mogłam mu się przyjrzeć. Wcześniej nawet nie miałam za bardzo jak, bo oboje byliśmy przebrani w te śmieszne kombinezony. Wyglądaliśmy w nich, jak takie ufoludki.
Ludzie mieli rację. Przypominał doktora Ji-Yula. Z tym mogłam się zgodzić. Rozpowiadali też, że był nieziemsko przystojny. Nie oceniłabym go w aż tak przesadny sposób. Po prostu przystojny. Kropka. Stwierdzili, że musiał mieć powodzenie. Zakładałam, że tak.
CZYTASZ
Każdy Twój Uśmiech | +16
Romance„Każdy twój uśmiech jest tym, który leczy moje rany." Maven Namgung nienawidzi poniedziałków. A w szczególności tych poniedziałków, gdy dzieje się coś złego. Po jednym niepokojącym telefonie dziadka decyduje się zwolnić z pracy na jeden dzień i poje...