MAVEN
Mój plan musiał się udać. Nie widziałem innej opcji. Od razu po skończeniu rozmowy z dziadkiem, rozpisałem sobie etapy tego planu już na następny dzień. Dziadek opowiedział mi w skrócie, jak dojechać do miejsca, w którym znajdował się ten cały wodospad. Nie było to może, aż tak skomplikowane, ale reszta rzeczy już tak. Kolejnego dnia zaraz po pracy, zacząłem działać. Wciągnąłem w to jeszcze dwie osoby. Pierwszy raz się ucieszyłem, że wziąłem od nich jakiś czas temu numery telefonów. Przydały się i to strasznie.
Ja: Przygotowałaś owoce?
Kendra: Tak, Panie Wszystko Musi Być Idealne
Ja: To dobrze. Elodie woli sok pomarańczowy czy jabłkowy?
Stałem w cholernym sklepie, ignorując mordercze spojrzenie pani Andrei. Czekałem cierpliwie na odpowiedź Kendry. Zazwyczaj Elodie w mojej obecności piła lemoniadę, którą swoją drogą robiła sama. I oczywiście wodę. Wodę i tak zamierzałem zabrać, ale jeszcze czegoś potrzebowałem. Alkohol nie był mile widziany. Pamiętałem o Lottie, o tym, że będę prowadził i innych, ważnych szczegółach.
Kendra: Pomarańczowy. Ale zrób też może lemoniadę. Potrafisz?
Ja: Tak, wyobraź sobie, że w mieście też taką robimy
Kendra: O wow, nawet ty? Nie spodziewałam się tego po tobie, miastowy
Oczami wyobraźni widziałem, jak Kendra szczerzy się dumnie sama do siebie. Ona i El były totalnymi przeciwieństwami. W sumie to, ze mną i z Asherem było podobnie. I chyba dlatego to tak dobrze działało. Pojawiały się spięcia, jak w każdej przyjaźni. Tym bardziej, gdy taka przyjaźń trwała latami, ale najważniejsze było to, że i tak wracaliśmy ze spokojem do rozmowy i umieliśmy przyznać się do własnych błędów.
Wziąłem jedną butelkę z sokiem pomarańczowym i butelkę z wodą. Dokupiłem trzy cytryny. Podszedłem z zakupami do lady. Ustawiłem się w kolejce, bo przede mną stały jeszcze dwie osoby.
Ja: Rhett kupił świeczki?
Kendra: Nie. Powiedział, że podpalisz las, a na to nie pozwoli
To mógł być sarkazm, ale już na tyle poznałem Rhetta, że zdawałem sobie sprawę, że taki tekst był do niego bardzo, ale to bardzo podobny.
Ja: A zaproponował coś innego?
Kendra: Coś bez ognia
Ja: Mam siedzieć po ciemku?
Kendra: A co? Boisz się, że porwie cię jakiś niedźwiedź? Luz, Elodie cię obroni. Ma w tym wprawę. Tak samo jak ze świnkami
Za mną ciągnęły się jakieś duchy przeszłości. Całe Wineley słyszało, że weterynarz z miasta poddał się przy łapaniu świń, a urocza Lottie go wyśmiała? Po co ja w ogóle pytam. Przecież na pewno tak to właśnie wyglądało.
Kendra: A tak na serio, to luz. Oświetlimy kilka drzew lampeczkami. Mam ich tak dużo, że na bank będzie nam wystarczyć
Odetchnąłem z ulgą.
Kendra: Byłam tam dzisiaj z Rhettem i jest tam przepięknie
Ja: Spodoba się El?
Na tym zależało mi przecież najbardziej. Robiłem to wszystko dla niej w nadziei, że dostrzeże moje szczere zaangażowanie.
Kendra: Spodoba? Chłopie, ona będzie zachwycona
Schowałem telefon do kieszeni, gdy przyszła moja kolej na zapłacenie za zakupy. Położyłem wszystko na ladzie. Trwałem w ciszy. Od tamtego incydentu, gdy stanąłem w obronie El, pani Andrea się do mnie nie odzywała, więc ja do niej również. Jeżeli znów miałbym słuchać oszczerstw na jej, nasz albo swój temat, to najprawdopodobniej nie wytrzymałbym i powiedział coś, co zaczęłoby prawdziwą wojnę pomiędzy nami. Wolałem tego uniknąć i skupić się na tym, co na ten moment stało się moim priorytetem.
CZYTASZ
Każdy Twój Uśmiech | +16
Romance„Każdy twój uśmiech jest tym, który leczy moje rany." Maven Namgung nienawidzi poniedziałków. A w szczególności tych poniedziałków, gdy dzieje się coś złego. Po jednym niepokojącym telefonie dziadka decyduje się zwolnić z pracy na jeden dzień i poje...