17. Czyli to jest randka?

1.9K 89 43
                                    

ELODIE

– Nie zdradziłam cię! – krzyknęłam zrozpaczona.

– To niby z kim masz to dziecko? Bo na pewno nie ze mną – wysyczał, cisnąc we mnie piorunującym spojrzeniem.

– Dlaczego tak się zachowujesz? Przecież... Przecież mówiłeś, że chciałbyś żebyśmy kiedyś mieli własną rodzinę. Powtarzałeś to wiele razy! Dlaczego posądzasz mnie o cholerną zdradę?

Wszystko się we mnie trzęsło. Głos drżał, tak samo jak całe ciało. Z trudem łapałam oddech. Patrzyłam z bólem w oczach na mężczyznę, za którego jeszcze kilka minut wcześniej dałabym się zabić, ale to uległo zmianie.

Nie chciał mnie, bo dowiedział się, że byłam w ciąży. Nie chciał mnie. Uciekał od odpowiedzialności. Nie chciał mieć ze mną dziecka.

Właśnie się go wyrzekł, a moje poukładane życie runęło niczym cholerny domek z kart. A ja myślałam, że ta relacja była tak bardzo stabilna. Ślepo wierzyłam, że odnalazłam miłość swojego życia u boku, której dożyje pięknej starości.

Myliłam się. I to bardzo.

– Ty naprawdę w to uwierzyłaś? – Zaśmiał się z kpiną. Pierwszy raz widziałam go w takiej odsłonie. On mnie przerażał. – Wierzyłaś, że staniemy się wspaniałą, zasraną rodzinką?

– Tyle razy mydliłeś mi tym oczy... Ty ciągle... ciągle kłamałeś.

– Usuń to coś – rozkazał – a wtedy dalej będziemy mogli być razem. Jeśli ci na mnie zależy to zrobisz to. A jak nie, to zwijam się stąd – oznajmił.

Coś... Nie powiedział „nasze dziecko". Tylko „to coś". Niewidzialne odłamki szkła wbijały się w moje serce, które niesamowicie mocno krwawiło. Czułam się bezradna.

Kręciło mi się w głowie. Zrobiło mi się duszno, a przed oczami ciemno. Straciłam na moment równowagę, a on nie podszedł do mnie tylko stał niewzruszony. Usiadłam na łóżku, żeby się nie wywrócić. Wpatrywałam się tępym wzrokiem w podłogę.

Kilka dni temu, gdy zrobiłam test ciążowy, a potem wybrałam się do ginekologa, byłam przekonana, że Jake się ucieszy, że ucałuje mnie, popłacze się razem ze mną ze szczęścia i całkowicie oszaleje na moim punkcie oraz na punkcie jeszcze naszego nienarodzonego dziecka. Byłam zwykłą idiotką, która żyła w stworzonej przez niego bańce. Manipulował mną, a ja tego nie wyczułam. Był tak dobrym aktorem, a ja łykałam każde wypowiedziane przez niego słowo, każdą deklarację, która opuszczała jego usta.

Nie wyobrażałam sobie usunąć dziecka. Odkąd tylko się dowiedziałam... ja... ja już pokochałam to maleństwo. Nie mogłabym. Nie byłabym w stanie. Znienawidziłabym samą siebie.

– Nie zrobię tego. Nie podejmę się aborcji – zdecydowałam.

– W takim razie to koniec. Wyprowadzę się jeszcze dzisiaj – odrzekł. Podszedł do szafy, z której ściągnął jedną ze swoich walizek.

Uniosłam na niego spojrzenie. Przez trzy lata żyłam w przeświadczeniu, że odnalazłam tego jedynego.

Nie wyglądało to, jak rozstanie dwójki dorosłych ludzi. Raczej, jak nastolatka z dorosłą kobietą, który uciekał od odpowiedzialności.

– Dlaczego nie chcesz tego dziecka? – zapytałam, choć obawiałam się, że odpowiedź zaboli mnie na tyle mocno, że zapamiętam ją na długie lata.

Obrócił się przodem do mnie. Jego twarz wyrażała samą złość. Zielone oczy nie iskrzyły się ze szczęścia, nie widniał uśmiech na jego jasnej twarzy, blond włosy były roztrzepane przez to, jak wiele razy z gniewu za nie szarpał.

Każdy Twój Uśmiech | +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz