13. Moja, twoja, wspólna

1K 63 14
                                    

ELODIE

– Mamusiu! Mamusiu! Koźka się ulodziła! – krzyczała podekscytowana Lottie. Podbiegła do mnie, wspięła się na moje kolana i wycałowała. Zrobiła to dokładnie w ten sam sposób, w który ja to robiłam, gdy Charlotte już zasypiała.

Zaśmiałam się cicho. Od zawsze to było dla niej wielkie wydarzenie i nie mogłabym jej tego odebrać. Tata zadzwonił wczoraj na wieczór. Powiedział, żebyśmy przyjechały koło piątej po południu. Twierdził, że ostatnio mniej spędzaliśmy ze sobą czasu, więc oczywiście, że się zgodziłam. Przy okazji miałam szansę na wytchnienie.

Festyn zbliżał się wielkimi krokami. Rhett chodził poirytowany, każdemu wydawał polecenia i krzyczał, gdy ktoś zrobił coś źle. Kendra ćwiczyła przed występem, utrudniała życie Rhettowi, a w czasie wolnych chwil, skakali sobie do gardeł. Żadna nowość. Zastanawiałam się, kiedy oni się pozabijają albo rzucą na siebie.

Obróciłam córeczkę bokiem ma kolanach. Odstawiłam laptop, by móc poświęcić jej całą uwagę.

– Dzisiaj pójdziemy do dziadków. Wtedy zobaczysz kózkę i nadasz jej imię.

– A to dziewcinka? – dopytała z zaciekawieniem w głosie.

– Tak, dziadek mi powiedział, że to dziewczynka. I już nie mogą się doczekać, aż wybierzesz dla niej imię. – Pocałowałam ją w czółko.

Lottie bawiła się materiałem mojej sukienki. Przeniosła na mnie spojrzenie i uśmiechnęła się szeroko.

– Jeście nie mam pomyśłu. – Wydęła usteczka zmartwiona.

– Masz dużo czasu, księżniczko.

– Kwiatuśkuu – poprawiła mnie.

Uniosłam brwi w zdumieniu. Raczej nie spodziewałam się, że moja córeczka zechce, żebym zwracała się do niej tak samo, jak robił to Maven. Absolutnie nic do tego nie miałam. To przezwisko zaliczało się do tych słodkich, ale... Sama nie wiem. To mnie w jakiś dziwny sposób poruszyło.

– Chcesz, żebym tak do ciebie mówiła? – upewniłam się.

– Pojubiłam to – przyznała. – I pojubiłam Mavena – dodała ściszonym głosem, jakby dzieliła się ze mną największym sekretem.

Poruszyło się coś w moim sercu. Coś, czego nie dałoby się opisać nawet najprostszymi słowami. Jeszcze niedawno działo się tak tylko wtedy, gdy znajdowałam się blisko Mavena, ale to też już uległo zmianie. Wystarczała mi sama wzmianka na jego temat, żeby obudziło się we mnie coś tak żywego, silnego, coś czego nie dawałam rady kontrolować. Przerażające, a zarazem fascynujące uczucie, które chyba nigdy przedtem mi się nie objawiło.

– Też go lubię – wyszeptałam.

– To siupel! On nas na pewno teź.

Od wielu lat starałam się nie przywiązywać do obecności innych ludzi, którzy znikali tak samo szybko, co i pojawiali się. Nie było to łatwe, ale nie wyobrażałam sobie, żeby kogoś zmuszać do zostania przy mnie. Jeden raz wystarczył, żebym całkowicie się do tego zraziła. Czyny zostają na długie lata, ale to wypowiedziane słowa zakotwiczają się w umysłach, czekając na odpowiedni moment, aby uderzyć.

Pamiętałam, że Maven już za około dwa miesiące opuści Wineley. Pamiętałam, że zbliżenie się do niego, groziłoby złamanym sercem. Dlatego wolałam uważać. Tłamsiłam w sobie każde uczucie, każdą chwilę.

Chryste, naprawdę po tych kilku latach ktoś mi się szczerze spodobał. Nie z przymusu, bo tak chciała babcia, nie po to, żeby zadowolić innych. Poza tym, to był jedyny mężczyzna, któremu pozwoliłam odnaleźć wspólny język z moją Lottie. Bałam się, że mała wręcz za bardzo go polubi i narodzi się w niej tęsknota. Bo nic tak nie bolało, jak ból dziecka.

Każdy Twój Uśmiech | +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz