MAVEN
W niedziele chyba większość mieszkańców wybrało się do Monty'ego, żeby posłuchać Kendry i zobaczyć, co takiego przygotowywali od dłuższego czasu. Pamiętałem, jak pisałem z El, gdy przychodziła na jej próby, ale obie nic nie chciały mi zdradzić. Kendra określała to jako największą niespodziankę i najlepszą rozrywkę, jaka mogła mieć miejsce w tym miasteczku.
Z Elodie byliśmy jeszcze przed czasem, by wesprzeć Kendrę. Podobno od dwóch godzin niesamowicie się stresowała i nie potrafiła zapanować nad tremą. Chyba po raz pierwszy w życiu widziałem zestresowaną Ken. Kojarzyła mi się z ogromną swobodą i pewnością siebie. No i też ciętym językiem, ale o tym wiedział każdy.
Nie mogłem się napatrzeć na Elodie. Wyglądała... lepiej niż pięknie. Gdybym określił to jako zwykłe piękno, to tak, jakbym ją obraził. Tylko, że żadne słowo nie opisywało na tyle dobrze moich odczuć, abym mógł bezkarnie go używać. Piękna, zachwycająca, pociągająca, hipnotyzująca, wyjątkowa. Patrząc na El te określenia wydawały się być takie... pospolite, niejakie.
Czarna sukienka z wycięciem na prawym udzie przylegała do jej ciała. Materiał się opinał szczególnie w tych miejscach, na których dostałem obsesji. Byłem tylko mężczyzną, okej? Mężczyzną, który popadał w szaleństwo, gdy widział swoją kobietę w takim wydaniu. To chyba ten moment, o którym opowiadał mi Asher. W mężczyźnie budzą się jakieś pradawne instynkty, przez które z trudem nad sobą panuje. Miałem ochotę przyciągnąć ją do siebie i pocałować. Starałem się nakierować myśli na jakieś inne tory, ale niezbyt dobrze mi szło.
Bądź gentlemanem. Bądź gentlemanem. Bądź gentlemanem. Bądź. Gentlemanem, powtarzałem w myślach na okrągło.
Kaskady blond włosów upięła w wysokiego koka, pozostawiła z przodu dwa kosmyki, które lekko wcześniej zakręciła. Bordowa pomadka pobudzała moje zmysły. Afrodyta nie miałaby szans z moją Elodie. Przegrałaby na starcie.
Czarne szpilki na czerwonej podeszwie odbijały się od podłogi. Wydłużały optycznie zgrabne nogi El.
Ja wpasowałem się w ubiór Elodie, żeby nasze stylizacje ze sobą współgrały. Postawiłem na czarną koszulę, garniturowe spodnie i srebrne sygnety. Ciemne włosy pozostawiłem w artystycznym nieładzie.
Trzymaliśmy się pewnie za dłonie, gdy zmierzaliśmy w stronę baru, przy którym siedziała Kendra i ewidentnie prosiła Monty'ego, żeby nalał jej piwa.
– Monty, proszę cię. Tylko troszkę, tak na odwagę – jęknęła męczeńsko.
– O nie, kochana. Nie ma mowy. Zepnij tyłek, uspokój się, zrób sobie rozgrzewkę głosową i niczym się nie martw – polecił jej. Uniósł głowę, a gdy nas zauważył, to chyba odetchnął. – Boże, jakie ja mam szczęście. Przemówcie jej do rozumu, bo zaraz nie wytrzymam! – Złożył ręce, jak do modlitwy.
– Co się dzieje? – zapytała łagodnie El, która przytuliła się do przyjaciółki.
Ułożyłem dłoń u dołu pleców Elodie, kciukiem kreśliłem kółeczka. Drugą ręką zbiłem piątkę z Monty'm. Poprawił kapelusz i spojrzał z politowaniem na Ken.
– A co jak nie wyjdzie? I się nie spodoba? Albo w jakimś momencie zafałszuję tak bardzo, że was uszy rozbolą?
– Kendra, słuchałem twojego głosu na festynie. Zaśpiewałaś przepięknie. Każdy był zachwycony, łącznie z Rhettem. Nie znam się na tym aż tak, nie jestem trenerem wokalnym, ale uwierz mi. Gdyby nie spodobał mi się twój głos, maniera i wszystko inne, to byłbym pierwszą osobą, która by ci o tym powiedziała – odezwałem się, wygłaszając szczerą obietnicę.
CZYTASZ
Każdy Twój Uśmiech | +16
Romance„Każdy twój uśmiech jest tym, który leczy moje rany." Maven Namgung nienawidzi poniedziałków. A w szczególności tych poniedziałków, gdy dzieje się coś złego. Po jednym niepokojącym telefonie dziadka decyduje się zwolnić z pracy na jeden dzień i poje...