MAVEN
Asher: Masz ochotę mnie zabić ?
Ja: Tak.
Asher: Okej, wjechała kropka nienawiści. Rozumiem
Asher: Ale wiesz co? Uważam, że te trzy miesiące dobrze ci zrobią
Ja: Nie.
Asher: Mhm, interesująca odpowiedź.
Asher: Twój dziadek mnie poprosił, żebym nic ci nie mówił.
Ja: A ty tak po prostu się zgodziłeś.
Ja: Niesamowite. Naprawdę.
Asher: Dobra, stary, nie dąsaj się już
Ja: Nie dąsam się.
Asher: A no tak
Asher: Po prostu komar w dupę cię ugryzł
Ja: Nie mam czasu. Zajmij się robotą.
Wyciszyłem telefon, żeby nikt mi już nie przeszkadzał. Asher wiedział, że zrobił źle. Może nie powinienem się na niego denerwować, ale nic nie mogłem poradzić na to, że przyczynił się do mojego koszmaru. Racja, Wineley słynęło z pięknych, malowniczych miejsc. Nie brakowało też różnego rodzaju festynów, ale tak to tutaj wiało nudą. Ludzie żyli plotkami. Przekonałem się o tym poprzedniego dnia, gdy do domu wparowały ciocie. Wymieniały imiona kobiet tak, jakby miały na to całkowite przyzwolenie. Nie znałem żadnej z nich. Już nawet nie pamiętałem imion, które padły.
Nie wyspałem się. Ani trochę. Całą noc się wierciłem. Raz było mi gorąco, a raz zimno. Spałem na kanapie, bo nie było opcji, żebym poszedł spać do sypialni dziadków. Nigdy bym sobie na to nie pozwolił.
Nie przywykłem do takich rzeczy. Tęskniłem za moim łóżkiem, zimną poduszką i ciszą. No cóż, w Wineley nikomu nie był potrzebny budzik. Kogut piał od samego rana.
A na dodatek w domu dziadków nie znalazłem żadnej kawy. Woleli pić herbatę, więc musiałem nacieszyć się tylko tym.
Gdy miałem już wsiadać do mojego samochodu, to jakiś starszy pan, powiedział, że tym mercedesem, to ja daleko nie zajadę. Racja, asfalt był. Ale brakowało go na drogach, gdzie zazwyczaj jeździł dziadek, aby zająć się zwierzętami. Wolałem nie narażać auta na jakieś usterki. Nie miałem czasu na jeżdżenie po mechanikach. Poza tym, ufałem tylko swojemu. Ten sam pan, który skomentował mercedesa, doradził mi, żebym wziął rower dziadka, który stał z tyłu domu. A ja głupi się na to zgodziłem.
Wyklinałem samego siebie. Chodziłem na siłownię. Dbałem o kondycję. Ale jazda pod górkę, gdzie na niebie świeciło cholerne słońce, całkowicie mnie pokonała. Wydawało mi się, że zaraz umrę. Ludzie się na mnie gapili, jak na skończonego idiotę (w sumie to nim byłem).
Kiedy udało mi się wjechać pod tą górkę, to potem już poszło zdecydowanie szybciej. Momentami nawet wiał lekki wiatr, ale i tak czułem już zmęczenie. No cóż, życie w mieście wyglądało zupełnie inaczej i zdecydowanie to ze mnie wychodziło, gdy musiałem przystosować się do codzienności w Wineley.
Śpiew ptaków towarzyszył mi podczas całej trasy od domu do szpitala weterynaryjnego. Co jakiś czas napotykałem się na mieszkańców, więc witałem się nimi i starałem się od razu jechać dalej. Rozmowy ze starszymi osobami zazwyczaj zabierały sporo czasu, a ja nie chciałem się spóźnić. Otaczało mnie dużo zieleni. Pola uprawne, pola z zapewne truskawkami, różnego rodzaju drzewa, tabliczki z hasłami motywującymi.
CZYTASZ
Każdy Twój Uśmiech | +16
Romance„Każdy twój uśmiech jest tym, który leczy moje rany." Maven Namgung nienawidzi poniedziałków. A w szczególności tych poniedziałków, gdy dzieje się coś złego. Po jednym niepokojącym telefonie dziadka decyduje się zwolnić z pracy na jeden dzień i poje...