ELODIE
Po przeżyciu najpiękniejszego wieczoru u boku Mavena, moje obawy dotyczące tego, że nie spodoba się mu moje ciało – odeszły. Wierzyłam, że ten stan utrzyma się znacznie dłużej. Nie chciałam, żeby pomyślał, że przed nim uciekałam po wspólnie spędzonej nocy.
Maven się mną zaopiekował. Sprawił, że poczułam się jedyna w swoim rodzaju. W jego oczach odkrywałam kolejne strony zachwytu i uwielbienia. To w jaki sposób mnie dotykał, całował... Każde wypowiedziane przez niego słowo. Jezu, to było takie... Takie nasze. Nasza chwila, której nikt nie był w stanie nam odebrać.
Rozstępy, które uważałam za brzydkie, stały się... Normalne. Piersi, które uważałam za nieatrakcyjne, zamieniły się w mój atut. Chyba... Chyba byłam gotowa, żeby się z nimi polubić. Tak jak i zresztą mojego ciała. Przez resztę nocy tuliłam się do torsu Mavena. Przytulał mnie do siebie i otulał niesamowitym ciepłem.
O poranku przebudziłam się, gdy słońce wkradło się do sypialni. No tak, z tego wszystkiego zapomniałam zasłonić zasłony. Obróciłam się na prawy bok w zamiarze wtulenia się do Mavena, ale jedyne co poczułam, to jeszcze ciepłe prześcieradło po stronie, na której spał. Otworzyłam najpierw prawe oko, a potem lewe. Mavena nie było.
Nie panikowałam. Jeszcze nie. Maven na pewno by mnie nie zostawił. Nie wyszedłby tak po prostu.
Usiadłam na łóżku. Przeczesałam palcami włosy, które żyły własnym życiem po tej pełnej emocji nocy i wieczorze. Przyzwyczaiłam się do światła. Na podłodze leżała moja sukienka, bielizna i koszulka Mavena. Czyli ciągle tutaj gdzieś był.
Odkryłam się i podniosłam. Zebrałam rzeczy z podłogi. Na siebie włożyłam koszulkę Mavena, która sięgała mi do połowy ud. Wybrałam z szafki bieliznę. Prysznic zamierzałam wziąć już po śniadaniu.
Gdy tylko wyszłam z pokoju, to zaatakował mnie szczeniak. Zaszczekał radośnie.
– Dzień dobry, Coco. Mam nadzieję, że nie nabroiłeś w nocy. – Posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie, a on położył się na podłodze i łapkami próbował zakryć pyszczek. – Czyli mam rozumieć, że jest coś na rzeczy? – Coco w odpowiedzi polizał mnie po dłoni, którą wystawiłam w jego stronę, aby go podrapać za uszkiem.
Z dołu usłyszałam głos mojej córeczki, a w zasadzie jej śmiech.
– Maven! Nie wojno!
Zaraz do moich uszu dotarł kolejny głos, który należał do ewidentnie rozbawionego Mavena.
– Csii, bo obudzimy jeszcze mamusie.
– Chodź, Coco. – Cmoknęłam, żeby zareagował. – Zobaczymy co ta dwójka wymyśliła.
Zbiegłam po schodach na dół, a za mną biegł Coco. Od razu przeszłam do kuchni, bo to właśnie stamtąd dobiegała rozmowa Lottie i Mavena. Zatrzymałam się w wejściu do kuchni, gdy zobaczyłam Mavena, który gotował razem z Lottie. Przygotowywali śniadanie. Dla nas.
Oparłam się o framugę, żeby nie zemdleć z wrażenia. Maven Namgung stał w mojej kuchni bez koszulki. Obdarowywał moją córeczkę czułością i czymś na pozór... miłości. Trochę się bałam tak to nazywać, ale wiedziałam, że Maven się mną, a w zasadzie nami nie bawił. Wierzyłam, że nie skrzywdziłby Lottie i nie narobiłby jej złudnych nadziei. Moja córka traktowała go, jak jednego z najlepszych przyjaciół. A to oznaczało wiele. Naprawdę wiele.
Lottie stała na stołku, ale Maven bez przerwy na nią zerkał i przypominał, żeby trzymała się blatu. Szykowali jajecznicę, bo właśnie sięgał po dwa jajka. Do kuchni wleciał Coco, który jasno dał do zrozumienia, że nie byli już tutaj sami.
CZYTASZ
Każdy Twój Uśmiech | +16
Romance„Każdy twój uśmiech jest tym, który leczy moje rany." Maven Namgung nienawidzi poniedziałków. A w szczególności tych poniedziałków, gdy dzieje się coś złego. Po jednym niepokojącym telefonie dziadka decyduje się zwolnić z pracy na jeden dzień i poje...