Bonus

1.6K 116 15
                                    

5 lat później

ELODIE

– Kenji! Ostrożnie, proszę cię – powiedziałam głośniej, gdy brzdąc zaczął biegać po podwórku. Pokręciłam lekko głową. Asher jako wujek przesadził z tym prezentem. Kto kupuje trzyletniemu dziecku pistolecik na wodę? Już ze trzy razy razem z Lottie, obudzili mnie i Mavena, gdy smacznie spaliśmy.

– Piu! Piu! – wydawał z siebie śmieszne dźwięki.

Chłopczyk był całkowitą kopią taty. Ciemne włoski, ciemne oczy, które wydawały się być na pozór chłodne, ale gdy tylko się uśmiechał, to były w stanie rozświetlić mrok. Nos odziedziczył po mnie, ale usta już po Mavenie. Jasna karnacja, która przypominała o koreańskich genach. Skąd imię Kenji? Hm... Można to ująć w ten sposób, że jako ogromna fanka serii Dotknij mnie i bohatera, który właśnie tak się nazywał, zdecydowałam się na takie imię, a Maven nie miał nic przeciwko temu. Kenji Ji-Yul Namgung. Drugie imię dostał po pradziadku, który zakończył na jakiś czas podróżę ze swoją żoną. Zdecydowali się na odpoczynek w naszym małym, urokliwym Wineley.

Usiadłam na wygodnym leżaku, a obok mnie położyła się córka. Za każdym razem, gdy na nią patrzyłam, nie mogłam zrozumieć jakim cudem tak szybko urosła. Niedawno, co obchodziliśmy jej piąte urodziny, a miała już dziewięć lat. Długie jasne włosy zaczęły się niesamowicie kręcić, nadal kochała Taylor Swift i słuchała jej niezmiennie, namawiając nas, żebyśmy skusili się na jakiś koncert jej idolki. No cóż, nadal razem z Mavenem nie wspomnieliśmy jej, że czekał na nią pewien prezent, ale chcieliśmy jeszcze trochę poczekać.

Maven właśnie wracał z pracy, więc zazwyczaj dzieci w wakacje witały go już na podwórku. Nadal jeździł na rowerze od dziadka, a samochód wybierał w kryzysowych sytuacjach. Przywykł do życia w miasteczku, a wszyscy inni go w pełni zaakceptowali. Nie tylko ja ucieszyłam się, że z nami został. Minęło pięć lat, a ja nadal pamiętałam moje zdziwienie i to jak się trzęsłam, gdy otworzyłam drzwi i ujrzałam twarz Mavena. Żadne z nas nie żałowało podjętych w tamtym czasie działań. Gdyby kazano mi przeżyć tamte chwile na nowo, to niczego bym nie zmieniła.

Na podwórko wjechał mój ukochany mąż. Zsiadł z roweru, ustawił go tam gdzie zawsze, czyli opierając o płot. Zsunął z pleców plecak. Podszedł do nas, ale nie zdążył rozłożyć rąk na znak, żebyśmy się do niego przytulili, bo nasze dzieci podleciały do niego i zaatakowały. Po ogrodzie rozeszło się głośne szczekanie. Tak, Coco zdecydowanie urósł. Podniosłam się z leżaka, chcąc przytulić się do Mavena, ale Coco przeszkodził nam, rzucając się na niego. Dzieciaki razem z nim padły na trawę, a psiak zaczął ich lizać.

– Coco, już! Stop! Też się cieszę, że ciebie widzę. – Parsknął mój mąż.

– Coco, siad – rozkazała Lottie.

Pies niemal od razu się posłuchał. Wystawił język i pomerdał szybko ogonem.

Cała czwórka podniosła się i otrzepała. Podbiegłam do synka, żeby mu pomóc. Wzięłam go na ręce, a ten wycelował pistolecikiem w twarz taty. Mav zacisnął powieki. Przetarł twarz i uśmiechnął się do nas.

Połaskotał Kenjiego po brzuszku. Pocałował w czoło Lottie i przytulił ją mocno. Etap brania ją na ręce już dawno dobiegł końca, nad czym Mav bardzo, ale to bardzo ubolewał. Jego mała dziewczynka z roku na rok stawała się coraz starsza. Obawiałam się, że ten biedak dostanie zawału, gdy Lottie wejdzie w życie nastolatki.

– Cieszę się, że już jestem w domu – powiedział z wyraźną ulgą. – Moja cudowna żona – wyszeptał i pocałował mnie. – Moja uzdolniona, kochana córeczka – powiedział czule i po raz kolejny przytulił Lottie. – I mój ukochany synek. – Ucałował go w główkę.

– Aż tak ciężki dzień? – zapytałam zmartwiona.

– Stęskniłem się za wami.

– Tato, masz nas na co dzień – stwierdziła Lottie.

Maven spojrzał na nią czule i wyjaśnił:

– Wiem, ale to nie zmienia faktu, że uwielbiam być przy was. Kocham was, jesteście moją rodziną. A to oznacza...

– Że jesteśmy dla ciebie najważniejsi – dokończyła nasza córka.

– Dokładnie tak – pochwalił ją.

– A jak się ma nasz rozrabiaka? – Maven zerknął na synka, który nadal bawił się pistoletem, ale celował w Coco, któremu spodobała się ta „zabawa". Synek śmiał się i żył we własnym świecie.

Mav delikatnie ścisnął go za policzek. Uśmiechnęłam się po zobaczeniu obrączki, od której odbijały się promienie słońca.

Kenji zainteresował się nareszcie tatą. Dużymi oczkami błądził po jego twarzy.

– Tatuś, tatuś!

Oddałam małego Mavenowi, żeby mógł go ponosić na rękach.

– Jak się beze mnie bawiłeś?

– Fajowo.

– Fajowo? – Roześmiał się.

– Próbował wejść na blat, a mama prawie dostała zawału – opowiedziała Lottie.

Po raz pierwszy tak strasznie biło mi serce! Lottie, gdy była mniejsza też lubiła rozrabiać, ale nie aż tak. Ten mały urwisek ani trochę mnie nie oszczędzał.

– W Spidermana pobawimy się innym razem, dobrze? – zaproponował mu Mav, a synek zrobił niezadowoloną minkę. – Wujek Asher dzisiaj przyjeżdża.

– Z ciocią Hattie? – dopytała Charlotte.

– Tak, kwiatuszku.

Pomimo ubiegających lat, nadal się tak do niej zwracał. Nadal byliśmy jego szczęściem, a oni moim.

Przyszłość stała przed nami otworem. Wystarczało wyciągnąć dłoń w jej stronę, a przy okazji spotkać się z przeznaczeniem, które niosło ze sobą dobre chwile i dawało szansę na budowanie niezapomnianych wspomnień.

Bo każdy uśmiech Mavena był moim ukojeniem, a każdy mój uśmiech wiązał się z najlepszym lekarstwem.

Za to nasze dzieci... Nasze dzieci były połączeniem tych dwóch rzeczy. Ukojenie i lekarstwo. Ale nie dało się zapomnieć o spokoju oraz komforcie.

Byłam szczęśliwa.

Naprawdę byłam szczęśliwa. 

A teraz... Już naprawdę do zobaczenia, skarby! Postaram się do was wrócić z kolejną historią najszybciej, jak tylko będę mogła. Nacieszmy się jeszcze tymi ostatnimi rozdziałami KTU.

Kocham Was i dziękuję!

Każdy Twój Uśmiech | +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz