MAVEN
Co tydzień znajdowałem więcej czasu w moim grafiku, aby porozmawiać z dziadkami. Lubiłem ich słuchać. Dowiadywać się, co robili przez cały tydzień, jakie miejsce zwiedzili, co sądzą o kulturze, ludziach. Zasługiwali na odpoczynek, pamiętałem, że niegdyś babcia kochała podróże, więc dla niej to była najlepsza niespodzianka od dziadka, jaką chyba kiedykolwiek od niego dostała.
A dziadek często ją zaskakiwał. Pomimo tego, że byli małżeństwem od tak wielu lat, to ich miłość nie zniknęła. Nie zastąpiono jej zwykłym przyzwyczajeniem bądź obowiązkiem. Ta miłość żyła w nich, w ich sercach i duszach.
Gdy przyjechałem do Wineley to żyłem w przekonaniu, że taka miłość jest cholernie rzadka, i że nigdy nie będzie mi dane przeżyć czegoś podobnego. No cóż... Przeczucie mówiło mi, że tamten sceptycznie nastawiony Maven się pomylił i powinien posypać głowę popiołem. Aczkolwiek, nadal trzymałem się tego, że tak silne uczucie zdarzało się rzadko. Większość ludzi wolało się zdradzać, rozstawać, unikać i doprowadzać do separacji niż szczerze ze sobą rozmawiać. No cóż, ja padłem ofiarą tego pierwszego. Moja była partnerka zdradzała mnie na prawo i lewo. Gdy doszło pomiędzy nami do konfrontacji, to stwierdziła, że to moja wina. Od tamtego momentu trzymałem się z dala od relacji na dłuższą metę, bo nie ufałem.
Ale... Ale jakimś cudem zbliżenie się do Elodie przyszło mi naturalnie. Jej aura, jej dobre serce, jej... Cholera, ona cała mnie do siebie przyciągała, a ja za nic w świecie nie potrafiłem, a w zasadzie nie chciałem się jej oprzeć.
Tym razem namówiłem dziadków, żeby połączyć się przez kamerkę. Nie używali oni Messengera, ale niegdyś pobrałem im Skype'a. Wierzyłem, że uda mi się to ogarnąć, i że poradzą sobie z tą technologią, za którą średnio przepadali. Czasami im się nie dziwiłem. Często sam wyklinałem drukarkę. To najgorsze, najmniej posłuszne urządzenie, jakie stworzono.
Połączyłem się z nimi jako pierwszy. Laptopa położyłem na kolanach, a sam usiadłem w salonie na kanapie. Oparłem plecy o wygodne poduszki. Po całym dniu mój kręgosłup krzyczał i błagał o odpoczynek. Nie dziwiłem mu się. Ten dzień dał mi się w kość. Tym razem ganiałem za kozami. Okazały się być o wiele gorsze od takiej świnki Peppy, jakby to powiedziała Lottie. Poza kozami, musiałem odwiedzić drugą wioskę. Niby nie tak daleko, ale nie byłem gotowy na przyjmowanie porodu krowy. Zabrakło tam ich weterynarza, więc nie miałem serca się nie zgodzić. Na początku chciałem zabrać ze sobą Cole'a, ale po tym, jak znowu na mnie warczał, jak mała Chihuahua, zrezygnowałem z tego pomysłu. Po co miałbym się denerwować? Skoro w mojej pracy spokój, koncentracja, zdrowy rozsądek i delikatne podejście do zwierząt to podstawa. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby jego humorki wpłynęły na jakość mojej pracy. I choć często dziadek pytał o Cole'a i o to, jak sobie radził, to unikałem tego tematu. Nie poczuwałem się do tego, żeby na niego gadać.
Po chwili zobaczyłem dziadków na ekranie laptopa. Na mojej twarzy zagościł ciepły uśmiech. Dziadek przymrużył oczy, a babcia podała mu zaraz okulary i spojrzała karcąco. Zaśmiałem się pod nosem.
– Słyszycie mnie? – zapytałem na wstępie. – Widzicie? – dodałem.
– Tak, słyszymy, synku – odpowiedziała babcia. Usiadła obok dziadka, a głowę oparła o jego ramię.
– Jak się czujecie? Opowiadajcie. Gdzie tym razem się zatrzymaliście?
– Jesteśmy we Włoszech – rzuciła z podekscytowaniem babcia. – Marzyłam o Włochach już od dawna. Gdy dziadek mi powiedział, że to nasz kolejny przystanek, to myślałam, że zacznę piszczeć z radości – roześmiała się, a dziadek ucałował jej dłoń.
CZYTASZ
Każdy Twój Uśmiech | +16
Romance„Każdy twój uśmiech jest tym, który leczy moje rany." Maven Namgung nienawidzi poniedziałków. A w szczególności tych poniedziałków, gdy dzieje się coś złego. Po jednym niepokojącym telefonie dziadka decyduje się zwolnić z pracy na jeden dzień i poje...